MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Eko-mieszkańcy Lubelszczyzny. To nie moda, to ich styl życia

Dorota Krupińska
W takim oto domku, wykonanym z gliny i słomy, mieszkają Państwo Grudniowie. Budowa trwała kilka miesięcy
W takim oto domku, wykonanym z gliny i słomy, mieszkają Państwo Grudniowie. Budowa trwała kilka miesięcy Archiwum rodzinne
Chcą być eko. Bo tak jest zdrowiej i bliżej natury. Robią swoje pasty do zębów, nie kupują chemii, mieszkają w glinianym domu.

Państwo Grudniowie z Radzynia Podlaskiego mają oryginalny dom, bo gliniany. Chcieli mieszkać bliżej natury, zdrowiej.
Marcin Bogacz nie jest chemikiem, ale śmiało mógłby już z niejednym konkurować. Produkuje dla siebie i znajomych kosmetyki i środki czystości. Od pasty do zębów po dezodorant.

Karolina Wójcik z niepotrzebnych rzeczy tworzy nowe. Nie używa foliowych torebek, nie kupuje plastiku, ogranicza zakupy i stosuje zasadę slow life - zatrzymać się, nie śpieszyć się, być z bliskimi, wejrzeć w siebie.

Będziesz mieszkała w domu ze słomy
Szkielet domu jest drewniany, ale ściany gliniano-słomiane. Do jego budowy wykorzystano 8 ton gliny i 1200 kostek słomy o szerokości około 40 cm i długości 70 cm. Dach jest osikowy, z dziewięciu warstw, położony na jodełkę. To technologia zSuwalszczyzny. W takim gliniano-słomianym domu mieszkają Katarzyna i Radosław Grudniowie z Radzynia Podlaskiego. Ludzie, którzy cenią sobie ekologiczny styl życia. - Nie jesteśmy skrajnymi ekologami, ale chcemy żyć zdrowo - mówią. Jak powstaje taki dom?

- W drewniany szkielet napycha się słomę. Następnie robi się tynki z gliny zmieszanej ze słomą. Kładzie się kilka warstw tynku. Pierwsza warstwa ma konsystencję gęstej śmietany, rzuca się nią na słomę. Wiele spływa. Jak wyschnie, na to, co zostanie, kładzie się następną warstwę - słomę oblepioną gliną. Ostatnia warstwa to glina z piaskiem, dzięki temu ściana się nie łuszczy, a przy wysychaniu nie pęka - opowiada gospodarz. Ściany wewnętrzne również są gliniano- -słomiane. Na cienkie kratki drewniane kładzie się tynk gliniany.

Zawsze chcieli mieszkać w domu innym niż wszystkie. Nie brali pod uwagę ciasnych klitek w blokowisku. Chcieli mieć spiżarnię, dwie łazienki, pomieszczenie gospodarcze i dużo przestrzeni do życia. Nie wyobrażali sobie również domu zbudowanego z pustaków, suporeksu i styropianu. Miał być ekologiczny, z naturalnych materiałów, zdrowy i przyjazny. Tak, by razem z dzieciakami czuli się tam dobrze.

Na początku marzyli o domu modrzewiowym, pachnącym żywicą. Nie udało się. Czas uciekał, chcieli przeprowadzić się na swoje.

- Stanęliśmy pod ścianą, bo mieliśmy uruchomiony kredyt na budowę. Musieliśmy podjąć szybko decyzję - opowiada Radosław Grudzień. - Powiedziałam mężowi, że mi już wszystko jedno z czego ma być ten dom, byleby już był - śmieje się Katarzyna Grudzień. - Odpowiedziałem żonie, to będziesz miała dom słomiany - opowiada Radosław.

Decyzję o budowie nietypowego, ekologicznego domu podjęli w niecały miesiąc. Najpierw poczytali o biobudownictwie, obejrzeli inne budowy, porozmawiali z właścicielami takich domów i znaleźli fachowca.

Ekipa na plac budowy wkroczyła pod koniec kwietnia, a oni wprowadzili się już do gotowego i urządzonego domu w grudniu.
Nie żałują podjętej decyzji. - Tego typu dom ma wiele walorów, w zimie jest ciepło, w upalne lata chłodno. Glina wchłania wodę jeżeli jest za wilgotno, jeżeli za sucho, to odda wodę. Dom mamy ciepły - wyjaśnia gospodarz. - I panuje w nim dobry klimat - dodaje pani Katarzyna.

Radosław Grudzień przyznaje, że ten dom nie tylko jest zdrowy, ale tani w utrzymaniu. - Takim rozwiązaniem jest centrala, która steruje procesem nawiewu powietrza do domu i wyciągania tego powietrza. Jeżeli na dworze jest minus 10 stopni, w domu około 21 stopni, to powietrze z dworu, które wchodzi do domu, nie ma minus 10 tylko ma plus 16 stopni - mówi.

Śmieszą ich uwagi, że w słomianym domu mogą zagnieździć się myszy. - Nie ma takiej możliwości, a co one tam będą jadły? - pytają. Nie obawiają się też, że dom się rozpadnie.

Dom jest atrakcją. Przez pierwsze dwa lata co tydzień mieli gości. Teraz wizyt jest mniej, ale wciąż ktoś przyjeżdża. Ludzie oglądają, pukają w ściany, zadają pytania. - Przyjeżdżają z całej Polski i z zagranicy. Odwiedziła nas również Urszula Dudziak, która jest zainteresowana budową takiego domu - mówi pan Radek.

W sklepie kupuję niewiele
Marcin Bogacz z Lublina marzy, by wyprowadzić się z miasta, zamieszkać w gliniano-słomianym domu. Na podwórku stanie studnia. Wokół domu rosnąć będą zioła, warzywa, owoce. Kupi kozę, która da mleko, gdakać będą kury i zniosą mu ekologiczne jajka.

Na razie mieszka w małym mieszkaniu na jednym z lubelskich osiedli. Ale życie na wsi, z dala od przemysłu, w zgodzie z naturą byłoby zgodne z jego przekonaniami, bo Bogacz jest ekologiem. A w zasadzie nazywa siebie sozologiem. - Interesuje mnie uniezależnienie odproduktów zdominowanego przez korporacje przemysłu. W pewnym momencie swojego życia zacząłem się zastanawiać, z czego produkowana jest żywność, kosmetyki, artykuły codziennego użytku. Im więcej się tym interesowałem, czytałem, tym bardziej chciałem zrezygnować z kupowania tych rzeczy. Przeraziłem się ich składem. Przeciętny konsument nie zdaje sobie sprawy z tego co kupuje. Jedzenie nie przypomina jedzenia, wędliny nie pachną i nie mają smaku - opowiada.
Postanowił zmienić swój styl życia i bycia. Sam przyrządza sobie ekologiczne posiłki. Jedzenia nie kupuje w sklepach, tylko półprodukty od rolników. Przygotowuje z nich m.in. masło, sery. Piecze swoje chleby i bułki.

W sklepie kupuje tylko papier toaletowy, drożdże i nożyki do golenia, herbatę i kawę zbożową i egzotyczne przyprawy. Z nożyków do golenia niebawem zrezygnuje, gdy nauczy się golić brzytwą i ostrzyć ją. Drożdże też będzie wyrabiał.
Nie używa proszków i kosmetyków ze sklepowych półek. Produkuje swoje, odkąd zorientował się, jak wygląda lobbing w tej dziedzinie i jaki jest ich skład. - Ludzie zdają sobie sprawę, że wędliny są chemiczne, ale mało kto wie, jak wygląda sprawa z kosmetykami - mówi. W hurtowni chemicznej kupuje potrzebne składniki. Korzysta z gotowych receptur, ale i modyfikuje je. Wystarczy garnek, łyżka, termometr, dokładna waga, wszystko można wyprodukować.

Robi proszek do prania, proszek do mycia zębów, płyn do naczyń, proszki do zmywarek, mydła, szampony, dezodoranty. Jest jedna rzecz, której nie udało mu się zrobić do tej pory, ale to kwestia czasu - kostki do wc.

Ubrań też nie kupuje w sklepie, co prawda nie szyje, lnu nie przędzie, ale dba, by ciuchy, w których chodzi, były w najlepszym gatunku, zdrowe dla ciała. Kupuje rzeczy "wojskowe" z demobilu. Najwięcej ma z polskiej armii, bo są łatwe do zdobycia i najtańsze. W jego szafie wiszą również ubrania armii brytyjskiej, szwajcarskiej, szwedzkiej, duńskiej, czeskiej.

Slow life i ekologia na co dzień
Karolina Wójcik z Lublina zanim coś wyrzuci zastanowi się, jak można to jeszcze raz wykorzystać. Ze starych tkanin robi bransoletki, ze szklanych butelek stojak na gazety, z nieaktualnych map i niepotrzebnych kartek albumy na zdjęcia. Ekologia dla niej ma wymiar praktyczny. - To nie tylko segregacja śmieci, czy nieużywanie foliowych torebek, to cała idea, styl życia, pewien poziom świadomości. Ekologia to ochrona środowiska. Oszczędzamy jego zasoby. Ekologia łączy się z ekonomią. Żyjemy oszczędniej, prościej, np. w miejscach publicznych wystarczy 12 razy strzepnąć ręce i wytrzeć je jednym, papierowym ręcznikiem niż kilkoma, to oszczędność - mówi.

Pani Karolina stara się nie kupować plastikowych opakowań, np. warzyw pakowanych w folię, aluminiowych puszek, choć łatwo je przetworzyć choćby nalampiony albo skarbonki. Czyta etykiety i sprawdza, czy produkty nie są testowane na zwierzętach i czy papier ma oznaczenie FSC, czyli pochodzi z prawidłowej wycinki drzew, która nie wyrządza szkody w ekosystemie. Kupuje lokalne produkty.

Bycie eko to również stosowanie zasady minimalizmu. - Nie kupuję bibelotów, nie zagracam pomieszczeń, przeglądam szafę i oddaję ubrania, których nie noszę. Zanim coś kupię zastanowię się dwa razy, czy mi jest to potrzebne - wyjaśnia.
Samochód zamieniła na rower, doceniła piesze wędrówki, jeździ miejską komunikacją. - Gaś światło, dokręć kran, ładuj ponownie baterie, prysznic bierz cztery minuty, gotuj pod przykryciem, kupuj ręcznie robione zabawki, zapisuj kartki dwustronnie - to też jest ekologia i ja to stosuję na co dzień - wyjaśnia.

Slow life to zasada, którą kieruje się w życiu - nie śpieszyć się, zatrzymać na chwilę. Taka pochwała powolności. Założyła sobie, że codziennie zrobi coś dla siebie, np. przeczyta pięć stron tekstu, będzie się delektować posiłkiem. Co tydzień, w każdą niedzielę, wyjedzie na wycieczkę z rodziną. - Zatrzymać się i być tu i teraz, cieszyć się chwilą, by zbudować relację z drugim człowiekiem, nie śpieszyć się. Idea slow life zachęca, by zastanowić się nad życiem zawodowym. Czy to jest to, co chcę dalej robić, czy ta praca to właściwe miejsce dla mnie, czy się jeszcze rozwijam, czy to, co robię nie jest już mechaniczne - wyjaśnia.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski