Siatkarski sezon 1975/1976 był niezwykle udany dla klubu ze Świdnika. Avia zdobyła wtedy brązowy medal mistrzostw Polski. Byli rewelacją rozgrywek, a na ich mecze przychodziły tłumy kibiców. Hala w Świdniku pękała w szwach już na kilka godzin przed spotkaniami. Był to jeden z najlepszych sezonów Avii w lidze siatkówki. Jak się później okazało, tragiczne wydarzenia spowodowały, że później już takich sukcesów nie było.
Wypadek pierwszy
7 listopada 1976 r. doszło do tragicznego wydarzenia, które wstrząsnęło nie tylko Avią i Świdnikiem, ale całą sportową Polską. W wypadku samochodowym na al. Warszawskiej w Lublinie zginął Henryk Siennicki i Zdzisław Pyc. Ten pierwszy miał wówczas 24 lata, Pyc był o trzy lata starszy. Wracali z meczu w Sosnowcu. Samochód prowadził młodziutki, 18-letni wówczas Lech Łasko. Był kierowcą bez większego doświadczenia. Chciał wypróbować nowy samochód, zastawę, dlatego nie pojechał na mecz - jak wszyscy - klubowym autokarem. Samochód dostał za złoty medal zdobyty na igrzyskach w Montrealu.
Łasko był - obok legendarnego Tomasza Wójtowicza - idolem Świdnika. Znalazł się w słynnej drużynie Huberta Wagnera, która odniosła wielki sukces w Montrealu. Gdy drużyna wróciła z Kanady do Polski, po Wójtowicza i Łaskę wysłano ze Świdnika do Warszawy specjalny helikopter... Byli witani w mieście jak głowy państwa.
Młodziutki Łasko nie przypuszczał wówczas, że za kilka miesięcy będą go wiązać ze Świdnikiem bolesne wspomnienia.
Do wypadku doszło na al. Warszawskiej w Lublinie, niedaleko skansenu. Winę za jego spowodowanie - jak podała wtedy w oficjalnym komunikacie milicja - ponosił Lech Łasko. Prowadzona przez niego zastawa zjechała na lewą stronę i zderzyła się z autobusem MPK linii 20. Po zderzeniu samochód osobowy jeszcze dachował. Łasko został lekko ranny. W samochodzie - oprócz Pyca i Siennickiego, którzy zginęli - jechał jeszcze jeden zawodnik oraz kobieta, którą zabrali do auta w Puławach. Im nic się nie stało.
Mama siatkarza Tadeusza Skalińskiego, który przeżył, miała przed wypadkiem niedobre przeczucia. Kiedy się dowiedziała, że syn nie jedzie autokarem na mecz, nie kryła niepokoju. Odradzała mu jazdę samochodem. Namawiała syna, że lepiej mu będzie razem z innymi w autokarze, do tego zaoszczędzi, bo nie będzie się musiał dokładać do benzyny.
Prokurator wykluczył usterkę samochodu. Pojawiły się plotki, że Łasko prowadził samochód po alkoholu. Była to nieprawda. Był trzeźwy. Okazało się jednak, że to już jego drugi wypadek w krótkiej „karierze” za kierownicą.
Prokurator podjął decyzję o tymczasowym aresztowaniu siatkarza. Sąd skazał go na dwa lata więzienia za spowodowanie wypadku, ale po pół roku był na wolności. Wyjechał ze Świdnika. Został zawodnikiem milicyjnego wówczas klubu - Gwardii Wrocław. Wrócił do reprezentacji Polski. W 1982 r. w rankingu Przeglądu Sportowego został wybrany najlepszym polskim siatkarzem. Potem wyjechał do Włoch, gdzie grał w tamtejszej Serie A - najwyższej klasie rozgrywkowej.
Pogrzeb tragicznie zmarłych siatkarzy odbył się na cmentarzu przy ul. Unickiej w Lublinie. Wzięły w nich udział tysiące kibiców. Do Lublina przyjechali także siatkarze z innych klubów, m.in. z Płomienia Milowice, z którymi Pyc i Siennicki rozegrali ostatni mecz w życiu.
Po tej tragedii Avia już się nie podniosła. Do drużyny doszli nowi, młodzi zawodnicy, ale zespół coraz częściej musiał się bronić przed spadkiem z ligi niż walczyć o medale.
Wypadek drugi
Minęło wiele lat, kiedy kolejna tragedia dotknęła świdnicki klub. Było to 17 października 2004 r. Zawodnicy wracali dwoma busami z ligowego meczu z Orłem Międzyrzecz w woj. lubuskim. Poprzedniego wieczoru, po spotkaniu ligowym, zjedli kolację i ruszyli w powrotną drogę. Do pokonania mieli ponad 500 kilometrów. Pogoda była fatalna. Padał deszcz, droga była mokra i śliska. Do tego jeszcze wiał silny wiatr.
Była godz. 4.15 nad ranem. Do Lublina mieli jeszcze 18 kilometrów. Prawie wszyscy zawodnicy spali zmęczeni długą podróżą. W okolicach Bogucina kierowca busa nagle zauważył leżącą na asfalcie gałąź. Chciał ją ominąć. Wykonał gwałtowny manewr. Doszło do wypadku. Bus dosłownie wbił się w tira na litewskich numerach. Siła uderzenia była ogromna. Volkswagen został zmiażdżony jak puszka, a silnik wpadł do środka pojazdu. Wskazówka prędkościomierza busa zatrzymała się na 110 km/h. Śmierć poniosło trzech zawodników: Wojciech Trawczyński, Jakub Zagaja i Łukasz Jałoza. Byli w wielu 19-25 lat.
Zginął także wieloletni, doświadczony kierowca klubowy - Stefan Sznajder. Trzech innych mężczyzn zostało rannych, w tym dwóch ciężko. Jeden z nich przeszedł dwie operacje, w tym trepanację czaszki.
Drugi bus z siatkarzami jechał daleko z tyłu. Kiedy pod Bogucinem zatrzymali ich strażacy, przez myśl im nie przeszło, że droga jest zablokowana z powodu wypadku ich kolegów z zespołu. Widzieli jedynie migające w oddali światła karetek i radiowozów. Dopiero kilka minut później dotarło do nich, że dojechali na miejsce tragedii, w której zginęli ich koledzy. To był szok, nie tylko dla nich.
Na wieść o wypadku burmistrz Świdnika ogłosił jednodniową żałobę, flaga na budynku urzędu miasta została opuszczona do połowy, w świdnickich kościołach księża modlili się wraz z wiernymi za zmarłych. Odwołano wszystkie imprezy sportowe i kulturalne.
Po południu przed halą Avii ludzie zapalili pierwsze znicze. Przybywało ich z każdą godziną. Potem mieszkańcy Świdnika dzwonili do urzędu miasta z prośbą o nadanie zmarłym sportowcom tytułów honorowych obywateli miasta. Tak też się stało.
Fatum siatkarzy nie opuszcza
Jednym z zawodników, którzy zostali ranni w wypadku w 2004 r. był Łukasz Maziak. Doznał wtedy jedynie złamania nogi. On jako jedyny wtedy nie spał. Obudził się tuż przed wypadkiem. Być może to go uratowało. W momencie zderzenia zaparł się mocno nogami o podłogę busa.
Po tym tragicznym wypadku zawodnik wrócił do sportu, podpisał kontrakt z drugoligowym wtedy zespołem Cukrownik Lublin. Trzy lata później, w sierpniu 2007 r. zginął na drodze z Mełgwi do Świdnika. Jego kolega prowadzący samochód uderzył na zakręcie w drzewo. On również zginął.
W 2008 r. wydarzyła się jeszcze jedna siatkarska tragedia, pośrednio związana ze świdnickim klubem. W wypadku samochodowym w woj. lubuskim zginęło dwóch młodych siatkarzy Orła Międzyrzecz - to ten sam klub, z którym świdniczanie zagrali mecz, a potem doszło do tragicznego wypadku w 2004 r.
W Świdniku, choć to już tyle lat, nie zapomniano o tragicznie zmarłych zawodnikach. Co roku w mieście rozgrywany jest memoriał poświęcony ich pamięci.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?