MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bachmut to niekończący się horror, a nie życie. Reportaż wojenny Dmytro Antoniuka [CZĘŚĆ XXVII]

Dmytro Antoniuk
Połowa stycznia 2023: Donbas Nigdy nie byłem w samochodzie jadącym tak szybko po ulicach dużego miasta. Słowiańsk, Kramatorsk, Konstantinówkę przelatujemy. P. i ja siedzimy obok wojskowych, którzy przejeżdżają przez skrzyżowania i ulice z prędkością 120 km/h. Mamy na sobie kamizelki z napisem "Press" i hełmy. Mój jest bardzo ciężki i niewygodny.

- Panie i panowie, zapinajcie pasy! Następna stacja: Bachmut - żartuje nasz kierowca-przewodnik.

Nigdy nie życzyłbym sobie takich wycieczek, ale życie zmusza. P. przywiózł wiele bardzo potrzebnych rzeczy swoim wojskowym przyjaciołom, którzy towarzyszą nam w tych dniach. Ja przywiozłem generator, kupiony za pieniądze z wygłoszonych w Polsce prezentacji. Wydaje się, że tutaj na wschodzie nie ma tak wielkiego problemu ze światłem, jak w pozostałej części Ukrainy, ale znaleźliśmy miejsce, gdzie można go dobrze wykorzystać.

Tymczasem mijamy ostatnią kontrolę. Dalej, na wzgórzach - ta część Donbasu jest niezwykle malownicza - widać bloki miasta Czasów Jar. Wkrótce mijamy znak „Bachmut”.

Byłem w tym mieście latem 2020 roku. Pamiętam ładne domki w centrum i ogromne podziemne labirynty słynnej tutejszej winiarni, gdzie w czasach sowieckich robiono „szampana”. Teraz jest na linii walk.

Jedziemy bez zwalniania. Za oknem nieustannie słychać głośne eksplozje. Mijamy płonący dom... Potem centrum, w którym nie ma żadnego całego domu, żadnego całego okna. Przed nami na rowerze jedzie cywil. Jak to możliwe?! Nieustannie się modlę, każda sekunda w tym miejscu jest dla mnie pełna grozy, a ten człowiek po prostu jedzie gdzieś w interesach pustymi ulicami, gdzie w każdej chwili może coś przelecieć...

Naszym celem jest kościół Matki Bożej Królowej Różańca Świętego. Jest to stary kościół, zbudowany dla miejscowych katolików w 1903 roku i odnowiony po uzyskaniu niepodległości. Znajduje się w pobliżu rzeki Bachmutka, za którą toczą się boje. Nie wolno nam wychodzić z samochodu. Przez częściowo otwarte okno fotografujemy świątynię, której brakuje części dachu - pod koniec listopada Rosjanie zbombardowali kościół.

Dalej jedziemy tymi samymi przerażającymi, opustoszałymi uliczkami w kierunku bazaru bachmuckiego. Tylko tutaj widzimy kilka osób. Nie więcej niż dziesięć. Bazar zniszczony i spalony. Okoliczni mieszkańcy nie mają wody od maja, prądu od września. Przywożą im chleb i artykuły spożywcze, ale brakuje lekarstw, ciepłej odzieży i latarek. Według różnych szacunków w Bachmucie, gdzie w 2021 roku mieszkało ponad siedemdziesiąt tysięcy osób, pozostało ich tysiąc. Są to głównie osoby starsze, które nie mają środków finansowych i boją się wyjechać w nieznane. Prawdopodobnie całe życie spędzili w tym mieście. Ale są też dzieci. Nie mogę tego pojąć. Prawie 24 godziny na dobę siedzą w zawilgoconych piwnicach, bez ogrzewania, prądu, wody i związku (nie ma tu zasięgu telefonu, nie mówiąc już o Internecie). To niekończący się horror, nie życie...

Przy wjeździe do miasta robimy zdjęcie na tle samolotu. Wszyscy się tu zatrzymują. Obok nas kolejna grupa wojskowych klikających selfie. To naprawdę przypomina dziwną wycieczkę, która może się skończyć w każdej chwili.

Za oknem miejscowe piramidy - terykony. Te sztuczne góry żużla są dowodem funkcjonowania kopalń węgla. Wyglądają złowieszczo. Pędzimy przez Toreck, który do 2016 roku nazywał się Dzierżyńsk, a jeszcze wcześniej został zdobyty przez Rosjan, ale wkrótce został wyzwolony. W porównaniu z Bachmutem jest tu znacznie ciszej, ale wybuchy wciąż słychać niemal bez przerwy. Mijamy prywatne domy, które na tle innych regionów Ukrainy wyglądają bardzo biednie. Trudno mi sobie wyobrazić ogrody z kwiatami obok, choć wiosną pewnie nie jest tak szaro jak teraz. Wjeżdżamy do wsi, za którą na sąsiednich wzgórzach znajdują się stanowiska moskali. Ich czołg niedawno trafił tutaj. Fotografujemy zniszczoną przez wybuchy miejscową szkołę, na której ścianie widnieje jasny, pełen nadziei mural z dzieckiem. Ale w pobliżu jest czarny znak, który mówi, że w 2018 roku zginęła tu uczennica w wyniku ostrzału rosyjskiego.

Drogą idzie rodzina: ojciec, matka, ich córka. P. wysiada z samochodu na krótką rozmowę.

- Nigdzie stąd nie pójdziemy. To jest nasza ziemia - mężczyzna wyglądający jak pop, odpowiada po rosyjsku. - Nie wiemy, co będzie dalej. Wszystko zależy od naszego rządu. Nic nie decydujemy – jego żona odpowiada na kolejne pytanie P. Bardzo dobrze znam tę retorykę, charakterystyczną raczej dla Rosjan niż Ukraińców.

- W szkole na razie zajęcia online prowadzone są w języku ukraińskim - mówi ich osiemnastoletnia córka, która wygląda na trzynaście lat. - Codziennie idziemy do miasta po zlecenie, a potem w domu to robię – dodaje.

Nie obchodzi ich, kto tu będzie. Najważniejsze to nie strzelać. Słyszałem to już wcześniej. Głównie w rosyjskich mediach propagandowych.

Rano jedziemy wiejską drogą. Znów mijamy osobę na rowerze – to jedyny niezawodny środek przemieszczania się tutaj między wioskami. W bagażniku - mój generator i wiele pudełek z lekarstwami. Kierujemy się do punktu stabilizacyjnego, gdzie dowożeni są ranni z pierwszej linii. Przed domem stoi kilka brezentowych noszy poplamionych błotem i krwią. W środku jest wielu żołnierzy.

- Ten lek - mówi nam lekarz w mundurze - jest bardzo drogi i cudowny. Ratuje życie podczas wstrząsu anafilaktycznego. Tylko my tego nie potrzebujemy. Lepiej zabrać go do zwykłego szpitala.

Tu zostawiamy kupiony w Polsce agregat i robimy zdjęcia. Lekarze dziękują.

Okoliczni mieszkańcy przychodzą tu od czasu do czasu. Im też udziela się pomocy, jeśli jest na to czas. Jesteśmy świadkami, jak przyjeżdża brygada z okrzykami: „Ranienie w brzuch!” Wprowadza się na wózku żołnierza, dla którego przygotowano już pokój. Tutaj tak naprawdę ratują życie, stabilizują stan rannego, żeby następnie przewieźć go do większych szpitali.

Obok mnie na wózku inwalidzkim siedzi piękny rudy kot. Coś jest nie tak z jego przednią łapą. Mówię o tym lekarzowi.

- Nie uśpimy go, nie martw się - odpowiada. – Zobaczmy – myślę.

Nocą w mieście nie opuszcza mnie uczucie strachu. Od czasu do czasu słychać potężne eksplozje, czasem całkiem blisko, choć dzieli nas jakieś trzydzieści kilometrów od linii frontu. Syreny często wyją, i w przeciwieństwie do Kijowa, nie milkną podczas całego alarmu lotniczego. Odgłosom eksplozji odpowiada chóralne szczekanie psów. Zwierzęta też nie lubią tych ciągłych ataków.

W ciągu dnia jest trochę łatwiej. Na ulicach widać dużo ludzi, kursują tramwaje i trolejbusy. Wszystkie okna w domach są albo zaklejone taśmami od fal powybuchowych, albo zabite sklejką, albo zniszczone. Tu coś przylatuje prawie codziennie, ale życie się nie kończy. Ludzie są przyzwyczajeni do takich warunków.

Pewne bym tu po prostu zwariował, ale pamiętam życie naszych żołnierzy i rozumiem, że do wszystkiego można i trzeba się przyzwyczaić, jeśli wymagają tego okoliczności. Łapię się na tym, że myślę, że przyjechałem tu na kilka dni, podczas gdy inni są cały czas w tym napiętym, pełnym niepokoju niebezpieczeństwie. To krępujące i zawstydzające.

Wracamy. Kierunek na zachód. Po drodze mijamy miejsca walk z lata i jesieni 2022 roku. Niektóre wsie zostały całkowicie zniszczone. Dosłownie - nie ma ani jednego całego domu, ani jednego całego drzewa. Pomiędzy tymi zgliszczami widzimy spalone czołgi i pojazdy opancerzone. Z daleka widać jak gęsto usiane są eksplozjami pola. Na nich gdzieniegdzie sterczą w niebo „ołówki” rakiet wystrzelonych z Gradów. Nie wyobrażam sobie, kiedy ta ziemia znów stanie się spokojna, urodzajna, pozbędzie się tych przerażających pamiątek wojny. Czy jej rany się zagoją, czy ludzie tutaj będą mogli cieszyć się życiem, nie słyszeć odległych i bliskich wybuchów, nie dostosowywać się do harmonogramów przerw w dostawie prądu i wody? Czy szczęście jest tutaj możliwe?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski