W tym tygodniu Sąd Okręgowy w Lublinie rodzinie Martynki, która zmarła we wrześniu ub. roku, przyznał ok. 640 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia.
Dziewczynka przyszła na świat w puławskim szpitalu. Kobiecie nagle odeszły wody, a tętno płodu zaczęło spadać. Rozpoczęto przygotowania do cesarki. Pacjentce podano leki wstrzymujące skurcze. Wtedy pojawiła się lekarka Danuta J. Kazała rodzić naturalnie. - Poród przy wstrzymanych skurczach był koszmarem - mówiła przed sądem Aleksandra Kasperek.
Noworodek zaraz po przyjściu na świat był reanimowany. Później maleństwo trafiło do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Martynka żyła, ale jej rodzice dopiero po kilku dniach dowiedzieli się w jak tragicznym jest stanie. Była całkowicie sparaliżowana. Nie umiała przełykać, nie widziała, ani nie słyszała. Wymagała stałej opieki. Nawet najmniejsza infekcja mogła ją zabić. - Podczas opieki nad córką było wiele momentów kiedy myślałam, że dziecko odchodzi. To były traumatyczne przeżycia. Cieszyłam się każdą chwilą z córką - mówi Kurierowi mama Martynki.
Rodzina Martynki pozwała szpital i firmę, która go ubezpieczała. - Sąd rozstrzygając tę sprawę wykazał się ogromnym humanitaryzmem. Dramatem jest to, że dziewczynka nie doczekała rozstrzygnięcia - mówi mecenas Piotr Sendecki, reprezentujący rodzinę Kasperków.
Wcześniej sprawą dramatycznego porodu zajmował się sąd w Puławach. Danuta J., która odwołała cesarkę, została skazana na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu i rok zakazu pracy jako lekarz. Obecny wyrok Sądu Okręgowego nie jest prawomocny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
