Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Subiektywna kronika sezonu artystycznego: Wrzesień 2016

Andrzej Z. Kowalczyk
Gala w CSK zgromadziła wielkie gwiazdy polskich scen muzycznych
Gala w CSK zgromadziła wielkie gwiazdy polskich scen muzycznych materiały prasowe
Proponuję Czytelnikom nowy cykl publikacji poświęconych kulturze w Lublinie – Subiektywną kronikę sezonu artystycznego. Chciałbym w niej przypominać wydarzenia artystyczne w naszym mieście, które moim zdaniem z różnych względów zasłużą na utrwalenie w pamięci. Myślę, że ma to sens, bowiem sezon 2016/2017 rozpoczął się bardzo dobrze. Zacznijmy zatem od września.

Przez wiele lat przyzwyczajeni byliśmy nie tylko do trwającego przez całe lato tzw. „sezonu ogórkowego” (który zresztą w Lublinie jest już od dłuższego czasu pojęciem wyłącznie historycznym), lecz także do tego, że nowy sezon artystyczny rusza de facto gdzieś około połowy września, rozkręca się powoli i dopiero w październiku i listopadzie osiąga pełen rozmach. Tymczasem już w roku ubiegłym wrzesień przyniósł aż trzy premiery w trzech lubelskich teatrach: Andersena, Osterwy oraz Starym. I taki dobry i mocny start powtórzył się także teraz.

Już trzeciego dnia września mieliśmy w Lublinie pierwsze w nowym sezonie wydarzenie artystyczne, o którym powiedzieć: znaczące, to stanowczo zbyt mało. Wydarzeniem owym była prezentacja spektaklu Anny Haracz i Iwony Olszowskiej „Przenikanie”, zaproszonego do nas przez Lubelski Teatr Tańca. Miłośnikom (coraz liczniejszym w naszym mieście) tańca współczesnego tych wybitnych tancerek i choreografek przedstawiać nie trzeba. Myślę jednak, że wspólna realizacja owych artystek mogła być zaskoczeniem nawet dla widzów dobrze zorientowanych w tej dziedzinie sztuki; a może nawet: zwłaszcza dla nich, oni bowiem znają odrębność ich poszukiwań twórczych. Okazało się wszakże, iż takie – zdawać by się mogło: niemożliwe – artystyczne spotkania nie tylko są możliwe, ale prowadzą do rezultatów zgoła olśniewających. „Przenikanie” bowiem to spektakl wybitny, bliski arcydziełu. Od strony artystycznej przygotowany i wykonany perfekcyjnie w każdym, najdrobniejszym nawet elemencie, i „zachłannie” wciągający widza z siłą wręcz hipnotyczną. W warstwie myślowej zaś otwierający przed odbiorcami nieograniczone niemal pole refleksji. Tańcem współczesnym zajmuję się systematycznie od dwudziestu lat i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że przez cały ten czas widziałem niewiele realizacji (nie tylko polskich), które zrobiły na mnie równie wielkie wrażenie i tak mocno zapadły w pamięć jak „Przenikanie”.

A skoro mowa o tej dziedzinie sztuki – warto tu też odnotować prezentację laureatów ubiegłorocznej odsłony międzynarodowego konkursu choreograficznego i festiwalu tańca współczesnego „New Europe”. Lubelskiej publiczności swoje realizacje pokazali zdobywcy przyznawanej na tej imprezie Jarmila Jeřábková Award: Inga Mikshina, Roman Zotov oraz grupa EKS.

Tak jak w roku ubiegłym na wrześniową premierę zaprosił Teatr Stary. Zobaczyliśmy spektakl „Boogie Street” w reżyserii Iwony Jery według „Księgi tęsknoty” Leonarda Cohena. Tego artystę niby znają wszyscy; każdy potrafi wymienić co najmniej kilka tytułów jego piosenek, a wielu potrafi je zanucić.

Ale w gruncie rzeczy jest to znajomość dość jednak powierzchowna. Ograniczająca się właśnie do piosenek, nie sięgająca zaś do jego poezji i prozy. Mam zatem wrażenie, że dla znacznej części premierowej publiczności ów spektakl był wyprawą na ziemię nieznaną, pełną białych plam, które przynajmniej częściowo wypełniały się treścią z każdym rozbrzmiewającym ze sceny monologiem i każdą piosenką. A nawet więcej: fragmenty wybrane z „Księgi tęsknoty” – będącej wszak swego rodzaju podsumowaniem bogatego i burzliwego życia artysty – otwierały nowe perspektywy spojrzenia na jego znaną nam już twórczość. Z tego względu powinni tę realizację zobaczyć także ci, którzy uważają się za znawców Cohena. Ale znajomość jego twórczości nie jest bynajmniej warunkiem koniecznym dobrego odbioru tego przedstawienia. Jest to bowiem przede wszystkim bardzo dobry spektakl, godny uznania w każdym elemencie. Od znakomitych przekładów Daniela Wyszogrodzkiego, świetnie oddających rytm i melodyjność tekstów Cohena, a także ich dynamikę i swoistą gorączkowość, poprzez aranżacje Krzysztofa Herdzina, po bardzo dobre wykonanie Renaty Przemyk i Wojciecha Leonowicza. Tych, którzy nie odwiedzili jeszcze „Boogie Street” zachęcam, by to uczynili przy najbliższej okazji.

Prawdziwą ucztę zgotowało melomanom Centrum Spotkania Kultur. Gala opery i operetki była okazją do posłuchania wielkich gwiazd polskich scen muzycznych: Kamili Lendzion, Magdaleny Idzik, Mirosława Niewiadomskiego i Pawła Skałuby. Pisanie o takim koncercie – zwłaszcza w kronikarskim skrócie – nie jest rzeczą łatwą. Zasadą takich przedsięwzięć jest bowiem to, że występujący w nich wykonawcy wybierają do ich programu utwory najlepsze i najbardziej efektowne ze swego repertuaru. To zaś sprawia, że na choćby krótką wzmiankę zasługuje właściwie każdy z zaprezentowanych w nich „numerów”, a każdy ze słuchaczy może wskazać własnych faworytów. Sporządzona przeze mnie lista znakomitych wykonań na gali w CSK jest tak długa, że przytoczenie jej tu w całości znacznie wykraczałoby poza ramy niniejszego tekstu. Wymienię zatem te utwory, do których pasuje określenie „Best of the Best”. Kamila Lendzion w części operowej koncertu zachwyciła swoją subtelną interpretacją arii z „Rusałki” Antonina Dvořáka, w operetkowej zaś – przede wszystkim czardaszem Maricy, którego przyjąłem z tym większą radością, że wykonany został w tej wersji tekstu, którą bardziej lubię. Natomiast Mirosław Niewiadomski ponownie zaśpiewał w Lublinie popisowy utwór każdego tenora – arię Cavaradossiego „E lucevan le stelle” z III aktu „Toski”, i po raz kolejny było to wykonanie klasy światowej. Ale bezapelacyjnym numerem jeden koncertu była dla mnie pieśń „Vivo per lei” w wykonaniu Kamili Lendzion i Mirosława Niewiadomskiego. Aż do tego wieczoru za najlepszych wykonawców owej pieśni, jakich dane mi było słuchać, uważałem Dorotę Laskowiecką i Witolda Matulkę. Jednak – niczego nie ujmując tym znakomitym śpiewakom i podtrzymując zachwyt wobec ich interpretacji – muszę wyznać, że Kamila Lendzion i Mirosław Niewiadomski wywarli na mnie jeszcze większe wrażenie. Wątpię, bym jeszcze kiedykolwiek miał okazję wysłuchać tak znakomitego wykonania tej pieśni; to bowiem, które usłyszałem na gali w CSK, wydaje mi się niezrównane.

To oczywiście tylko niektóre pozycje z wrześniowych repertuarów lubelskich placówek i instytucji artystycznych. Wybrane – jak wyraźnie wskazuje tytuł artykułu – w sposób subiektywny. Co oznacza, że każdy z Czytelników może sobie do owej listy dopisać własne typy. Bo rzeczywiście już we wrześniu było z czego wybierać. Jeśli kolejne miesiące będą podobne, to może to być bardzo udany sezon.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski