18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia rodziny Jurowskich: Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

Agnieszka Kasperska
Rafał Jurowski, młody informatyk, zamiast trwonić czas na dyskotekach, spędza długie godziny na szukaniu swoich korzeni. - Myślę, że poszukiwanie śladów przodków to pasja coraz bardziej popularna wśród ludzi młodych. Znam kilka osób dużo młodszych ode mnie, których osiągnięcia w tej dziedzinie są naprawdę imponujące. Zresztą z poszukiwaniami trzeba się śpieszyć. Za 30-40 lat będzie znacznie trudniej cokolwiek ustalić, jeżeli chodzi o losy konkretnych osób.

Od kilku miesięcy poszukuje Pan informacji o Franciszku Jurowskim.
W sumie o wiele dłużej, choć ostatnio zintensyfikowałem poszukiwania, po tym jak na stronach Kuriera Lubelskiego znalazłem prośbę o nadsyłanie relacji świadków nalotu na Lublin 11 maja 1944 roku. Niestety, nie jestem w stanie pomóc w ustaleniu jakichś szczegółów dotyczących bombardowania, jednak po-myślałem, że być może ktoś będzie pamiętał mojego krewnego. Jest on wymieniany na liście ofiar. To, co wiadomo o Franciszku, to strzępy informacji przekazane przez członków rodziny, którzy trochę pamiętali z opowieści rodzinnych oraz informacje uzyskane dzięki poszukiwaniom genealogicznym.

Kim jest dla Pana Franciszek?
To brat stryjeczny mojego dziadka, urodzony w 1913 r. w Kołakach Wielkich koło Ciechanowa. W okresie okupacji prowadził restaurację w Lublinie. Nie wiem, jak się nazywała, jednak znajdowała się gdzieś w okolicy placu Li-tewskiego i Teatru Osterwy. W zasadzie jedyna informacja o jego życiu prywatnym, jaka jest znana, to fakt, że był zaręczony z młodą wtedy aktorką Antoniną Górecką, później znaną pod nazwiskiem Gordon-Górecka. Jak twierdziła jedna z moich krewnych, Franciszek zginął pod koniec okupacji w jakiejś zasadzce, jednak najwidoczniej czas zatarł informacje o tym, że był ofiarą bombardowania. Mieszkał wtedy przy ulicy Górnej 4. Pochowany został na cmentarzu przy ul. Lipowej, gdzie do dziś znajduje się jego nagrobek.

Po co Panu właściwie informacje o tajemniczym Franciszku Jurowskim?
Dla mnie to bardzo interesująca historia. Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o nim. W zasadzie wszystko, co po nim zostało, to dwa zdjęcia wykonane u Hartwiga. Zresztą słyszałem, że z rodziną Hartwigów ktoś w naszej rodzinie był zaprzyjaźniony. Jestem na tyle upartym człowiekiem, że o ile widzę szansę na dowiedzenie się czegoś o jakimś krewnym, to drążę temat. I pochwalę się - to często przynosi rezultaty. Choć niestety czasami trzeba się poddać albo cierpliwie poczekać na kolejny ślad. Myślę, że jakieś ślady po Franciszku mogły się zachować do dziś. Przecież musiał mieć znajomych, przyjaciół, którzy mogą jeszcze żyć i coś pamiętać. Nie zdziwię się i w sumie bardzo na to liczę, że w czyjejś szufladzie znajdzie się jakieś opisane zdjęcie, na którym został on uwieczniony w grupie znajomych.

Statystyczny trzydziestolatek ma chyba wiele ciekawszych zajęć niż wertowanie albumów rodzinnych i wyprawy w poszukiwaniu przodków. Odkrywanie swojego drzewa genealogicznego to raczej domena osób u schyłku życia.
Myślę, że pasja ta staje się coraz bardziej popularna wśród ludzi młodych. Znam kilka osób dużo młodszych ode mnie, których osiągnięcia w tej dziedzinie są naprawdę imponujące. Zresztą z poszukiwaniami trzeba się śpieszyć. Za 30-40 lat będzie znacznie trudniej cokolwiek ustalić, jeżeli chodzi o losy konkretnych osób. Tymczasem teraz istnieje jeszcze realna szansa znalezienia odpowiedzi przynajmniej na niektóre pytania. Żyją jeszcze osoby, które wiele pamiętają, choć niestety i tak mnóstwo szans zostało już zaprzepaszczonych. Za kilkadziesiąt lat mogą pozostać już tylko suche zapisy w księgach metrykalnych, dlatego też zachęcam "statystycznych trzydzistolatków" i nie tylko, aby rozmawiali i zapisywali wspomnienia swoich bliskich, które w poszukiwaniach są najważniejszym ogniwem.

Co Panu dają takie poszukiwania?
Często porównujemy swoje losy, charaktery czy też cechy fizyczne do ludzi sławnych, lecz nam obcych. Jednak zwykle najwięcej podobieństw odnajdziemy u swoich krewnych, o których często zapominamy, a to poznanie ich losu może nam trochę pomóc w lepszym zrozumieniu nas samych. Dzięki poszukiwaniom można spotkać wielu ciekawych ludzi oraz odwiedzić dużo nowych miejsc. Ja od dwóch lat odwiedzam Grodno i szukam tam swoich korzeni. Same poszukiwania to okazja do poznania historii Polski i innych krajów na terenach, na których rozpościerała się kiedyś Rzeczpospolita Obojga Narodów. Różnego rodzaju kontakty rodzą nowe pomysły. Od pewnego czasu razem z kilkoma osobami próbujemy zebrać odpowiednią grupę osób chętnych do współpracy i utworzyć stowarzyszenie czy też fundację rodów grodzieńskich, stawiającą sobie za cel wsparcie działań dokumentujących genealogię ludzi pochodzących z Grodzieńszczyzny.

Ilu Jurowskich jest w Polsce?
Około 500 osób, jednak znacznie więcej jest ich na świecie. Od razu mówię, że na pewno nie wszyscy są ze sobą spokrewnieni.

Zna Pan ich wszystkich?
Nie, ale wciąż szukam "moich" Jurowskich. Między innymi w internecie na portalach społecznościowych polsko- oraz rosyjskojęzycznych. Wiele w poszukiwaniach po-mógł mi ostatnio portal genealogiczny Myheritage. Dotarłem już do kilkudziesięciu osób noszących to nazwisko w Polsce i na Białorusi. Szacuję, że znam już pochodzenie około 60 procent ro-dzin mieszkających na tych terenach. Niektórych miałem okazję poznać osobiście.

Które ze spotkań było najbardziej fascynujące?
W tym miejscu panią zaskoczę, bo miało ono miejsce w moim ogólniaku, gdzie poznałem przypadkowo krewnego. W roku 1999 na szkolnym korytarzu spotkałem o rok młodszego kolegę Jakuba. Zamieniliśmy kilka zdań. Nie pamiętam już, w jakim kontekście padło moje nazwisko. Wtedy Jakub powiedział, że jego pradziadek też nazywał się Jurowski. Pomyśleliśmy, że jesteśmy rodziną. Potem, po ponad 10 latach poszukiwań, to się zresztą potwierdziło. Jak się okazało, kolega jest praprawnukiem Adama Jurowskiego, brata mojego pradziadka, który osiedlił się w Lublinie. Tak się zaczęła moja przygoda z poznawaniem rodziny, o której istnieniu nie miałem pojęcia.

Przedstawicieli Pana rodziny można spotkać w całej Polsce?
Już na samej Grodzieńszczyźnie ród był mocno rozrodzony. Oprócz gniazda rodu - okolicy szlacheckiej Jurowicz, gdzie było najwięcej Jurowskich, przedstawiciele rodu zamieszkiwali także: Lebiedzin, Pieczyszcze, Zakrzewszczyznę oraz wiele innych miejsc. Zresztą, są jeszcze inne, bardziej tajemnicze linie, m.in. na XIX-wiecznej Lubelszczyźnie, o których nie sposób się czegoś dowiedzieć i znaleźć obecnie żyjących potomków.

Mnie najbardziej interesują ci z Lublina.
Mnie obecnie też. Chciałbym się jak najwięcej dowiedzieć o Franciszku. Jeszcze mniej wiem o jego dwóch siostrach: Teofili i Mariannie, z których jedna w czasie wojny podobno zaginęła gdzieś z mężem na Kresach. Jedyną osobą, której los jest znany, jest najmłodsza siostra Franciszka, Stanisława, która mieszkała także w Lublinie i była najpierw żoną młodego oficera Stanisława Polańskiego, który zginął w czasie wojny. Jej drugim mężem był członek AK i WiN-u Zygmunt Chłapowski, zamordowany przez UB w 1949 roku. Może przez ten wywiad odnajdą się jeszcze jakieś inne linie Jurowskich, mieszkające kiedyś na Lubelszczyźnie?

Zacznijmy jednak od początku. Wszystko zaczęło się na Grodzieńszczyźnie.
Cały ród pieczętował się herbem Przyjaciel, pochodził z podgrodzieńskiej okolicy szlacheckiej Jurowicze, należącej do starej parafii w Jeziorach. Jednym z pierwszych właścicieli Jurowicz był Mikołaj Jurowski, stolnik wołkowyski oraz poseł na Sejm 1648 roku. I to zapewne on jest przodkiem większej części obecnie żyjących członków rodu. Z rodem tym spokrewnione są m.in. znane rody Bohatyrowiczów, Cydzików, Ejsmontów oraz Obuchowiczów, których zaścianki znajdowały się niedaleko, a Eliza Orzeszkowa wielokrotnie o nich wspominała w swej twórczo-ści, m.in. w "Nad Niemnem". Spokrewniony z rodem po-przez matkę Różę Jurowską był także Walery Wróblewski, jeden z przywódców Powstania Styczniowego na Grodzieńszczyźnie oraz uczestnik walk na Lubelszczyźnie. Około roku 1820 urodził się mój prapradziad Piotr Jurowski, a w 1873 jego syn, a mój pradziad także Piotr. Pradziad urodził się i mieszkał w Milowcach, zaś został ochrzczony w tamtejszej parafii w Ka-mionce, w której została ochrzczona także Eliza Orzeszkowa. Potem zamieszkał z żoną Stefanią Radziwanowską w Grodnie przy ulicy Nazaretańskiej 9. Był rzeźnikiem i właścicielem rodzinnego za-kładu produkującego wędliny. W 1909 roku urodził się mój dziadek Kazimierz Jurowski. Był drugim z siedmiorga dzieci. Z Grodna dziadek wyjechał przed II wojną światową, prawdopodobnie do Wolbromia, gdzie przez pewien czas pracował jako policjant. Tam w 1936 r. ożenił się z moją babką Stefanią Jakiel. Oboje zamieszkali w Kluczach koło Olkusza, gdzie dziadek pracował w papierni. W 1945 pojechali do Bytomia. Tam prowadził dwa sklepy papiernicze, z których w pewnym momencie zrezygnował na rzecz państwowej posady kierownika sklepów tej samej branży w Zabrzu, a potem w Katowicach.

Część rodziny pozostała jednak w Grodnie.
Bracia dziadka Stefan, Stanisław, Wacław i Jan do wybuchu wojny pozostawali formalnie w Grodnie. Najmłodsza siostra Jadwiga zmarła w Grodnie w 1933 roku w wieku 13 lat. Kolejna siostra Kazimiera po zakończeniu nauki wyjechała w poszukiwaniu pracy do mojego dziadka do Klucz, gdzie została do zakończenia wojny. Dwóch najstarszych braci dziadka - Stefan oraz Stanisław - pożeniło się jeszcze przed wojną. Wacław w tym czasie studiował na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, gdzie był studentem chemii, a potem farmacji. Zajmował się także sportem, był wioślarzem klubu WKS Śmigły Wilno. Mój ojciec, jak i wujowie zawsze wspominali, że Wacek miał brać udział w olimpiadzie w Tokio w 1940 roku, która z powodu wybuchu wojny, jak wiadomo, się nie odbyła. Janek był żołnierzem VII Batalionu Pancernego, stacjonującego w Grodnie.

Wszystko zmieniła wojna.
22 sierpnia 1939 w walkach o Białystok zginął najmłodszy z Jurowskich, Janek. Potem przyszły następne nieszczęścia. Wacek został aresztowany i zesłany na Syberię, po tym jak próbował przedostać się z Wilna do mojego dziadka do Klucz, gdzie mieszkała już wtedy jego matka Stefania oraz siostra Kazia. Wrócił do-piero z Armią Andresa i osiedlił się w Edynburgu w Szkocji, a później w Durham w północnej Anglii. Podobny los spotkał Stefana, który przejął interes po ojcu. Jako kułak wywieziony został do Kraju Krasnojarskiego (wieś Jazajewka). Wrócił do Polski dopiero w latach 50. i zamieszkał w Łodzi. Stanisław ze swoją żoną mieszkał w Roztoce, Brzegu, a potem w Biało-gardzie, gdzie zmarł. Prababcia oraz jej córka wyjechały z Klucz dopiero po zakończeniu wojny, zamieszkały w Pa-bianicach.

Co się stało z rodzeństwem pradziadka Piotra Jurowskiego?
No właśnie, dwa lata temu jeszcze tego nie wiedziałem, ale wtedy ostatecznie po-twierdziłem moje pokrewieństwo z Jakubem, kolegą ze szkoły, a przy okazji odnalazła się reszta rodzeństwa pradziadka. Okazało się, że było ich sześcioro: Wiktoria, Kornelia oraz Józef, Michał, Antoni i Adam. O siostrach, jak i najstarszym z braci, Józefie nie wiem, jak na razie, nic. To kolejna zagadka do rozwiązania. Co do pozostałych, to Michał ożenił się z Feliksą Rybicką i zamieszkał w Warszawie. Kolejny Antoni zamieszkał w Sokólniku, a następnie w Kołakach Wielkich koło Ciechanowa, gdzie ożenił się z Julianną Kołakowską i to oni byli rodzicami poszukiwanego Franciszka. Możliwe, że także mieszkali w Lublinie. W 1870 roku urodził się Adam Jurowski, prapradziad mojego kolegi z ogólniaka, który ożenił się z Walerią Suszek, rodem po-chodzącą z Rud w parafii Końskowola. Do Koziego Gro-du przeprowadził się na przełomie XIX i XX wieku. Adam z zawodu był kolejarzem, zresztą tak jak jego teść, Walenty Suszek. W pierwszych latach XX wieku wyjechał z żoną oraz dwojgiem dzieci - Marianem i Zofią do pracy na Syberię, gdzie w Borzji Zbajkalskiej urodziła się ich ostatnia córka Eugenia. Brał tam udział w budowie kolei transsyberyjskiej. Być może w Lublinie są rodziny, które w życiorysach swoich krewnych znajdą podobne epizody. Zapewne około 1910 roku wrócili do Lublina. Sam Adam w 1911 roku opuścił bliskich i udał się do Cleveland (USA). Zginął tam po 1930 roku w jakimś tragicznym wypadku komunikacyjnym z udziałem koni. Mówiono, że zostawił spadek, którego rodzina nigdy jednak nie odebrała.

Cała rodzina Adama - żona oraz troje dzieci - pozostała w Lublinie. Syn Adama Marian był także kolejarzem, a jego żoną była Czesława Długołęcka. Do końca życia mieszkali w Lublinie przy ulicy Nowy Świat 3. W czasie drugiej wojny światowej aktywnie działał w ruchu oporu na terenie województwa lubelskiego pod pseudonimami "Drucik" oraz "Pająk", był specjalistą od urządzeń łączności. Był jedną z barwniejszych postaci w mojej rodzinie. W sierpniu 1939, gdy po Polsce krążyły plotki o rychłym wybuchu wojny, wiele osób w panice wycofywało swoje wkłady z banków, on podobno desperacko próbował ich przed tym powstrzymać, gdyż uważał, że to szerzenie defetyzmu. Oczywiście był konsekwentny i swoich pieniędzy nie wycofał. Obie córki Adama, Zofia i Eugenia, także mieszkały w Lublinie. Zofia była żoną Władysława Matyja-szewskiego, a Eugenia wyszła za mąż za lubelskiego adwokata Jana Chmielewskiego.

Skoro powodem naszej rozmowy są jednak losy Franciszka, wróćmy do niego.
W nawiązaniu do tego, co powiedziałem, mam wielką nadzieję, że wśród Czytelników Kuriera znajdą się osoby, które mogą coś o tej osobie wiedzieć. Będę wdzięczny za wszelkie informacje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Historia rodziny Jurowskich: Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski