Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jazzowe szaleństwo w Lublinie. 11. Lublin Jazz Festiwal już za nami

Michał Dybaczewski
Aleksandra Żołnacz
11. edycja Lublin Jazz Festiwal przeszła do historii, pięknej historii. Trzydniowa solidna dawka muzyki synkopowanej, ale nie tylko, rozgrzała muzyczne zmysły lublinian. Nic dziwnego, albowiem zobaczyliśmy to co jazzie najlepsze: zróżnicowanie.

Po cyklu Jazz w Mieście, w piątek, sobotę i niedzielę serce jazzu biło w Centrum Kultury przy ul. Peowiaków. Zaczęto „z wysokiego c” w Piwnicach CK, gdzie pojawił się Jerry & Pelican System. Pod angielską nazwą kryją się młodzi, aczkolwiek świetni warsztatowo muzycy: Jerzy Mączyński (saksofon), Marcin Elszkowski (trąbka), Marcel Baliński (piano), Franciszek Pospieszalski (kontrabs) i Krzysztof Szmańda (perkusja). Młodość przelała się na jazz: chłopcy bawili się formą i treścią, grając na totalnym luzie, a dla publiczności była to doskonała rozgrzewka na początek. W Lublinie usłyszeliśmy przedpremierowo utwory z debiutanckiej płyty zespołu, która 10 maja ukaże się w kultowej serii Polish Jazz.

Gwiazdą piątku był brytyjski Portico Quartet. Owiani mgłą Anglicy zaserwowali publiczności międzygatunkowy spektakl: kolaże jazzu, ambientu, minimalizmu przenikały się wzajemnie tworząc niepowtarzalne brzmienia. Miałem wrażenie doświadczenia czegoś niezwykłego, metafizycznego i było to bardzo przyjemne doświadczenie. Koncert Portico Quartet to jedno z najlepszych rzeczy jakie widziałem na deskach sali widowiskowej CK!

Po chwili oddechu „na jedno małe”, w Piwnicy CK czekał już izraelski Malox: Eyal Talmudi (saksofon), Roy Chen (perkusja) i Assaf Talmudi (pianino). Było już po godz. 22 kiedy wybuchła ta bomba: etniczno-jazzowy żywioł jaki wywołał saksofonista trwał przez prawie 2 godziny i wciągnął w swój wir publiczność. Tego w zasadzie nie da się opisać, to trzeba było zobaczyć. Eyal Talmudi „zrobił” show już rok temu, na 10. edycji LJF, teraz zapowiedział, że wróci do Lublina za rok. Trzymam za słowo i już czekam z niecierpliwością.

Sobotę rozpoczął Polish Jazz Requiem – projekt specjalny powołany z okazji LJF. Partycypowali w nim: Bartłomiej Oleś (perkusja), Marcin Oleś (kontrabas), Wojtek Jachna (trąbka), Irek Wojtczak (saksofon), Bartek Prucnal (saksofon). Kanwą koncertu był legendarny album Tomasza Stańki „Music for K.” Został on solidnie zdekonstruowany: pierwotna freejazzowa warstwa została zdarta, w zamian narzucono szaty zwiewne i aksamitne. Ta muzyka zabrzmiała w Lublinie premierowo i co ważne, projekt będzie kontynuowany.

Legendarny Tomasz Stańko był obecny w Lublinie duchem, ale materialnie stawił się inny kultowy trębacz: Enrico Rava ze swoim quartetem. Bazując przede wszystkim na materiale z albumu „Wild Dance” Rava pokazał nagie piękno współczesnego jazzu. Obserwując jego występ analogie ze Stańką nasuwały się same: młodzi, świetni muzycy obok, mistrz daje im swobodę gry, a nawet pozwala dominować, samemu tylko okazjonalnie stawiając trąbką pieczęć geniuszu. Mistrzostwo!

Sobotę zakończył austriacki Gnigler Sextett – muzycy świetni warsztatowo i technicznie pokazali na czym polega przemyślana improwizacja. Chwilami odpływali od tematów głównych, ale jeden ruch ręką lidera, Jakoba Gniglera, przywracał ich na właściwe tory. Austriacka precyzja!

Niedziela, dzień ostatni LJF, to dwa mocne punkty: Adam Bałdych Quartet i brytyjski Mammal Hands. Bałdych (skrzypce), w towarzystwie Krzysztofa Dysa (pianino), Michała Barańskiego (kontrabas) i Dawida Fortuny (perkusja), mistrzowsko połączył dwa przeciwległe światy: sacrum i profanum. Skrzypek swoją grą, ale także ruchem scenicznym sprawiał wrażenie natchnionego mistyka, a aura jaka od niego biła owładnęła publiczność. Efektem tej ekstazy były owacje na stojąco.

Last but not least: Mammal Hands z Wielkiej Brytanii. Ich koncert był swego rodzaju klamrą spinającą festiwalowe koncerty. Zespół poruszający się w sferach bliskich Portico Quartet, ale jednak posiadający własny styl: saksofonowe pejzaże, ubarwiane klarownymi dźwiękami pianina i dynamicznie brzmiącą perkusją stworzyły krajobraz godnie kończący 11. Lublin Jazz Festiwal.

Wypada podkreślić, że tegoroczna edycja imprezy stała na bardzo wysokim poziomie. W zasadzie przewidywałem to już w marcu, kiedy tylko impresariat CK ogłosił program. Jazzowa empiria tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Jako, że samo słowo „impresariat” brzmi pewnie dla czytelnika instytucjonalnie i enigmatycznie, spersonifikuję: za dobór muzyków, a zatem za wyjątkową jakość artystyczną festiwalu zadbali: Barbara Luszawska, Adam Szczepanek i Arkadiusz Kaźmierak. Świetna robota! Dziękujemy!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski