O tym, że Aleksandra Kurzak i Roberto Alagna „wielkimi artystami są” wiedzą wszyscy. Jednak wiedzieć, słuchać nagrań czy nawet oglądać zarejestrowane występy to jedno, a usłyszeć i zobaczyć ich na żywo, to drugie. Można wówczas w pełni docenić kunszt wokalny, sceniczną swobodę, a nade wszystko charyzmę, która sprawia, że koncert staje się nie tylko doznaniem artystycznym, lecz wkracza niemal na obszar przeżycia metafizycznego. Lubelski występ wspaniałych śpiewaków był właśnie taki.
Artyści zaprezentowali się w nim w repertuarze włoskim, dobranym jednak w sposób – by tak rzec – nieoczywisty. Z pozycji „obowiązkowych” usłyszeliśmy właściwie tylko duet „Parigi, o cara” oraz – na bis – nieśmiertelne „Libiamo…” z „Traviaty”. Giuseppe Verdiego Ale już „Napoju miłosnego” Gaetena Donizettiego nie reprezentował arcypopularny romans Nemorina „Una furtiva lagrima”, lecz błyskotliwy duet „Caro elisir”, nie tylko fantastycznie zaśpiewany, lecz zamieniony w pyszną miniaturę aktorską. A nie mniej okazale wypadł wykonany na finał duet „Lucia perdona” z „Łucji z Lammermooru”. Ta opera Donizettiego zaistniała w piątkowym koncercie wyjątkowo mocno, bowiem Aleksandra Kurzak fenomenalnie wręcz zaśpiewała arię „Regnava nel silenzio”. Takie wykonanie stawia ją w jednym rzędzie z jej wielkimi poprzedniczkami, legendarnymi Łucjami – Joan Sutherland i Anną Moffo. Nadzwyczaj pięknie i efektownie zaprezentowała się też w arii Neddy z „Pajaców” Ruggiera Leoncavalla. Roberta Alagna z kolei zachwycił dwiema odmiennymi w charakterze ariami: Makdufa „Ah, la paterna mano” z „Makbeta” Verdiego oraz – szczególnie – „Donna non vidi mai” z „Manon Lescaut” Giacoma Pucciniego. A aplauz na widowni wzbudził śpiewając na bis „Usta milczą, dusza śpiewa” po polsku.
Dobre słowo należy się również Orkiestrze Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego. Dobry akompaniament dla śpiewaków polega na tym, by na orkiestrę słuchacze zwracali jak najmniejszą uwagę; by nie „przykrywała” ona wokalu, a z tym wielu symfoników ma problem. Zamojska orkiestra zabrzmiała w tej roli bez zarzutu, w czym niewątpliwie wielką zasługę ma prowadzący ją dyrygent Bassem Akiki, świetnie panujący nad wszystkimi sekcjami instrumentów. A na swój rachunek „Namysłowiacy” z dużą klasą wykonali uwertury do oper „Nabucco” Verdiego, „Cyrulik sewilski” Rossiniego oraz „Don Pasquale” Donizettiego. Ta ostatnia to dla mnie bezsprzecznie najlepszy instrumentalny utwór piątkowego koncertu.
Na koniec poświęćmy kilka zdań kwestiom natury technicznej. Przede wszystkim trzeba stwierdzić, że wszystkie zapowiedzi i obietnice dotyczące Sali Operowej zostały dotrzymane. Akustyka i widoczność są na najwyższym poziomie, co nie o wszystkich salach koncertowych (nie tylko lubelskich) da się powiedzieć. A co więcej – jej przestrzeń została tak zagospodarowana, że wielka ilość osób na widowni wcale nie przytłacza ani nie powoduje tłoku. Nie zakochałem się natomiast od pierwszego wejrzenia w całej przestrzeni gmachu. Mnogość korytarzy, schodów, podestów, galerii i zaułków tworzy labirynt, przez który niełatwo było przebrnąć, mimo wskazówek udzielanych przez pracowników CSK. Zwłaszcza jeśli było się tam po raz pierwszy, co – jak sądzę – było udziałem większości piątkowych gości. Tym zapewne należy wytłumaczyć kilkunastominutowe opóźnienie rozpoczęcia koncertu. Na szczęście wrażenia artystyczne w pełni zrekompensowały te początkowe trudności. A gdy już lublinianie poznają bliżej tę nową przestrzeń kultury, podobne problemy powinny same zniknąć. Czego życzę gospodarzom i gościom CSK.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?