Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Kody 2013: Nauka z "Wielkiej nauki". Recenzja (ZDJĘCIA)

PAF
Festiwal Kody 2013
Festiwal Kody 2013 Tomasz Kulbowski/materiały organizatora
Festiwal Kody 2013 rozpoczął się w piątek od lubelskiej premiery "The Great Learning" ("Wielkiej nauki") Corneliusa Cardew. Wykonało ją kilkudziesięciu amatorów i profesjonalistów podokiem Johna Tilburyego. Nie byłem wykonawcą, a mimo to sam wiele się nauczyłem.

"The Great Learning" to jedna z czterech ksiąg konfucjanizmu, niezwykle ważna dla chińskiej filozofii. Dotyczy polityki, zasad społecznych, edukacji. W 1968 roku stała się fundamentem siedmioczęściowej kompozycji Cardew, kompozytora, dla którego kwestie społeczne były więcej niż ważne (pod koniec życia porzucił nawet awangardę, by pisać rewolucyjne, proste piosenki i angażować się w ruch lewicowy). Tym samym granica między sztuką, edukacją i tym, co socjalne się zatarła. A wysłuchanie utworu było w takim samym stopniu lekcją z estetyki, co z socjologii.

Pierwszą nauką było: "cierpliwość nagradza".

"Wielka nauka" to łącznie siedem godzin muzyki, często bardzo wymagającej. Taki rozmach nie jest przypadkowy - dopiero bowiem po długich zmaganiach z dźwiękiem można było odebrać go głębiej. Zetknięcie z dziełem o takich rozmiarach we współczesnym, przyzwyczajonym do skondensowanej i krótkiej informacji odbiorcy, powoduje natychmiastową potrzebę ucieczki, uniknięcia trudu i zaangażowania. Nie jestem tu żadnym wyjątkiem.

"The Great Learning" to lekcje o społeczeństwie i o muzyce

Weźmy trwający ponad godzinę fragment z perkusjami. Sześć ustawionych wokół sali zestawów perkusyjnych otaczają kilkuosobowe grupy śpiewaków. Każdy perkusista gra w innym tempie i z inną głośnością. Śpiewacy próbują przekrzyczeć bębny, oczywiście bezskutecznie, ale robią, co mogą.

Siedząc w tym zgiełku przeszedłem kilka faz. Najpierw uwiódł mnie rytm w stojącej najbliżej gromadzie, kiwałem się i tupałem. Po kilkunastu minutach zamknąłem oczy, by wyizolowywać poszczególne rytmy i głosy. Nie wytrzymałem długo, więc położyłem się, wczuwając w drżenie podestu.

Następnie chodziłem po budynku, nasłuchując niuansów w brzmieniu. W końcu mózg zakomunikował mi: "dość, więcej nie przyjmę" i popadł w odrętwienie. Wydawać by się mogło, że przegrałem, że po prostu straciłem czas. Kiedy jednak następnego dnia myślałem o tych doznaniach, okazało się, że było to jedno z najciekawszych przeżyć, jakich dostarczyła mi muzyka.

Drugą lekcją była: "ego nie wygra z muzyką".

"Wielka nauka" zakłada pewną hierarchiczność: ktoś naucza, ktoś się uczy. Wszyscy uczą się od Tilbury’ego i od kompozycji. A przynajmniej powinni, bo miałem wrażenie, że niektórzy nauki nie chcieli. Chcieli lśnić, skupiać na sobie uwagę, zapominając, że owszem, są ważni, ale nigdy ważniejsi od muzyki.

W ogóle obserwowanie skrajnie różnych reakcji wykonawców było intrygującym doświadczeniem. Ktoś nie mógł wydobyć z siebie głosu, choć próbował, ktoś inny starał się śpiewać najgłośniej, jeszcze inna osoba wolałaby pozostać niewidzialna i niesłyszalna. Czyż nie jest to społeczeństwo w soczewce?
Trzecią nauką jest ta o głupocie, która może wzruszać.

W jednym z paragrafów, pt. "Dumb show" ("Pokaz głupków") wykonawcy odgrywają pantomimę. Zgodnie z nazwą, jest dość komiczna. Teoretycy sugerują, że Cardew wykorzystał mowę znaków Indian z Wielkich Równin i ruchowy odpowiednik chińskich piktogramów, ale kiedy moja żona (tak, moja żona była jednym z wykonawców, nie widzę potrzeby, by to ukrywać) pokazała mi sekwencję po raz pierwszy, wzruszyłem się. Zbiór przypadkowych gestów jakimś cudem doskonale nawiązywał do naszej wspólnej historii. I pomyślałem, że "głupia" nazwa tego ustępu może być bardzo myląca.

Ostatnią lekcją jest ta o sile communitas.

Łacińskie słowo communitas oznacza wspólnotę, wspólny udział, więź i łączność. Wspólnotę, która zawiązała się między ludźmi na scenie i na widowni (właściwie umowną), a przede wszystkim między samymi artystami. Nawet gdy niektórzy chcieli się popisywać, nawet gdy w grupie - co przecież naturalne - pojawiały się spory, gdy czyjeś umiejętności nie dorównywały reszcie, communitas była nierozerwalna. Była większa i donioślejsza niż pojedyncze pomyłki i ułomności, tak jak społeczeństwo jest większą siłą niż jednostka.

Najlepszym dowodem był ostatni paragraf, w którym wykonawcy śpiewają tekst w różnych odstępach i na różnych wysokościach dźwięku. Mimo wszystkich różnic w natężeniu i rodzaju głosów nagle nad głowami śpiewających pojawił się w naturalny sposób jeden wysoki, stojący dźwięk. Wsłuchiwałem się w niego jak inni, zza ściany, gdzie był najwyraźniejszy. Wibrował długo gdzieś pod sufitem, lśniący i majestatyczny.

I tak jak communitas: był piękniejszy niż pojedyncze głosy, choć przecież z nich stworzony.

Kody 2013 trwają do 18 maja. Najbliższy koncert w środę, o godz. 20.00 na wirydarzu o.o. Dominikanów (ul. Złota 9). W programie: Przestrzenie dźwięku - huculska muzyka sygnałowa; Pierre Jodlowski "Interactive Landscapes"; Igor Strawiński "Święto Wiosny"; Jerzy Mazzoll i Tomasz Sroczyński "Rite of Spring Variation". Bilety: 20-30 zł

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.kurierlubelski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski