Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewierni płocczanie

Paweł Franczak
Lao Che. Od metalu przez hip-hop po nowoczesnego rocka.
Lao Che. Od metalu przez hip-hop po nowoczesnego rocka. Fot. materiały prasowe
Płocki Lao Che to przykład na to, że nie zawsze warto być wiernym jednej stylistyce. Gdyby "Siedmiu nie zawsze wspaniałych" nie zdradzało cięższych odmian metalu na lewo i prawo, dzisiaj byliby jedną z wielu kapel z groźnie brzmiącą nazwą i garstką fanów. A tak ich płyty sprzedają się na pniu, a na koncerty przychodzą prawdziwe tłumy. Dziś w Świdniku też tak pewnie będzie.

Wszyscy w Lao Che zaczynali od mocnego uderzenia. Prawie każdy z muzyków płockiego septetu miał kiedyś do czynienia ze sceną metalową. Perkusista Michał "Dimon" Jastrzębski to były członek doommetalowego Stonehenge. Hubert "Spięty" Dobaczewski udzielał się na wokalu w formacji Aberration. Mariusz "Denat" Denst zasiadał za bębnami w deathmetalowym Hazaelu, który zresztą doskonale sobie radził na rynku - wydali trzy dobrze przyjęte albumy - a Rafał "Żubr" Borycki był basistą Hope I, grającej hardcore.

Potem płocczanie przerzucili się na hip-hop. Jeszcze zanim zakiełkowała jakakolwiek myśl o Lao Che, "Denat" postanowił zamienić image ponurego metalowca na twardego rapera i założył Kanabiplanto (konkurs dla Czytelników: co mogło być źródłem nazwy? Nagród, niestety, nie przewidziano).

Z tą twardością bywało jednak różnie, bo Kanabiplanto należało do podziemnej sceny hip-hopu, w której bardziej chodziło o psychodeliczną podróż w odmienne stany świadomości, niż o szacunek ludzi ulicy. Kanabiplanto "dobrze żarło, ale zdechło". Zgon nastąpił mniej więcej w 1998 roku.

Od tej pory biografia nieco się komplikuje, bo w internecie można znaleźć sprzeczne informacje z tym, co mówią niektórzy członkowie, ale prawdopodobnie w tym samym czasie "Spięty" z Gustawem Pszczelarzem (ex-Hazael) też zaczęli kombinować z coraz popularniejszym hip-hopem i tak powstało Koli. Kiedy dołączył do nich eksperymentujący w tamtym czasie z elektroniką i ambientem "Denat" (albo oni do niego, trudno to stwierdzić) i "Dimon", skład grupy był już ustabilizowany. Hip-hop w wy-daniu Koli też nie miał po drodze z ziomalami:

- Nie można w ogóle powiedzieć, że jesteśmy raperami. Wszyscy wychowaliśmy się na metalu, nie słuchamy hip-hopu. W naszej muzyce, na płycie "Szemrany", wykorzystaliśmy elementy tego stylu, ale głównie dlatego, że rymowanie dało nam możliwość przedstawienia ciekawszej fabuły niż tekst śpiewany. Nie interesuje nas wchodzenie w klimat: blokowiska, kolesie, scena - mówił kilka lat temu Pszczelarz.

Koli miało na tyle pary, żeby wydać krążek "Szemrany" i... umrzeć śmiercią naturalną. Co prawda czasem muzycy przebąkują o tym, że nowy album mógłby powstać, ale chyba trzeba to włożyć między bajki.

Najważniejsze, że i Koli, i Kanabiplanto, i wszystkie metalowe doświadczenia dały Polsce jeden z najciekawszych zespołów ostatnich lat. Zespołu, który miewał chwile lepsze (wydanie rewelacyjnego albumu "Powstanie Warszawskie"), gorsze (niezbyt efektowny powrót w postaci "Gospel") i średnie (przyzwoite debiutanckie "Gusła"), ale był na tyle oryginalny, żeby stać się magnesem dla całego młodego pokolenia słuchaczy i nadzieją, że "jeszcze Polska muzyka rockowa nie zginęła".

Lao Che, Świdnik, Kino "Lot", ul. Kard. St. Wyszyńskiego, godz. 19, Bilety 30 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski