Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Historia "Murzynka", czyli słynnego zegara (ZDJĘCIA)

Małgorzata Szlachetka
Zegarki naprawia się tutaj od pięćdziesięciu sześciu lat. Tomasz Kaczmarek przejął interes po ojcu. Do niewielkiego zakładu wchodzi się po schodkach. Przeszklona lada, a pod oknem stolik z blatem założonym częściami mechanizmów. Na ścianach i półkach jest mniej czasomierzy niż można by się spodziewać po takim miejscu.

Usługi reklamuje charakterystyczny szyld: po jednej stronie jest twarz uśmiechniętego Murzynka, a po drugiej czarnoskórej dziewczynki. Rysunki są tłem dla tarczy zegarka. Do kompletu jest napis „zegarmistrz”, numer telefonu, nazwisko właściciela i informacja, że zakład istnieje od 1959 roku.

Lublinianie świetnie kojarzą charakterystyczny szyld wiszący na rogu ulic Chopina i Okopowej. Pamiętają na przykład, że oczy chłopca były zawsze ruchome. Takimi wspomnieniami podzielili się internauci na facebookowej stronie „Lubelski flanering”, po tym, jak na kamienicy została zamontowana najnowsza wersja szyldu.

„Szkoda starego, zezowatego Murzynka. Pamiętam go od dzieciństwa” - pisze ktoś, a kolejna osoba dodaje: „Murzynek odmłodniał, jakby zinfantylniał z lekka. I oczami już nie strzela w trybie tik (w prawo) - tak (w lewo), tylko powoli przesuwają się gałki oczu z prawej do lewej i z powrotem. Nie ten Murzynek, nie to wrażenie (bo i my nie tacy sami), ale dobrze, że jest w tym miejscu, że nie zastąpił go jakiś ultra-super-hipernowoczesny szyld”.

- Jeden klient powiedział: - Moi rodzice umawiali się przy tym Murzynku. Jak pan mógł go zdjąć?! - opowiada Tomasz Kaczmarek. - Takich głosów było zresztą więcej.

Nieprzyjemne sytuacje były wyjątkami. Pod koniec lat siedemdziesiątych chuligan rzucił w Murzynka cegłówką. Wszystko widział brat pana Tomasza, złapał sprawcę po krótkim pościgu.

- Pewnego razu zostałem pozwany przez mężczyznę, który zarzucił mi rasizm - przyznaje Tomasz Kaczmarek. - Rasistowskie miało być to, że Murzynek ma przekłuty nos. Ale przecież to jest zegar i gdzieś trzeba było zamontować wskazówki - dziwi się.

Szczęśliwie, ostatecznie sprawa nie trafiła na wokandę.

- Czy ten szyld jest poprawny politycznie? Nie wiem. Na pewno Murzynek wpisał się w krajobraz ulicy. To jest część historii miasta. Poza tym, tak starych zakładów rzemieślniczych w Lublinie prawie już nie ma i co roku znikają kolejne - przekonuje pan Tomasz.

Ilu w Lublinie jest zegarmistrzów? Takich danych nie mają ani Rejonowy Cech Rzemiosł Różnych w Lublinie, ani Izba Rzemiosła i Przedsiębiorczości. - Dziś nie ma obowiązku należenia do cechu - słyszymy.

Za to Urząd Statystyczny zapisuje zegarmistrzów w kategorii „naprawa zegarów, zegarków oraz biżuterii” i na terenie miasta odnotowuje w niej dwadzieścia takich punktów.

Pierwszy wizerunek Murzynka zawiesił w 1959 roku Jan Kaczmarek, ojciec pana Tomasza. Twarz czarnoskórego chłopca była malowana przez malarza z Lublina.

Skąd taki wybór? Syn przypuszcza, że chodziło o oryginalną reklamę, która zwróci uwagę przechodniów.

Mechanizm z pierwszego szyldu - zegarka pan Tomasz przechowuje do dziś. „Serce” zegara sygnowane jest przez znaną firmę „Siemens & Halske” z Berlina. Jan Kaczmarek przywiózł je ze Szczecina. Miasta, które opuścił, bo zakochał się w przyszłej żonie, dziewczynie z Lubelszczyzny.

Początki rodzinnego zakładu były nie najłatwiejsze. Jan Kaczmarek najpierw chciał naprawiać zegarki przy ulicy Lubartowskiej. Wyremontował lokal i czekał na pierwszych klientów.

- Tym miejscem cieszył się jedynie przez dwa dni, bo potem nagle i bez podania powodu rozwiązano z nim umowę najmu. Z rodzinnych opowieści wiem, że lokal podobno spodobał się żonie prezesa spółdzielni. Upatrzyła go sobie na sklep z kapeluszami - opowiada Tomasz Kaczmarek.

Drugim adresem zakładu zegarmistrzowskiego stała się ulica 1 Maja.

- Jan zamieszkał przy Królewskiej. To był tylko pokój z kuchnią - mówi Zygmunt Kaczmarek, brat Jana Kaczmarka. - Warunki były naprawdę fatalne, w kamienicy można było zobaczyć, jak grasują szczury. Nikt nie chciał tego mieszkania, bo było obok wejścia do wspólnej toalety na korytarzu. A to nic przyjemnego - wspomina.

Pan Zygmunt odwiedzał wówczas brata w czasie wakacyjnych przerw w trakcie studiów. Przy okazji uczył się zegarmistrzowskiego fachu i zarabiał w Lublinie na naprawie czasomierzy.

- Pod koniec lat pięćdziesiątych klienci przynosili zegarki, żeby przetopić ich złotą kopertę. Było ciężko, a ludzie się żenili, więc trzeba było skądś mieć obrączki - opowiada Zygmunt Kaczmarek.

- Koperta z cennego kruszcu zastępowana była zwykłą. Dużo starych rarytasów się wtedy przetopiło - ubolewa.

Do trzech razy sztuka. I zgodnie z tym porzekadłem dopiero obecny, trzeci adres okazał się tym szczęśliwym i to na lata. To właśnie na rogu ulic Chopina i Okopowej Jan Kaczmarek zamontował pierwszy szyld z wizerunkiem Murzynka. W latach 90. XX wieku szyld został zmieniony. Mechanizm zegara jest przechowywany do dziś, ale pierwszej, malowanej tarczy już nie ma. Tomasz Kaczmarek zatrzymał za to tarczę z drugiego szyldu. Zapewnia, że rysunek Murzynka na nim jest kopią pierwszej wersji.

- Drugiego zamówiłem już ja, w firmie kolegi. Był 1996 rok - dodaje zegarmistrz.

- Dlaczego zależało mi na nawiązaniu do pierwowzoru? Zbieram antyki, więc takie rzeczy są dla mnie ważne - mówi.

Jan Kaczmarek swój stary adres odstąpił synowi, ale z wykonywania zawodu nie zrezygnował. Sam prowadzi inny punkt zegarmistrzowski w Lublinie. Tomasz Kaczmarek kontynuuje kilkudziesięcioletnią tradycję, którą zapoczątkował jego ojciec. Gdy okazało się, że trzeba wymienić drugi szyld, bo konstrukcja kasetonu jest przerdzewiała, postanowił nawiązać do sprawdzonych wzorów.

Obecny Murzynek wygląda trochę inaczej niż jego starsi bracia. Kreska rysunku jest nieco inna, mniejsze są też cyfry w tarczy ściennego zegara. Najważniejsze było oczywiście sprawienie, żeby oczy Murzynka były ruchome. Bo to jego znak rozpoznawczy. - Przekładnię do uruchomienia oczu przywiozłem z Anglii, gdzie mieszkałem przez dziewięć lat. Wykorzystałem też silniczek z adaptera Bambino - opowiada Tomasz Kaczmarek.

Zrobienie trzeciej wersji kultowego szyldu trwało dwa miesiące. Został zamontowany w kwietniu tego roku.

Tomasz Kaczmarek przyznaje: - Niestety, oczy chodziły tylko cztery miesiące. Nie wytrzymały tegorocznych upałów.

Ale już niedługo Murzynek znowu będzie mrugał jak dawniej. - Bo kupiłem nowy silniczek do uruchomienia oczu - zapewnia Tomasz Kaczmarek.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sagi Lubelszczyzny: Historia "Murzynka", czyli słynnego zegara (ZDJĘCIA) - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski