Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Ja przecież tylko kolekcjonuję ciekawostki". Rozmowa z Agnieszką Panasiuk, autorką "Chałupy"

Magda Kaczyńska
„Bardzo dziękuję wszystkim moim Czytelnikom, że zainteresowali się historią czy choćby losami bliskich im osób, że zaczęli szukać informacji o wydarzeniach z przeszłości czy po prostu odwiedzili dziadków i poświęcili czas na wysłuchanie ich wspomnień" – mówi w wywiadzie Agnieszka Panasiuk, autorka bestsellerowych książek „Ścieżki Elizy”, „Podróże serc” oraz „Antonia”, „Cecylia” i „Aleksandra” w cyklu „Na Podlasiu”, a także cyklu „Sekrety Białej”, w ramach którego 23 kwietnia ukaże się powieść „Chata”. Rozmawiamy z autorką z okazji zbliżającej się premiery.

W zeszłym roku ukazały się pierwsze tomy cyklu „Sekrety Białej” - „Kamienica” i „Leśniczówka”. W kwietniu pojawi się tom trzeci zatytułowany „Chata”. Fabuła wszystkich książek rozgrywa się i współcześnie, i przed kilkudziesięciu laty. Dlaczego sekrety?

Jeszcze zanim wpadłam na pomysł napisania serii „Sekrety Białej”, przeglądając swoje notatki o ciekawostkach historyczno-obyczajowych mojego regionu, natknęłam się na cztery epizody na pierwszy rzut oka wydawałoby się nieistotne, zapomniane, ale przez to interesujące. Nie przypadały one na ulubiony przeze mnie okres XIX wieku, odnosiły się do czasów I i II wojny światowej. Jednakże zaintrygowały mnie na tyle, że postanowiłam dowiedzieć się o nich więcej, tak po prostu dla samej siebie. Niestety natrafiłam na prozaiczne trudności, jakimi były braki w literaturze naukowej. Materiały źródłowe, opracowania historyków i regionalistów, relacje czy wspomnienia świadków o tych wydarzeniach były niezwykle skąpe. Te trudności pobudziły moją wyobraźnię do działania. Tak postanowiłam opisać każdy z czterech epizodów, wplatając je we współczesne, obyczajowe wątki. Stąd też nazwa całej serii „Sekrety Białej” wywodzi się od tego, że „przemycone” przeze mnie w powieściach wiadomości historyczne nie są powszechnie znane, toną w mroku domysłów, insynuacji przez braki w dokumentacji, które nie pozwalają na przeprowadzenie solidnych badań naukowych oraz rozgrywały się w moim rodzinnym mieście i jego okolicach. Stąd w „Kamienicy” Czytelnicy mogli przekonać się o istnieniu gett dla ludności żydowskiej także w małych miasteczkach takich jak Biała Podlaska, w „Leśniczówce” o hitlerowskich obozach dla jeńców włoskich rozsianych na wschodzie naszego kraju, a w „Chacie” przeczytają o bieżeństwie.

I czytelnicy to docenili. Piszą, że Pani książki zainspirowały ich do poznania historii miejscowości albo dziejów rodziny…

To niezwykłe doświadczenie. Oznacza, że odniosłam prawdziwy sukces, który przewyższa wszystkie najprzychylniejsze recenzje krytyków. Bardzo dziękuję wszystkim moim Czytelnikom, że zainteresowali się historią czy choćby losami bliskich im osób, że zaczęli szukać informacji o wydarzeniach z przeszłości czy po prostu odwiedzili dziadków i poświęcili czas na wysłuchanie
ich wspomnień. To oznacza, że ukończone przeze mnie studia historyczne nie poszły na marne i chociaż nie przepracowałam ani jednego dnia w szkole to moja pasja nauczycielska nie wygasła. Ja przecież tylko kolekcjonuję ciekawostki, epizody z historii, wplatam je w słowa powieści i przez lekturę namawiam do zgłębiania swojej wiedzy na temat przeszłości.

Ale to znaczy, że przeszłość jest nawet dla młodego pokolenia interesująca. Co daje ta wiedza?

Myślę, że celem każdego z nas jest jak najlepsze poznanie samego siebie. Nie można tego dokonać, nie cofając się w przeszłość, nie odkrywając swoich korzeni. To kim w danym momencie jesteśmy i jak żyjemy nie jest do końca naszą samodzielną decyzją,
ale wypadkową, wynikiem decyzji, planów, przeżyć i wyborów naszych przodków. Człowiek jest istotą ciekawą, nieustannie poszukującą odpowiedzi na nurtujące go pytania, stąd zainteresowanie przeszłością. Przykładem może być moda na genealogię, stowarzyszenia regionalne kultywujące tradycje (nawet takie jak koła gospodyń wiejskich) czy grupy rekonstrukcji historycznej. Wiedza o tym co było dawniej pozwala nam poznać siebie i zachować kulturową, obyczajową tożsamość, różnorodność we współczesnym świecie. Przeszłość stale wpływa na teraźniejszość. Na życiowe wybory, decyzje, po prostu na naszą codzienność.

A osobiście Pani?

Cóż, ważne jest zachowanie równowagi między tym co było, a tym co przed nami, bo jak się okazuje na okrągło świat popełnia te same błędy. Zachowanie więzi z tym co minęło, zniknęło w przeszłości jest ważne, by czerpać z doświadczeń pokoleń, które już odeszły i nie powtarzać ich potknięć. Dla mnie osobiście więzi między przeszłością a teraźniejszością są ważne ze względu na tradycje i obyczaje, na kulturę, spuściznę artystyczną w tym literacką pisarzy i pisarek, którzy tworzyli przede mną, a z których mogę czerpać wzorce, uczyć się i doskonalić. Z racji ukończonych studiów historycznych usystematyzowana wiedza o przeszłości ułatwia mi pisanie.

W „Kamienicy” poznajemy tragiczne losy żydowskiej społeczności Białej Podlaskiej, „Leśniczówka” pokazuje nam mroczne czasy okupacji z perspektywy działalności konspiracyjnej…

W dwóch pierwszych tomach „Sekretów Białej” wątek historyczny osnułam wokół zdarzeń z II wojny światowej w moim rodzinnym mieście widzianych z perspektywy Żydówki Rebeki i panienki z dobrego domu, późniejszej konspiratorki Iny. W zasadzie te dwie kobiety łączy rozpoczęcie wojny w Białej i determinująca ten czas wola przeżycia. Rebekę działania wojenne zastają w centrum miasta. Tam nie są tak intensywne, jak na jego robotniczym przedmieściu Wola, gdzie Ina przeżywa koszmar bombardowań. Obie starają się zapewnić byt swoim rodzinom, córce i matce, podejmują zatrudnienie, imają się zajęć, których przed wojną nigdy
nie wykonywały. Niestety Rebeka z racji pochodzenia od początku stoi na przegranej pozycji. Jej oczami widzimy realia rządzące bialskim gettem i z chwilą likwidacji tego miejsca historia się urywa, a przecież wojna trwa nadal. I tutaj ciąg dalszy o tym jak wyglądała okupacja Białej dopowiadają dzieje Iny wplątanej w działalność konspiracyjną partyzanckiego oddziału. Kobieta jest szczególnie wrażliwa na los jeńców wojennych radzieckich i włoskich, którym okupanci przygotowali obozy w trudnych podlaskich
warunkach. Jej przeżycia zamykają wojenną gehennę miasta. Ina staje się świadkiem wyzwolenia i pierwszych lat wprowadzania w Białej, w całej Polsce nowego ustroju. Takie splecenie wątków było moim zamierzonym zamysłem i podobny zabieg zastosowałam w dwóch kończących serię tomach.

Do jakich wydarzeń historycznych nawiązuje Pani w tomie trzecim – „Chata”?

Tym razem przenoszę czytelników do lat I wojny światowej na Południowym Podlasiu i wydarzeń, jakie ją w tym regionie poprzedziły. Wspominam carski ukaz tolerancyjny dla unitów z 1905 roku, dzięki któremu mogli przepisać się z narzuconej siłą wiary prawosławnej na katolicyzm, przyłączenie Podlasia do rdzennie rosyjskiej guberni chełmskiej czy wzrost
nacjonalizmu ukraińskiego. Jednak główny wątek historyczny skupiłam wokół wydarzenia określanego przez historyków z języka rosyjskiego mianem bieżeństwa czyli uchodźctwa. Była to przymusowa ewakuacja głównie ludności prawosławnej (ale nie tylko) z zachodnich guberni Imperium Rosyjskiego (czyli z terenu zaboru rosyjskiego najczęściej ziem leżących po prawej stronie Wisły) w głąb Rosji po przerwaniu frontu przez wojska niemiecko-austriackie (towarzyszyły im Legiony Polskie pod dowództwem Józefa
Piłsudskiego). Miała być tymczasową, krótką relokacją ludności i jej ochroną przed działaniami wojennymi. Apogeum bieżeństwa przypada na okres od wiosny do jesieni 1915 roku. Dowództwo rosyjskie po przegranych bitwach, widząc zacofanie swojego wojska
zdecydowało o wprowadzeniu taktyki „spalonej ziemi”, czyli zniszczenia wszystkiego co może wpaść w ręce wroga i pozwolić mu na prowadzenie dalszej ofensywy. Akcję rozpoczęto od ewakuacji zakładów przemysłowych (wywożono np. maszyny), urzędów
i instytucji (wywożono archiwa i dzieła sztuki), zalecając ucieczkę dla miejscowej ludności. Przeprowadzona akcja propagandowa polegała na zastraszeniu głównie kobiet, starców i dzieci (mężczyźni zostali wcieleni do armii carskiej) poczynaniami armii niemieckiej: mordami, gwałtami, rabunkami, jakich miała doznać ludność prawosławna. Jednak znaczny procent mieszkańców nie chciał wyjeżdżać dobrowolnie i zostawiać swoich domów i gospodarstw, dlatego został zmuszony do bieżeństwa przez Kozaków, którzy podpalali zabudowania i niezżęte pola, zasypywali studnie czy po prostu używali siły. Wszystko odbywało się bez zorganizowania, w chaosie, pod presją czasu. Jak wyglądał przebieg takiej ucieczki, dalsze losy bieżeńców już w głębi Rosji i ich powrót do domów Czytelnicy odnajdą w retrospekcjach historycznych „Chaty”.

Bieżeństwo… wydaje mi się, że określenie i związane z nim wydarzenia są mało znane, wyjąwszy oczywiście ziemie, w tym Podlasie, gdzie wpisały się w rodzinną pamięć…

Tak, to bardzo zapomniane wydarzenie, mało udokumentowane, które jeszcze niedawno nie funkcjonowało w przekazie historycznym. Sama zetknęłam się z nim przed około trzema laty w trakcie lektury artykułu w „Podlaskim Kwartalniku Kulturalnym” traktującym o zmianach liczebnych ludności powiatu bialskiego (dr Stanisław Romanowski „Bieżeństwo ludności prawosławnej z powiatu bialskiego w 1915 roku. Statystyka i liczby” PKK 1/2020) Była to informacja, która mocno mnie zaintrygowała. Na tyle, że postanowiłam zgłębić temat. Poszperałam w internecie, a moje niezastąpione panie bibliotekarki z działu regionalnego poleciły mi książkę pani Anety Prymaki-Oniszk „Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy” i przygotowały komplet artykułów, którymi dysponowały w swoich zasobach. Stąd przynajmniej częściowo zapoznałam się z tym, co niesie ze sobą termin „bieżeństwo”.
Chociaż dotknęło ono i terenów Południowego Podlasia to pamięć co do tego wydarzenia najmocniej zachowała się na Białostocczyźnie, gdzie skupisko ludności prawosławnej jest największe. Świadczą o tym relacje bieżeńców przekazywane z pokolenia na pokolenie zebrane w książce Pani Anety Prymaki-Oniszk. Relacji osób doświadczonych ewakuacją
z moich okolic nie jest wiele, co nie znaczy, że ich nie było i nie funkcjonują. Do świadomości współczesnych trafiają za sprawą wnuków i prawnuków bieżeńców. Być może po prostu ten temat nie leży w sferze zainteresowań historyków – regionalistów, nie przeprowadzono szeroko zakrojonej akcji badawczej. Być może częściowo pamięć zaginęła, bo po II wojnie światowej wiele rodzin, które przeżyły bieżeństwo na Południowym Podlasiu zostały deportowane za Bug jako osoby narodowości białoruskiej czy ukraińskiej lub w ramach akcji „Wisła” przesiedlono je na Ziemie Odzyskane.

Od razu narzuca się pytanie, czy dorastała Pani, słuchając opowieści z bieżeństwa, przekazywanych z pokolenia na pokolenie?

Niestety nie słyszałam. Nie przypominam sobie takich opowieści snutych przez członków mojej rodziny, a wspomnienia o pradziadkach zdarzały się w rozmowach dość często. Przypuszczam, że ci z moich przodków, którzy mieszkali w latach I wojny światowej na terenach ewakuowanych przeczekali najgorszy czas w lesie i jak tylko front przeszedł wrócili do swoich gospodarstw. Z rozmów przypominam sobie wspomnienia o tym, że ojciec jednej z dalekich kuzynek był na wojnie rosyjsko-japońskiej, a moja prababcia Wiktoria pamiętała swój chrzest i podobno widziała cara Mikołaja II, który odwiedził ziemię bialską w 1900 roku. Domyślam się, że moja prababcia musiała być chrzczona po ukazie tolerancyjnym dla unitów. Oczywiście gdy tylko czas mi pozwoli i mocniej „zarażę się” genealogią to niewykluczone, że będę szukała solidnych podstaw do tych skąpych, rodzinnych relacji, a zacznę od wnikliwego przepytywania krewnych.

Dlaczego postanowiła Pani ten temat poruszyć w „Sekretach Białej”?

Właśnie dlatego, że jest to temat mało znany i idealnie pasuje do niego miano sekretu. Poza literaturą naukową nie spotkałam się w żadnej znanej mi powieści z motywem bieżeństwa i postanowiłam wspomnieć o nim w swojej serii. Nie wszystkich Czytelników interesuje literatura naukowa czy popularnonaukowa, nie każdy lubi po nią sięgać. Tymczasem ja w swoich powieściach prócz wątków obyczajowych staram się „przemycić” historyczne fakty i przekazać je (mam nadzieję w przystępny sposób) skłaniając do dalszych poszukiwań. Tak było również w przypadku pisania „Chaty” i wprowadzenia w wątku historycznym wydarzeń związanych z I wojną światową i bieżeństwem. Wojna to nie tylko bitwy i potyczki, układy, pertraktacje. To zwykła codzienność zwykłych ludzi. To towarzyszące im emocje. To właśnie z takiej codzienności składa się historia. Ta duża i ta mała, osobista. Starałam się opisać tą rzeczywistość najlepiej, jak potrafię, wplatając w fakty wątek fikcyjny powstały w mojej wyobraźni.

Korzystała Pani zapewne z dostępnych materiałów archiwalnych i opracowań?

Korzystałam wyłącznie z opracowań. Głównie ze wspomnianej już książki Anety Prymaki-Oniszk „Bieżeństwo1915. Zapomniani uchodźcy”, której lekturę uzupełniałam artykułami dostępnymi w Dziale Wiedzy o Regionie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej publikowanymi między innymi w „Podlaskim Kwartalniku Kulturalnym” czy „Nad Bugom i Narvoju”. Było tego około ośmiu do dziesięciu tekstów. Oczywiście znalazły się wśród nich wspomnienia, czyli niejako źródła z pierwszej ręki. W opisywaniu wydarzeń poprzedzających I wojnę światową, jej przebieg oraz pierwszą niemiecką okupację i odzyskanie niepodległości na Południowym Podlasiu nie omieszkałam korzystać z opracowań historycznych. Kolejny raz sięgnęłam po serię monografii Białej Podlaskiej: Henryka Mierzwińskiego „Biała Podlaska w latach 1918–1939”, ale także po zbiór „Z nieznanej przeszłości Białej i Podlasia” pod redakcją Tadeusza Wasilewskiego i Tadeusza Krawczaka, czy „Monografię powiatu bialskiego województwa lubelskiego” Bolesława Górnego wydaną po raz pierwszy tuż przed wojną w 1939 roku. Ponownie brak odpowiedzi na moje liczne
pytania, których nie odnalazłam w materiałach o bieżeństwie zastąpiłam swoją wyobraźnią.

Cykl „Sekrety Białej” łączy historia Pani miasta, ale również współczesne losy czterech przyjaciółek, z których Dorota jest główną bohaterką „Kamienicy”, Marysia „Leśniczówki”, a „Chaty” - Zuzanna. Co u niej słychać?

Zuzanna wyjechała na studia do Warszawy, gdzie zrobiła szybką karierę w branży architektonicznej i obecnie hedonistycznie korzysta z uroków życia. Stara się tym zagłuszyć wyrzuty sumienia, bo zdaje sobie sprawę, że nie zawsze postępuje zgodnie z nim i ogólnie przyjętymi zasadami moralnymi. O ile w pracy zawodowej sztywno trzyma się wymaganych prawem przepisów i wypełnia obowiązki nie godząc się na najmniejsze uchybienia w sztuce, czym podpada przełożonemu to w życiu osobistym działa na przekór. Zdaje się uciekać przed odpowiedzialnością pogrążając się w beztroskiej zabawie. Nadchodzi jednak taki moment, gdy te dwa ważne dla niej aspekty zaczynają ją uwierać, rozmijają się. Odsunięcie od zadań w biurze architektonicznym i kumulacja niewłaściwych wyborów życiowych przerastają Zuzannę. Postanawia pokonać ten zakręt od losu w rodzinnym mieście.

I przyjeżdża do Białej Podlaskiej, by schronić się w ramionach ukochanego ojca i podjąć życiowe decyzje…

Przymusowy urlop kobieta postanawia przetrwać w domu, gdzie zawsze czuła wsparcie i pomoc ojca. W stworzonej przez niego bezpiecznej, partnerskiej atmosferze zawsze podejmowała właściwe decyzje, przez nikogo nie strofowana, nie ponaglana, nie obdarzana wieloma dobrymi radami. Sama obecność ojca, jego stałość od dziecka wywierała na nią pozytywny wpływ i pozwalała zachować indywidualność. Od zawsze (no może od prawie zawsze) byli tylko we dwoje i mogli liczyć wyłącznie na siebie. Matka Zuzanny porzuciła rodzinę, gdy dziewczynka miała siedem lat, wpadała zwykle, gdy brakowało jej funduszy i ponownie znikała. Rodzina od dawna nie ma z nią kontaktu. Niestety, tym razem Zuzka nie może liczyć na opiekuńcze wsparcie ojca, który w końcu po latach wyrzeczeń postanawia zrobić coś wyłącznie dla siebie. Starszy pan wyjeżdża ze swoim chórem na zagraniczne koncerty zostawiając córce pieczę nad domem i rozwiązanie zdawałoby się prostego problemu dotyczącego ogródka działkowego, a raczej stojącą na nim chatą. Splot wydarzeń spowoduje, że poprosi o pomoc przyjaciółki.

Odkrywamy wówczas, że za fasadą przebojowej i pragmatycznej kobiety kryje się zraniona mała Zuzanna…

Zuzanna dała się poznać Czytelnikom jako energiczna kobieta, najbardziej przebojowa z wszystkich przyjaciółek. Odgrywa rolę silnej i niezależnej kobiety, która za wszelką cenę stara się nie popełnić błędów będących udziałem jej najbliższych i skrzętnie ukrywa rodzinne tajemnice. Paradoksalnie jest przy tym bezczelnie szczera w swoich osądach, niejednokrotnie doprowadza Ankę, Dorotę czy Marię do łez, ale też broni ich jak lwica, posuwając się do rozwiązań zdawałoby się ostatecznych. Nie cofnie się przed niczym, gdy chodzi o ich dobro. Jak się okaże te cechy to tylko obronna fasada. W głębi duszy Zuzanny tkwi zadra porzucenia, poczucie winy, że to z jej powodu matka odeszła i zostawiła ją samą, a także niepewność czy sytuacja się nie powtórzy i ktoś najbliższy ponownie jej nie zrani. Zuza będzie musiała zatrzymać się i przewartościować swoje życie. Tym razem zobaczymy jej inne, wrażliwsze oblicze. Kobieta będzie sprawiała wrażenie nieco zagubionej, zdziwionej poczynionymi odkryciami, szczególnie, że zachwieją jej wiarą w racjonalizm. To, co zawsze uważała za pewnik okaże się zupełnie odmienne.

Te doświadczenia sprawiły, że trudno nawiązuje prawdziwe relacje, nawet jeśli na jej drodze staje interesujący mężczyzna?

Zuzanna boi się zaufać, by nie zostać ponownie zranioną i zdradzoną. Zdaje się wyznawać zasadę, że „niedaleko pada jabłko od jabłoni”. Nieustannie porównuje się z matką i niestety dostrzega w swoim upartym, przekornym charakterze wyłącznie wspólne dla nich cechy. Opatrznie je interpretuje, ale zna też rozwiązanie tego problemu. Postanawia nikogo nie unieszczęśliwić, nie zgotować takiego smutnego losu, jaki stał się doświadczeniem jej ukochanego ojca, a tym samym nie cierpieć. Wydaje się jej, że nie sprawdzi się jako żona i matka, dlatego rozmyślnie rezygnuje z poważnych związków i założenia rodziny. Nastoletnie marzenia spycha głęboko w podświadomość. Stawia na przygodne, niezobowiązujące relacje zastępujące choć na chwilę poczucie samotności i dające znikomą namiastkę szczęścia. Zuzannie udaje się to do czasu aż na swej drodze nie spotyka równie upartego i niezależnego mężczyzny, który nie zna strachu i nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć zamierzony cel. Przyrodni brat Doroty wywołuje w niej skrywane skrzętnie uczucia, uznane za dawno zapomniane. Tomasz nie zwykł przegrywać, a trudne wyzwania wzmagają jego determinację i tak łatwo Zuzie nie odpuści.

Nieoczekiwanie musi zająć się rozbiórką i wzniesieniem w nowym miejscu kolejarskiej chaty babci Walerki, pełnej duchów przeszłych pokoleń…

Tak, to z pozoru błahe zadanie, które wyznaczył Zuzie ojciec stanie się kluczem do wyjaśnienia rodzinnych sekretów, pomoże architektce podjąć decyzje i po raz pierwszy zwątpić w rozumowe, naukowe podejście do otaczającej ją rzeczywistości. Kobieta, która zawsze drwiła z historycznej pasji Anki i nie interesowała się przeszłością być może zmieni zdanie i zrozumie sentymentalne powody, które kierowały jej ojcem by zachować chatę. Najprostszym rozwiązaniem byłoby po prostu wyburzenie budynku, a nie inwestowanie w jego fachową rozbiórkę, transport i przeniesienie w inne miejsce. Chata babki Walerki, stojąca na gruncie należącym do kolei w bialskiej dzielnicy Sidorki (dawnej podmiejskiej wsi), okaże się starsza, a zarazem solidniejsza niż wygląda. I będzie zamieszkana, a przez kogo lub przez co, o tym Czytelnicy dowiedzą się w trakcie lektury. Nadmienię tylko, że każdy dom ma swoją duszę…

Czy tytułowa chata istniała naprawdę? Czy losy jej mieszkańców narodziły się w Pani wyobraźni, czy też zainspirowały Panią jakieś historie?

Nie, ta konkretna chata i losy jej mieszkańców są akurat wytworem mojej wyobraźni, aczkolwiek inspirowały mnie historie bieżeńców i mieszkańców Południowego Podlasia, których doświadczeniem stała się I wojna światowa i okupacja wojsk niemieckich. Zetknęłam się z nimi w trakcie gromadzenia stricte naukowego materiału do powieści. Chciałam opisać najczęściej wspominane przez bieżeńców aspekty ich ucieczki, prozę życia z jaką musieli się mierzyć w tej sytuacji, ale też przytoczyć szczególne przypadki, które nie były doświadczeniem każdego z nich jak pobyt w szpitalu czy „magiczne” sposoby ochrony przed „ezefekcją”. Wplotłam je w fikcyjne życie Wikci, Ludmiły i małej Oksanki. Krajobraz Południowego Podlasia jest usiany starymi, drewnianymi chatami często pamiętającymi zeszłe stulecia. Tymi odremontowanymi, unowocześnionymi zamieszkałymi i tymi, które wrastają w ziemię chyląc się ku upadkowi. Z uwagi na dostępność budulca z rozległych kompleksów leśnych i na możliwości finansowe ubogiego społeczeństwa takich drewnianych obiektów powstało więcej niż domów murowanych. Jeszcze przed ponad stu pięćdziesięciu laty w samej Białej Podlaskiej przeważała zabudowa drewniana. To charakterystyczne dla ziemi bialskiej. Nie ma chyba w regionie fotografa, który nie przedstawiłby piękna starych chat w porannej mgle czy na tle zachodzącego słońca. Do jednego z takich miejsc chciałam przenieść moich Czytelników.

W czerwcu ukaże się ostatni tom cyklu – „Dworek”. Tym razem poznamy lepiej Ankę. O czym będzie ta opowieść?

Anka jest najbardziej tajemnicza z grona przyjaciółek. Po studiach wróciła do rodzinnego miasta i jako bibliotekarka marzy o stworzeniu działu informacji regionalnej z prawdziwego zdarzenia, ale jej przełożeni zdają się torpedować te pomysły. W poprzednich tomach dała się poznać jako pasjonatka regionalnej przeszłości gotowa na wszystko, by odkryć sekrety skrywane w mrokach dziejów. Stara się służyć swoją wiedzą i radami przyjaciółkom, odkrywającym rodzinne historie. Jest także dobrą słuchaczką i z jej opiniami trudno się nie zgodzić. Zuza uważa Ankę za domorosłego, niespełnionego psychologa. Natomiast przyjaciółki zdaja się nie dostrzegać tego, że Anka jest małomówna, nie wspomina o sobie, uwielbiając rozprawiać o przeszłości. W ostatniej części Czytelnicy będą się mogli przekonać, dlaczego tak jest. Kobietę czeka kumulacja problemów: zawodowych, mieszkaniowych i uczuciowych związanych z niespełnioną miłością i powrotem sprawcy jej bolesnych wspomnień. Przytłoczona problemami bibliotekarka znajdzie siłę w swojej pasji. Zagadkowa broszura o wojnie polsko-bolszewickiej na Podlasiu, wspominany w niej dworek i pewien zaniedbany nagrobek odegrają w jej historii niebagatelną rolę. Ale o tym więcej już w czerwcu …

Pracuje Pani nad kolejną książką?

Muszę się przyznać, że praca nad czterotomową serią jaką tworzą „Sekrety Białej” nieco mnie wyczerpała. Ostatnie zdania „Dworku” skreśliłam z końcem października 2023 roku. W listopadzie przepisywałam i wstępnie redagowałam rękopis (nadal piszę ręcznie i nie zamierzam zmieniać tego „niedzisiejszego” nawyku) by jak najszybciej dotarł on do Wydawcy. W grudniu, tuż przed świętami dostałam już powieść do pierwszej korekty. Jak dla mnie jest to oszołamiające tempo, szczególnie, że pracuję zawodowo, a koniec roku i początek nowego to intensywny czas w administracji. Zrobiłam sobie krótką przerwę, a że nie potrafię już żyć bez pisania była ona doprawdy krótka Już wcześniej przeprowadziłam research, przygotowałam ogólny plan i 13 stycznia zaczęłam prace nad kolejną powieścią. Mam ukończony pierwszy rozdział. Akcja książki oczywiście niezmiennie toczyć się będzie w Białej Podlaskiej i jej okolicach w pierwszych latach XX wieku. Tym razem chciałabym pisać spokojnie, niespiesznie, delektować się chwilami spędzonymi z moimi nowymi bohaterami.

Publikowana rozmowa została nadesłana przez wydawnictwo w ramach patronatu medialnego Kuriera Lubelskiego.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski