Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bord(h)ers: One i ich granice

Sylwia Hejno
„Bord(h)ers“ - wystawa i instalacja dźwiękowa Julii Lashchuk (na zdjęciu) opowiada o kobietach mieszkąjacych w Lublinie
„Bord(h)ers“ - wystawa i instalacja dźwiękowa Julii Lashchuk (na zdjęciu) opowiada o kobietach mieszkąjacych w Lublinie Małgorzata Genca
Pokiereszowany motyl, ruda peruka, zarys ojczystego kraju, w którym się uchodzi za cudzoziemkę. Tak kobiety opowiadają swoje historie.

Julia Lashchuk, młoda ukraińska artystka poprosiła kobiety z Lublina, by opowiedziały o tym, co jest ich prywatną granicą i by spróbowały ją namalować. Tak powstał projekt „Bord(h)ers“.

Basia malowała opuszkami placów. Na początku próbowała flamastrami, ale linie były zbyt ostre i zbyt wyraźnie. Kobietę z burzą rudo-czerwonych głosów otacza ciemna chmura. Włosy nie są prawdziwe. Pewnego razu, gdy czuła się wyjątkowo przezroczysta, kupiła taką jaskrawą perukę. Od dziesięciu lat walczy z rakiem i to poczucie przezroczystości towarzyszy jej cały czas. Wyjąwszy jednak okresy bólu, stara się podchodzić do życia z radością. Kolorowa postać wyraźnie się odcina od mroku, to granica, o którą walczy każdego dnia.

Dorocie granica kojarzy się z wodą. Ma trójkę dzieci. Po długim okresie urlopu macierzyńskiego bała się wyjść do świata, nie wiedziała czy ma mu jeszcze coś do zaoferowania. W końcu w jej życiu dokonał się zwrot: postanowiła odejść od męża, rzuciła dotychczasową pracę i poświęciła się pisaniu kobiecego bloga. Nie przyszło to lekko: w abstrakcyjnym rysunku kobieta płacze, a łez rodzą się kolorowe, rozwibrowane linie.

Katarzyna jako jedyna zgłosiła się do Julii sama, chciała, by jej historia dawała nadzieję innym. W klasie maturalnej zaszła w ciążę, był to pierwszy taki przypadek w jej szkole, wybuchł ogromny skandal. Z wielkiej miłości nie zostało nic, związek się skończył, nim się zaczął. Nie poddała się, poszła na studia. I wtedy sytuacja się powtórzyła. Ukochany mężczyzna znów ją zostawił, a ona trafiła do domu samotnej matki. Dorabiała myjąc trolejbusy, ale studia skończyła. Teraz ma dwójkę dzieci i pracę. Może jej nie kocha, ale daje bezpieczeństwo. Namalowała barwnego motyla wpisanego w mnóstwo innych kolorowych kształtów, które tworzą coś w rodzaju mandali. Dopiero, gdy się przyjrzymy, widać na skrzydłach blizny.

Tata Nkosiazi pochodzi z Afryki, mama jest Polką. Ostatnio pewna pani zaczepiła ją na ulicy pytając z niekłamanym zachwytem: „Gdzie się tak pięknie opaliłaś?“. Całe życie budziła zainteresowanie. Jest przyzwyczajona do słuchania najróżniejszych komentarzy, a także do tego, że osoby, które je wygłaszają, sądzą, że nie rozumie. Do tego, że ludzie zakładają, że czarna kobieta w Lublinie, albo wróciła z egzotycznych wakacji, albo jest przybyszką z dalekiego kraju. Narysowała kształt Polski, siebie po wschodniej stronie i nuty, symbol muzyki, która jej towarzyszy, bo śpiewa gospel. Linie są mocne, zdecydowane, kreślone ręką silnej i energicznej osoby.

Wystawa to intymne portrety najróżniejszych kobiet. Co mają wszystkie wspólnego? - Gdy zaczynałam pracę nad projektem o kobiecych granicach, sądziłam, że będzie o tym, co ogranicza. Okazało się coś zupełnie przeciwnego, to historie o wolności - uśmiecha się Julia.

„Bord(h)ers“ - Laboratorium Sztuki Społecznej, Galeria Labirynt, ul . Grodzka 3, wystawa do 14 września w godz. 10.00 - 17.00

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski