Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najgorsza kanalia też jest człowiekiem. Rozmowa z Marcinem Wrońskim

Sylwia Hejno
Marcin Wroński
Marcin Wroński Fot. Małgorzata Genca
Marcin Wroński, autor lubelskich retrokryminałów o komisarzu Maciejewskim, w swojej nowej książce "Pogrom w przyszły wtorek" porusza kontrowersyjne tematy. O tym, jak się żyło w powojennym Lublinie, opowiada w rozmowie z Sylwią Hejno

Akcja Pana nowej książki rozgrywa się w 1945 r. Czy to koniec z przedwojennymi perypetiami komisarza Maciejewskiego?
Ależ nie! Kolejna książka przeniesie czytelników z powrotem do międzywojnia, będzie kolejna duża retrospektywa, podobnie jak w "Skrzydlatej trumnie".

Z jakich źródeł korzystał Pan przy pracy nad "Pogromem w przyszły wtorek"?

Jednego z pierwszych impulsów dostarczyła mi notka w "Sztandarze Ludu" z 1945 roku o pogromie, któremu udało się zapobiec. Cały szkopuł w tym, że nikt nie wie, dlaczego się udało. Odwołuję się naturalnie do opinii historyków, bo chyba pani przyzna, że trudno by było czerpać rzetelną wiedzę z ówczesnego "Sztandaru Ludu". Pomyślałem, że skoro nie wiadomo, jak było, a wyszło dobrze, to pewnie wtrącił się komisarz Maciejewski. Posługiwałem się także opracowaniami naukowymi, wspomnieniami, ale nie w taki stopniu jak dotychczas, bo można wątpić w prawdziwość wielu informacji z tamtego okresu, a nawet pisanych dziś, tyle że w ideologicznym sosie.

Porusza Pan drażliwe sprawy, jak polski antysemityzm czy dwuznaczna postawa niektórych członków konspiracji. W powszechnym odczuciu byli ofiarami, które ścigano i represjonowano, Pan pokazuje, że byli wśród nich bandyci i oprawcy.
Tak już mam, że staram się politycznie niepoprawnie zachować zdrowy rozsądek. I "Pogrom w przyszły wtorek" pod względem kontrowersji nie jest taki wyjątkowy na tle całej serii. Wystarczy wspomnieć choćby polsko-żydowskich sutenerów, którzy pojawiają się w "Kinie Venus". Różnica tkwi jedynie w tym, że to, co się działo po 1945 r., jest nam po prostu bliższe, toteż bardziej nas drażni i dotyka. Faktycznie można powiedzieć, że pokazuję podziemie niepodległościowe z nieciekawej perspektywy, ale ja piszę o ludziach zagubionych, pozbawionych swoich dowódców, którzy sami nie wiedzą, komu ufać. Opisy przestępstw dokonywanych na Żydach to literacko przetworzone autentyczne zdarzenia, chociaż nie staram się nikogo pokazywać w duchu wojującego antysemityzmu. Przedstawiam natomiast sytuację, w której niechęć do Żydów stanowi dobry pretekst dla pospolitego bandytyzmu.

Nie podejrzewałam, że major Grabarz, kat, ma ludzką twarz.
O to mi chodziło, o pokazanie, że najgorsza, okrutna kanalia jest - bez względu jak to brzmi - człowiekiem, czyli że najpodlejsze czyny mają ludzką motywację. To kolejny przejaw mojego politycznie niepoprawnego rozsądku: nawet ubecki oprawca takim motywacjom podlega. Nawet seryjni mordercy mają jakiś powód, by stać mordercami. Jednakże "mieć powód" to nie znaczy "być rozgrzeszonym", a jedynie zrozumianym.

Z kolei Zyga nie wie, dlaczego pomagał Żydom, a nawet średnio to pamięta.

Widocznie nie wiedział, że jest tak dobrym człowiekiem, jak ironicznie powiedział Grabarzowi. Maciejewski jest z natury porządnym facetem, ale przede wszystkim to policjant z krwi i kości, który pilnuje pewnych zasad i chce być w tym skuteczny.
Kiedy wychodzi z więzienia na Zamku, jest trochę jak kosmita, który ląduje na obcej planecie.
To zdumiewające, jak po wojnie Lublin błyskawicznie stał się całkiem innym miastem. Trzeba też pamiętać, że stracił status stolicy, centrum, do którego zjeżdżała cała komunistyczna wierchuszka. W 1945 roku Lublin był niebezpieczny, zrujnowany, głodny i kontrolowany, było to miasto pełne obcych, którzy się przemieszczali albo ze wschodu na zachód, albo z zachodu na wschód. Po wyjściu z więzienia Maciejewski budzi się w innym świecie, nie wie już, ile kosztują wódka i papierosy, nawet topografia miasta już nie jest ta sama, bo na znajomych ulicach mieszczą się inne, często złowieszcze urzędy. Cieszę się, że żyję w mniej ciekawych czasach.

W więzieniu coś się w Zydze zmieniło: pojął, że ma rodzinę. Czy komisarzowi grozi kolejna niewola, tym razem w domowych kapciach?
Cóż, widać na powyższym przykładzie, że więzienie jednak pełni jakieś funkcje resocjalizacyjne… Ale te kapcie tak naprawdę na każdego kiedyś czekają. Zapewniam, że nie ma powodu do większego niepokoju, przed nami jeszcze pięć tomów i wszystkie będą kryminałami, zatem ciapy Zygi nigdy nie staną się za ciepłe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski