Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Diabeł i tabliczka czekolady”. Niecodzienny sprawdzian z empatii (RECENZJA)

Andrzej Z. Kowalczyk
„Diabeł i tabliczka czekolady” to spektakl ważny i potrzebny
„Diabeł i tabliczka czekolady” to spektakl ważny i potrzebny Małgorzata Genca
Niezwykłą realizację zaproponował swoim widzom Teatr Osterwy w Lublinie.

W piątek zobaczyliśmy prapremierę spektaklu Kuby Kowalskiego „Diabeł i tabliczka czekolady”, opartego na reportażach Pawła Piotra Reszki.

Reżyser jeszcze przed premierą podkreślał nadzwyczaj dobrą współpracę wszystkich wykonawców, którzy myśleli przede wszystkim o efekcie wspólnym, nie zaś indywidualnych ambicjach i popisach. I to się udało.

Spektakl rzeczywiście oparty jest na zespołowości, która jednak nie oznacza, że mamy do czynienia z jakimś żywym automatem, lecz z galerią całego szeregu świetnie wykreowanych i niezwykle precyzyjnie zestrojonych postaci, z których każda zapada w pamięć.

Owego słowa - postaci - używam w pełni świadomie. Nie są to bowiem role tworzone za pomocą jedynie sztuki aktorskiej. Pojawiający się na scenie bohaterowie nie są zagrani, lecz pokazani widzom. A to wymaga nie tylko umiejętności czysto technicznych, lecz nade wszystko gruntownego zrozumienia ukazywanej postaci, głębokiego w nią wniknięcia. Co niejednokrotnie musiało być doświadczeniem trudnym, a niekiedy zgoła traumatycznym.

Jak w przypadku Jolanty Rychłowskiej w monologu wielokrotnej dzieciobójczyni. Powiedzianym wręcz fenomenalnie; rzec można: obezwładniającym. Do tego stopnia, że trudno było głębiej odetchnąć. Tą sceną Rychłowska dowiodła, że zasługuje na każdą teatralną nagrodę, jaką można sobie wymyślić. A to tylko jedna z wykreowanych przez nią postaci; na uwagę zasługują wszystkie. I nie tylko ona robi tak wielkie wrażenie. Bardzo długo będę przechowywać w pamięci także: Janusza Łagodzińskiego jako egzorcystę we wszystkim widzącego działalność diabła; Martę Ledwoń pokazującą postać konsekrowanej dziewicy czy Krzysztofa Olchawę jako księdza leczącego gejów metodą gorących uścisków.

To tylko niektórzy z bohaterów Reszki i postaci zaludniających spektakl. A są i inni - borykający się ze swoją seksualnością niepełnosprawni, homoseksualista pragnący wyleczyć się ze swojej orientacji, ojciec oddający krew, by zdobyć czekoladę dla swoich ośmiorga dzieci czy kobieta wspominająca mordowanie Żydów przez Polaków. Nie chcę o nich napisać, że są ludźmi ze społecznego marginesu, bo to określenie ma jednoznacznie negatywną konotację, a nie każdy z nich na taką zasługuje. Powiedziałbym raczej, iż są to osoby z obrzeży społeczeństwa. Ludzie, z których istnienia często nie zdajemy sobie sprawy, a jeśli nawet - to zazwyczaj nie poświęcamy im uwagi. Realizacja Kuby Kowalskiego nie stygmatyzuje ich, nie narzuca widzowi żadnego punktu widzenia. Po prostu przypomina o ich istnieniu, skłania do pomyślenia o nich i proponuje poddanie się sprawdzianowi z empatii. To wiele.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski