MKTG SR - pasek na kartach artykułów

IPN robi z historii tabloid

Redakcja
Z prof. Andrzejem Friszkem rozmawia Anna Gwozdowska

Skąd te ataki na Instytut Pamięci Narodowej?

IPN sam atakuje.

Pierwszy zaatakował Aleksander Kwaśniewski, który nazwał IPN instytutem kłamstwa.

Rzeczywiście, prezydent Kwaśniewski wypowiedział się w bardzo ostrych słowach, ale prezes Kurtyka nie powinien się bronić za pomocą teczkowej groźby, czyli szantażu. Nie można kogoś oskarżyć i powiedzieć, że dowody zostaną pokazane dopiero za dwa miesiące. To kompletnie niszczy życie publiczne. Niestety, instytut często broni się przed krytyką w podobny sposób. Przypomnę tylko, że przed kilku tygodniami, kiedy prof. Garlicki podważył sens ekshumacji ciała gen. Sikorskiego, prezes IPN publicznie nazwał go agentem UB i człowiekiem obcym polskiej tradycji.

Ale krytycy IPN często mają kłopoty z lustracją

To nieprawda. Krytyka wychodzi ze strony bardzo różnych osób i środowisk. Sam jestem krytyczny wobec instytutu. Dlatego czuję się osobiście dotknięty uwagą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który stwierdził, że IPN krytykują ludzie mający coś do ukrycia. A my mamy po prostu inną wizję przeszłości i inaczej widzimy cele badań historycznych.

A dlaczego krytycy nie doceniają działalności edukacyjnej IPN?

Zależy jacy krytycy. Uważam znaczną część prac wykonanych w IPN, także w zakresie edukacji, za bardzo pożyteczne. Chodzi jednak o tendencje i to, co najmocniej dochodzi do szerokiej opinii publicznej. Kłopoty biorą się stąd, że IPN zajmuje się lustracją. Łączenie funkcji edukacyjnej z lustracyjną z natury rzeczy ze sobą koliduje. Zawsze byłem przeciwny włączeniu instytucji Rzecznika Interesu Publicznego do IPN. Te wszystkie przygody, z którymi mamy ostatnio do czynienia, są tego konsekwencją. Instytut jest przez to postrzegany głównie jako instytucja lustracyjna. Dobrym przykładem jest najświeższa książka o inwigilacji i zabójstwie księdza Popiełuszki. Przy okazji jej publikacji media interesowały się wyłącznie tym, czy ks. Jankowski był agentem. Niewiele natomiast dowiedzieliśmy się nowego o samym księdzu Popiełuszce i o okolicznościach oraz metodach zwalczania go przez esbeków.

Czy IPN miał ukryć fakt współpracy z bezpieką osób publicznych?

Jeśli to miało znaczenie dla sprawy, to oczywiście nie, problem polega na koncentracji uwagi. Część winy ponoszą media. Prowadzą specyficzną politykę, którą nazwę wyniszczaniem materii historycznej. Szukają prostych schematów, newsów z przeszłości, często nie koncentrują uwagi na ofierze, tylko na problemie zdrady. To nie jest dobry sposób na edukację społeczeństwa. Otrzymujemy przez to spaczony obraz świata.

Kto miałby zająć się lustracją?

Trzeba wrócić do status quo ante. Lustracją ustawową powinna się zajmować oddzielna instytucja. Niech IPN zajmie się tylko przechowywaniem archiwów, ich konserwowaniem i przygotowywaniem do udostępniania, a także prowadzeniem prac badawczych.

Bez wątków lustracyjnych?

Badania mogą oczywiście, a nieraz nawet muszą, dotyczyć problemów lustracyjnych. Opisywanie agentów jest uzasadnione naukowo, jeśli odgrywali istotną rolę lub ich informacje budowały wiedzę władz o danym środowisku. Sam w swoich pracach naukowych ujawniłem chyba z dziesięciu agentów. Czym innym jest jednak badanie historyka, czym innym zaś po prostu szukanie agentów i orzekanie o winie w sposób zero-jedynkowy. Tak właśnie uczynił prezes Kurtyka.

Jak trzeba zmienić ustawę o IPN?

Jest tego sporo. Platforma Obywatelska ma rację, że obecny sposób powoływania władz IPN posłużył PiS do prawie całkowitego opanowania kolegium instytutu i jego wykonawczego kierownictwa. W konsekwencji IPN przestał być instytucją ogólnopaństwową. Został zdominowany przez jedną partię, jeden rodzaj dyskursu i oceny PRL. Trzeba wreszcie przywrócić wewnętrzny pluralizm instytutu.

Jak to zrobić?

Przez odpowiedni mechanizm wyboru władz, uniemożliwiający dominację jednej partii politycznej. Dlatego trzeba przywrócić sytuację z czasów, kiedy w kolegium IPN były reprezentowane wszystkie nurty myślenia. IPN nie mówił wtedy jednym głosem. Każda partia miała w kolegium swoich mężów zaufania . To siłą rzeczy tworzyło pluralizm. Przydałoby się też wprowadzenie wymagań dotyczących kwalifikacji członków kolegium. Dziś wielu z nich nie ma wykształcenia historycznego, nikt nie jest prawnikiem. Mamy za to polonistę, socjologa wsi, inżyniera i tylko trzech historyków zajmujących się zawodowo historią.

IPN nie zdominuje jedna partia?

To kwestia woli, samoograniczenia polityków. Jako pierwszy złamał tę zasadę Jarosław Kaczyński, narzucając IPN kierownictwo powolne swojej partii. Tymczasem w kolegium IPN powinni być zarówno ludzie o poglądach akcentujących antykomunistyczny radykalizm, jak to czyni PiS, ale też tacy, dla których ważne są tradycje ruchu ludowego, zwłaszcza powojennego PSL, o którym w IPN nie ukazała się żadna książka. Powinny się tam znaleźć także osoby uwrażliwione na sprawy Kościoła czy inteligencji, ale też reprezentujące taką wizję historii PRL, w której widzi się procesy i zmiany społeczne czy ograniczenia międzynarodowe. Wtedy w IPN toczyłby się autentyczny dialog. Członkami kolegium powinni być historycy lub prawnicy, bo to jest wiedza potrzebna w pracach IPN i przy ocenianiu prac innych. Dobrze skonstruowane kolegium powinno mieć większe kompetencje, móc jakoś ograniczać prezesa.

I nowela obiecana przez PO wprowadzi w IPN taki błogi stan?

Na pewno będzie w Sejmie awantura, bo PiS może stracić monopol w bardzo ważnej instytucji i kontrolę nad dostępem do akt w sprawach lustracyjnych. A tę oczywiście warto mieć, zawsze można ją wykorzystać. Nie dziwię się, że tak ostro walczą.

Czy PO będzie lepsza od PiS?

Platforma nie ma tak zideologizowanej wizji przeszłości, z natury rzeczy więc akceptuje różne punkty widzenia na historię. Jest też wewnętrznie dużo bardziej pluralistyczna, co zresztą obserwujemy na co dzień. Ale oczywiście uważam, że w kolegium IPN powinny być reprezentowane osoby bliskie zarówno PiS, jak i SLD, i PSL. Jest to niezbędne dla osiągnięcia pluralizmu wewnętrznego i odbudowy IPN jako instytucji ogólnopaństwowej.

Czy PO otworzy archiwa instytutu?
Bardziej otworzyć się ich chyba nie da. One już są otwarte. Wszyscy historycy i dziennikarze mają dziś możliwość korzystania z akt. Problem polega jednak na tym, że dostęp do konkretnych dokumentów hamuje trudna do zrozumienia rozwlekła procedura. Jeśli np. składam wniosek o dostęp do danej teczki, obojętnie czy inwigilacji, czy agenta, czy sprawy sądowej, to nie otrzymam jej wcześniej niż po 1-2 miesiącach, a niektórzy czekają i pół roku. PO uważa, że archiwa trzeba też udostępnić w internecie.

To hasło nierealistyczne. Ci, którzy je głoszą, nie zdają sobie sprawy z tego, jak ogromny to jest zbiór akt. Przeciętna teczka to 200-300 stron. W danej sprawie takich teczek może być 20, a takich spraw są tysiące. Mówimy więc o dużych pieniądzach potrzebnych na digitalizację. Poza tym udostępnienie wszystkiego w internecie rodzi problemy natury etycznej. W tych aktach są informacje intymne, które mogą naruszać czyjeś dobra osobiste, czy po prostu liczne informacje nieprawdziwe o życiu lub wypowiedziach różnych osób. Zresztą skutek publikacji w sieci byłby żaden, bo normalny człowiek i tak nie będzie w stanie się w tym poruszać i nie będzie umiał przetrawić tych informacji. Nie są to bowiem - jak niektórzy chyba sądzą - listy agentów czy osób rozpracowywanych, ale tysiące raportów z inwigilacji - zebrań, spotkań, rozmów, narad, także korespondencja między ogniwami SB.

Czy IPN powinien istnieć?

IPN jest potrzebny. Może spełniać i kiedyś spełniał bardzo ważną rolę. Dziś IPN stracił w ogromnej części opinii publicznej wiarygodność. Wielu ludziom kojarzy się z oddziałem szturmowym w armii "jedynie słusznej" polityki historycznej. To jest fatalne.

Jak opowiedziałby Pan historię Solidarności?

Pokazując złożoność postaw, a nie mówić jak senator Romaszewski, że 10 mln ludzi było za wolnością i niepodległością Polski. To nieprawda. Zapisywali się do Solidarności, bo chcieli stanowić o sobie. Możemy po latach interpretować, że był to akt na rzecz wolności i niepodległości, ale musimy pamiętać o ówczesnym horyzoncie ruchu, bo inaczej nie zrozumiemy, ani roku 1981, ani odpływu milionów w zacisze domowe po 13 grudnia. Trzeba pokazać wewnętrzne tarcia, rolę przywódców, w tym Wałęsy, komplikacje lat stanu wojennego i załamanie nadziei społecznych. Nie można pominąć zdolności adaptacyjnych do tamtych warunków z różnych stron, także Kościoła. Wtedy inaczej spojrzymy na konflikt ks. Popiełuszki z kardynałem Glempem. A jeśli nie weźmiemy pod uwagę złożonej sytuacji, w jakiej znajdował się Kościół, to zobaczymy tylko złego Glempa i dobrego Popiełuszkę. I tak wygląda właśnie tabloidyzacja historii. Zamiast ułatwiać Polakom zrozumienie przeszłości, IPN sugeruje ocenę. Mamy tylko wiedzieć, kto był dobry, a kto zły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski