MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bartosz Mejsner z Lublina: Ultramaraton zaczyna się tam, gdzie pojawia się ból

Krzysztof Nowacki
Dla Bartosza Mejsnera żadne góry nie wydają się straszne
Dla Bartosza Mejsnera żadne góry nie wydają się straszne archiwum Bartosza Mejsnera
Był jednym z 2469 biegaczy z całego świata, którzy stanęli na starcie tegorocznego Ultra - Trail du Mont Blanc. Biegł bez przerwy przez 40 godzin. Na metę liczącego 168 kilometrów ultramaratonu, dobiegł jako 1140. Bartosz Mejsner z Lublina czuje się jednak jak zwycięzca, bo przezwyciężył własne słabości i nie poddał się mimo ogromnego... bólu.

Są pasje, które czasami ciężko nam zrozumieć i zaakceptować. Ludzie, którzy robią coś na przekór zdrowemu rozsądkowi. Bo jak wytłumaczyć sens morderczego biegu, nieprzerwanie przez 40 godzin!?

- Wiem, że to brzmi wariacko - uśmiecha się Bartosz Mejsner. 39-letni przedsiębiorca z Lublina, mąż i ojciec trójki dzieci, ukończył w ostatni weekend sierpnia Ultra - Trail du Mont Blanc, najbardziej prestiżowy ultramaraton w Europie. Zawodnicy mieli do pokonania w Alpach 168 km, trasą biegnącą przez Francję, Włochy i Szwajcarię.

Bartosz Mejsner przyznaje, że prawdziwy ultramaraton zaczyna się w momencie, gdy pojawia się ból. Dla niego maraton rozpoczął się gdzieś w połowie dystansu, w okolicach 80 km.

- Po raz pierwszy wtedy pomyślałem, że może trzeba odpuścić. Że może jeszcze nie tym razem. Przygotowując się dobiegu oczywiście zdawałem sobie sprawę, że taki moment nadejdzie. I wtedy albo pokonam swoje słabości, albo się poddam - mówi.

Nie poddał się. Przezwyciężył kryzys, stawiając sobie kolejne cele, dążąc do 100 kilometra, potem do 120. Nieocenione okazało się również wsparcie rodziny i przyjaciół. Przez cały bieg Bartosz miał przy sobie telefon. Dzięki niemu utrzymywał kontakt ze znajomymi. A oni bez przerwy wspierali go, motywowali do jeszcze większego wysiłku.

- Poprosiłem ich wcześniej o stały kontakt. Gdy przed biegiem usypiałem, to dzwoniłem do domu i rozmawiałem z żoną. Wymiana kilku zdań potrafiła mnie pobudzić, podnieść na duchu. Kibicowała mi grupa znajomych, niektórzy też nie spali i całą noc dostawałem od nich SMS-y. Nie odczytywałem ich w trakcie biegu, ale gdy stawałem, żeby się napić, zjeść, czy zmienić ubranie, to od razu sięgałem po telefon. Słowa wsparcia były niesamowicie motywujące. Gdy w połowie dystansu dopadł mnie kryzys, przestałem biec dla siebie, a zacząłem biec dla innych - podkreśla.

Gdy w okolicach 80 km przeżywał najtrudniejsze chwile w klasyfikacji maratonu spadł o 600 pozycji. Przez problemy ze zdrowiem nie wiedział, czy uda mu się kontynuować bieg. - W tym roku to były głównie problemy żołądkowe - mówi.

Na szczęście kryzys minął, a z każdym kolejnym kilometrem czuł się coraz lepiej fizycznie i psychicznie. Problemem był jednak brak snu. - Usypiałem na stojąco. A to wpadłem na kogoś, innym razem stoczyłem się ze ścieżki. Gdy zostało mi do przebiegnięcia 20-30 km, naprawdę bałem się, że usnę i nie dotrwam do końca - przyznaje.

Na mecie zameldował się po 43 godzinach i czterech minutach od startu. - Ten czas zawiera postoje, chwile na pożywienie się i przebranie. Niektórzy nawet kąpią się, bo w jednym z punktów serwisowych w połowie trasy jest do dyspozycji łazienka z prysznicem. Można z niej skorzystać i na drugą część trasy wyruszyć z nowymi siłami - zdradza Mejsner.

Na prysznic mogą pozwolić sobie ci, którzy szybko biegną. Wszystkich bowiem obowiązują limity czasowe, bezwzględnie przestrzegane na każdym punkcie kontrolnym. Gdy ktoś się spóźni, jest usuwany z trasy. - Biegłem na tyle szybko, że ani przez moment nie obawiałem się, że skończy mi się czas. A byli tacy, którzy meldowali się nakontroli minutę, czy dwie przed upływem limitu. Trzeba było ich przestrzegać, ale niektóre osoby nie były w stanie przebiec całego dystansu naraz, więc kładli się spać. Część wogóle nie dała sobie rady z trudami maratonu i nie ukończyła biegu. A w ultramaratonie nie startują przypadkowe osoby, bo trzeba się do niego zakwalifikować - twierdzi Mejsner.

Ultra - Trail du Mont Blanc liczył 168 km. W Australii biegają nawet ponad 800 km! Non stop, przez kilka dni. - Możliwości ludzkie są duże, ale gdzieś trzeba stawiać sobie granice. Można mieć ambitne cele, ale bez przesady, aby nie popaść w obłęd. To był mój pierwszy tak długi ultramaraton i ogromne doświadczenie. Nie przewiduję jednak uczestnictwa w dłuższych biegach. Myślę, że to jest dla mnie pułap rozsądku - uważa Bartosz Mejsner.

To wszystko brzmi, jak jakieś szaleństwo, ale wbrew pozorom ultramaraton jest bezpiecznym wyzwaniem. Oczywiście dla ludzi odpowiednio przygotowanych do takiego wysiłku. - Nie można wystartować nie mając doświadczenia. Ja biegam wultramaratonach od kilku lat.

Dla jednych liczy się rywalizacja, dla innych pokonanie własnych słabości i chcą tylko dobiec do mety. Dla organizatorów najważniejsze jest bezpieczeństwo uczestników. Wszyscy muszą więc przestrzegać ustalonych reguł i nikt nie może liczyć na pobłażanie. Każdy z biegaczy zabiera ze sobą niezbędny sprzęt. Lista wymaganego ekwipunku jest długa. - Jest tam np. gwizdek do wzywania pomocy, telefon w roamingu, specjalny koc, który pozwala zachować ciepło ciała, kurtka, czapka, druga para spodni, czy minimum litr wody. Aby otrzymać numer startowy należy pokazać zawartość plecaka. Nawet w czasie biegu są wyrywkowe kontrole i np. za brak telefonu schodzi się z trasy. Za brak mniej ważnych przedmiotów otrzymuje się karę czasową. Tak naprawdę przestrzeganie tej listy nakazuje po prostu zdrowy rozsądek. Skoro w dzień na wysokości 1000 metrów jest 25 stopni ciepła, a w nocy na 2300 m temperatura spada poniżej zera, to trzeba być na to właściwie przygotowanym - tłumaczy Mejsner.

Ultra - Trail du Mont Blanc zaczyna się i kończy we francuskiej malowniczej miejscowości turystycznej Chamonix. - Startowaliśmy w centrum miasta i to było wielkie wydarzenie. Gdy dobiegłem do mety, czułem się tak samo jak najlepsi. Tysiące ludzi wiwatowało, czułem, że dopingują tylko mnie. To była dla mnie ogromna, niepowtarzalna radość - nie ukrywa lublinianin.

Po przekroczeniu mety Bartosz Mejsner marzył już tylko o jednym. - O śnie. Chciałem się przede wszystkim wyspać. I spałem jak "ścięty" kilkanaście godzin.

Dłużej zajął mu powrót do zdrowia. - Mięśnie bolały, początkowo miałem trudności nawet ze schodzeniem po schodach. Ból i zmęczenie ustąpiły po dwóch, trzech dniach, ale organizm wracał do siebie przez kilka tygodni. Na co dzień prowadzę normalne życie, ale biegi to moja pasja, odskocznia i weekendowa radość. Czekam na kolejne - podkreśla Bartosz Mejsner.

20 godzin

W tym roku zwycięzcą Ultra - Trail du Mont Blanc został Francuz Xavier Thévenard, który 168 km pokonał w 20 godzin, 34 minuty i 57 sekund. Najlepszą kobietą była Amerykanka Rory Bosio, która na metę dobiegła po 22 godzinach, 37 minutach i 26 sekundach. Był to 7. czas w klasyfikacji generalnej, o ponad dwie godziny lepszy od wcześniejszego rekordu wśród kobiet.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski