- Przyniosła go w środę w pudełku jedna z naszych klientek - opowiada dr Zbigniew Łukaszewski, lekarz weterynarii. Dzięcioł miał rozbitą głowę z lewej strony tak mocno, że oko mu się gdzieś zapadło, za to sterczały kości czaszki. Kobieta znalazła go nieprzytomnego w swoim domu przy ul. Brzozowej na Jagodnie, gdy wleciał przez otwarte okno i uderzył w kolejne - zamknięte.
- Głowę miał spuszczoną, zakrwawioną, nie ruszał się - opowiada dr Łukaszewski. - Właściwie nie wierzyliśmy, że przeżyje. Ale podjęliśmy próbę.
Lekarz przez pół godziny kleił mu kości czaszki specjalnym specyfikiem. Nie trzeba było mu dawać znieczulenia, bo był ciągle nieprzytomny. Następnego dnia dzięcioł żył dalej, więc trzy lekarki z lecznicy zaczęły pęsetą karmić go mączniakami i drewnojadami. Specjalnie zostały one kupione dla niego w sklepie zoologicznym. Na początku nie chciał jeść, trzeba mu było otwierać dziób i wkładać żywego robaka, by połknął. Dlatego dostał imię Tadek-Niejadek. W sobotę zaczął jeść samodzielnie.
Wtedy dr Łukaszewski kupił mu w sklepie spożywczym do popijania sok brzozowy. Codziennie coraz bardziej dziarsko stuka dziobem po swojej klatce. We wtorek, 9 października, zabierze go pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego do Ośrodka Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt do Złotówka pod Zawonią w powiecie trzebnickim. Tam spędzi zimę. Na wolność zostanie wypuszczony na wiosnę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?