„Dziarą w raka”: ukochany kotek na ramieniu małej pacjentki

Uspokajamy: nikt nie chce tatuować chorych na raka dzieci, mowa o „tatuażach” – rysunkach na ciele małych pacjentów oddziałów onkologicznych, wykonanych zmywalnym sprayem, za to przez prawdziwego tatuażystę. Jedyne efekty uboczne takiego zabiegu są takie, że dzieciaki nie chcą się po nim myć, żeby nie stracić rysunku.

Akcja „Dziarą w raka” ma swoją trzecią odsłonę, ale pierwszą w Lublinie. Zawita na oddział onkologiczny DSK w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

– W szpitalach nie ma zbyt wielu rozrywek dla dzieciaków, nie ma często świetlic, brakuje atrakcji, więc wpadliśmy na taki pomysł – mówił we wtorek Marcin Prus, pomysłodawca akcji. – Początkowo ludzie się krzywili, ale teraz, gdy już wiedzą, jak to wygląda, są nastawieni pozytywnie. Inspirowaliśmy się pomysłem nowozelandzkiego tatuażysty Benjamina Lloyda.

Pacjenci sami wybierają, co, chcą mieć „wytatuowane”.

– To najczęściej postacie z kreskówek, ale zdarzył mi się też dorosły, fachowy projekt serca, który zażyczyła sobie pięcioletnia pacjentka – opowiadał Adam Brzezowski, artysta współpracujący z „Dziarą w raka” (sam nie ma ani jednego tatuażu).

Zdarzały się i bardziej emocjonalne zamówienia. Pewien siedemnastolatek poprosił o trzy litery „WGW”, co oznaczało „Wiara Gwarancją Wygranej” i pewne zamówienie od małej dziewczynki, która tęskniła za swoim kotkiem. – Nie mogła go mieć w szpitalu, więc jej mama przesłała mi na smartfona zdjęcie ukochanego zwierzątka i wytatuowałem go jej córce na ręce – opowiada Brzezowski.

We wtorek poinformowano również o innym wydarzeniu: Lublin Tattoo Days 2017, które odbędzie się na Targach Lublin 8 – 9 kwietnia. Do Lublina zjedzie 150 mistrzów tego fachu, odbędzie się konkurs na najpiękniejszy tatuaż, zaplanowano też pokazy rzucania nożem i podwieszania na linach, koncerty i wystawę personalizowanych motocykli i samochodów.

Cały dochód z imprezy zostanie przekazany na cele charytatywne.