Rozłożenie imprez na większym terenie, od al. Unii Lubelskiej po ul. Zamojską, miało swoje wady, bo spacer między jednym a drugim wydarzeniem wymagał niezłej kondycji, ale za to ożywiło mniej znane okolice Lublina (kiedy ostatni raz spacerowaliście ul. Przemysłową?) i zlikwidowało klaustrofobiczne odczucie przebywania w puszce sardynek.
Nasza relacja z Nocy Kultury 2014 w Lublinie: OGLĄDAJ ZDJĘCIA i WIDEO
Co do kwestii spożytego alkoholu per capita, posłużę się przykładem znajomego. Zakupił puszkę piwa w nocnym z alkoholem i, przyzwyczajony do standardów z zeszłych lat, już miał otworzyć ją na placu Po Farze, gdy zorientował się, że jest jedyną osobą na całym placu z alkoholem w ręku. Zakłopotany z pomysłu zrezygnował. Nie wiem, czy to efekt prowadzonej przed 7 czerwca kampanii społecznej "Jaka kultura ty decydujesz", czy innej w tym roku topografii, ale większego problemu z nadmiernie upojonymi kulturą chyba nie było. No i w końcu widziałem na ulicy policjantów, co w tamtym roku równało się możliwości zerwania czterolistnej koniczyny.
Z innych socjologicznych obserwacji - ciekawe było obserwowanie reakcji mieszkańców ul. Zamojskiej i okolic na całe to zamieszanie. Ci najmłodsi nie mieli większych oporów w dołączeniu do zabawy - dzieciaki cieszyły się zabawkami-przytulankami przy ul. Farbiarskiej, podziwiały barwną drzewną instalację. Starsi mieli wątpliwości. Niby to impreza na ich terenie, ale przez długi czas stali w bramach, komentując ironicznie tłum, niepewni, czy to wszystko też dla nich, czy nie będzie obciachem włączenie się w imprezę.
Pozostali lublinianie takich dylematów chyba nie mieli.
Większość wyruszyła na koncerty pod egidą Junior Stressa w browarach Perły, gdzie zgromadziła się największa widownia całej Nocy i gdzie wykonano pierwszą piosenkę o Lublinie, której słuchanie nie wiązało się z uczuciem żenady. Ci najstarsi wpadli na dancing na Moście Kultury. Strefa Gaby Kulki w Pałacu Sobieskich nie była hitem frekwencyjnym, bo tamtejsze koncerty trudno nazwać było rozrywkowymi, za to wysmakowanymi - jak najbardziej.
Reszta uczestników zachowywała się jak elektrony w atomie. Kręcili się wokół jądra, to zahaczając o minikoncerty na totemach, bądź nowocyrkowe variétés, oglądali mecz lacrosse'a i bitwę breakdancerów na błoniach, a po północy ruszyli do knajpek i dyskotek, po drodze oglądając nową świecką tradycję: faceta na rowerze piętrowym prześlizgującego się między samochodami na ul. Narutowicza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?