Lubelska "Balladyna" jest ważnym głosem w toczącej się nieustająco dyskusji na temat tradycji wystawiania dramatów romantycznych, a nawet więcej - miejsca klasyki w dzisiejszym polskim teatrze.
W przedstawieniu Cioska nietrudno odnaleźć główne punkty odniesienia. Pierwszy i najważniejszy to tradycyjna formuła inscenizacji romantycznej z jej iluzjonistycznym kreacjonizmem. Tę reżyser uważa za dawno wyczerpaną i zdecydowanie ją odrzuca. Ale jeszcze wyraźniejsza jest opozycja do rozmaitych "postępowych" interpretacji, wpisujących utwór w doraźny kontekst społeczny, których przykładem modelowym jest "Balladyna" Aleksandra Bardiniego z 1954 roku, w której bohaterka nie ginie od pioruna, lecz umiera na zawał serca. U Cioska piorun uderza jak Słowacki chciał, a Pan Bóg przykazał. I słusznie, bo - jak powiedział reżyser - teatr ma prawo do piorunów. Najbliżej (co nie znaczy jednak, że bardzo blisko) lubelskiemu spektaklowi do słynnych, "rewolucyjnych" realizacji Hanuszkiewicza. I tam, i tu mamy bowiem do czynienia z odwagą w przełamywaniu obowiązujących schematów. Jednak i tę Hanuszkiewiczowską tradycję przywołuje Ciosek z niejaką ironią, każąc Skierce i Chochlikowi miast na Hondach jeździć na rowerach i umieszczając tego drugiego na Kordianowej drabinie.
W efekcie powstał spektakl na wskroś współczesny, ale nie uwspółcześniany na siłę. A w tę wizję znakomicie wpisali się aktorzy, którzy stworzyli cały szereg nadzwyczaj udanych ról, z tytułową Balladyną w wykonaniu Hanki Brulińskiej na czele. Warto zobaczyć; polecam.
"Balladyna"; Teatr Osterwy; środa - czwartek, godz. 11; bilety - 35/15 zł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?