Główny obiekt happeningu to lodówka marki Polar. Sprzęt przez 15 lat służył właścicielowi, aż w końcu się popsuł. Trzy lata trwały próby naprawienia. Przez mieszkanie artysty przetoczyła się armia specjalistów i złotych rączek. Każdy tylko bezradnie rozkładał ręce i mówił: nie ma części.
W końcu Kazimierz Grześkowiak postanowił zafundować lodówce lot... ostatni. Miejscem akcji był balkon na siódmym piętrze w bloku przy ul. Bolesława Chrobrego. Sprzęt został zepchnięty na oczach grupki gapiów. Świadkami happeningu byli dziennikarze Kuriera Lubelskiego. Z relacji zamieszczonej w gazecie wynika, że lodówka zrobiła pożegnalnego koziołka i zakończyła żywot roztrzaskując się na trawniku. - Spodziewam się, że te ponad sto tysięcy, które wyrzuciłem za okno, poruszą sumienie producentów części zamiennych. Aleksander Świętochowski, ojciec polskiego pozytywizmu, mawiał, że "skandal jest czynnikiem postępu" - mówił po happeningu Grześkowiak.
Protest artysty skandalem się nie zakończył. W kolejnych numerach Kuriera brak jest jakichkolwiek wzmianek o tym, aby taka metoda uśmiercenia lodówki kogoś oburzyła, także nikt z władz nie czepił się nieco niebezpiecznego dla innych happeningu. Artysta miał nadzieję, że jego akcja coś zmieni, bo wszyscy mieli wtedy kłopoty z naprawą zepsutych urządzeń. - Na klatkach schodowych stoją bezużyteczne piecyki, lodówki, odkurzacze. Po kątach zalegają zepsute telewizory, w szufladach leżą zdezelowane zegarki. Nie działają, bo brakuje części zamiennych - mówił Grześkowiak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?