Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Świętoszek" w Teatrze Osterwy. Strzeżcie się bigoci. Molier znowu atakuje [RECENZJA]

Teresa Dras
Halszka Lehman w roli Marianny i Wojciech Rusin jako Orgon, nieszczęsna ofiara manipulacji Tartuffe’a
Halszka Lehman w roli Marianny i Wojciech Rusin jako Orgon, nieszczęsna ofiara manipulacji Tartuffe’a Małgorzata Genca
Skandalem skończyło się pierwsze wystawienie komedii Moliera „Tartuffe” w 1664r. Zbyt otwarcie godziło w religię. Czy podobny efekt chciał osiągnąć Remigiusz Brzyk, reżyser „Świętoszka” w Teatrze Osterwy? Jego spektakl również jest oskarżeniem religijnej hipokryzji. Na premierze, która odbyła się 8 czerwca, publiczność nie wydawała się jednak ani zgorszona, ani oburzona. Przeciwnie, nagrodziła realizatorów i aktorów długimi brawami. Szokować mogło jednie, że sztuka Moliera uchodząca za arcydzieło komediopisarstwa, w lubelskiej inscenizacji zmieniła się w dramat.

O tym, że „Świętoszek jest komedią, przesądza jedynie zakończenie sztuki: sprawiedliwość zwycięża, wszystko dobrze się kończy. Bez szczęśliwego finału mamy klasyczny dramat. Tak właśnie widział „Świętoszka” Bohdan Korzeniewski, jeden z długiego szeregu tłumaczy dzieł francuskiego mistrza. Na jego wersji przekładowej oparł swą inscenizację Remigiusz Brzyk, reżyser dobrze znany lubelskiej publiczności. Zrealizował już u nas dwa głośne spektakle - „Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł, czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte” (2013 r.) oraz „Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian” (2015 r).

Brzyk dokonuje pewnej reinterpretacji „Świętoszka”. Molier, poprzez Tartuffe’a opowiada o tym, jak religia staje się narzędziem zdobywania władzy i korzyści majątkowych, a hipokryzja – metodą. Natomiast w lubelskiej inscenizacji ważniejsze niż przygody Tartuffe’a wydają się autentyczne perypetie samego Moliera z kościelną i obyczajową cenzurą XVII-wiecznej Francji. To ciekawy zabieg. Dramaturżka Martyna Wawrzyniak wplotła w tekst Francuza fragmenty dokumentów z epoki - listów, paszkwili, recenzji, w tym słowa samego Moliera. W przedmowie do pierwszego wydania „Świętoszka” z 1669 r. autor pisał; „Wrogowie moi (…) obsypują mnie obelgami z czystej pobożności i ciskają we mnie kamieniami przez chrześcijańskie miłosierdzie”.

Kiedy sztuka po klęsce w 1664 r. wróciła na scenę pięć lat później, autor złagodził nieco antyreligijną wymowę utworu, zmienił nawet tytuł na „Szalbierza”, a z głównego bohatera zdjął sutannę i ubrał w strój świecki. I znowu spektakl zdjęto z afisza zaraz po premierze. Bigoci sprawili, że teatr zamknięto, przed wejściem ustawiono straże, a autor usłyszał, że „nie jest zadaniem komediantów pouczać ludzi o problemach moralności chrześcijańskiej i religii”.

To wszystko uświadamia, że „Świętoszek”, który w naszych czasach uchodzi za niewinne przedstawienie dla młodzieży lub popisową arię dla wybitnych aktorów, był w epoce Króla Słońce sztuką wyklętą, wywrotową, niebezpieczną. Dziś się „ustatkował”, a stronnictwo pobożnych znalazło sobie innych wrogów w teatrze. Jednak francuski mistrz słowa znowu stanął w obronie wolności i społecznej misji teatru. Jak wieki temu. A razem z nim Remigiusz Brzyk. Obrona teatru przed polskimi bigotami była chyba jedną z sił napędowych lubelskiego przedstawienia.

Martyna Wawrzyniak nie tylko dopisała „Świętoszkowi” kilka kwestii, ale dodała też nowego bohatera. To Charlie Chaplin, z laseczką i w meloniku. Raczej milczy, po prostu jest obecny na scenie jak brat mleczny Moliera, kolejny geniusz komedii, która potrafi sięgnąć szczytów artyzmu, a czasem tragizmu.

To nie koniec zaskoczeń. Tartuffe (w tej roli Maciej Grubich) zanim pojawi się na scenie, jest już odpowiednio odmalowany przez pozostałych bohaterów sztuki. Spodziewamy się antypatycznej figury, a okazuje się, że Świętoszek jest młodym mężczyzną o urodzie cherubina, który bezceremonialnie stara się uwieść piękną żonę Orgona, swego dobroczyńcy (świetna rola Magdaleny Sztejman). Co zrobi mądra kobieta skazana na głupiego męża i podłego zalotnika? Otóż autor „Świętoszka” i reżyser „Świętoszka” mają w tym względzie zupełnie inne zdanie.

Niewątpliwym atutem przedstawienia jest scenografia i kostiumy Igi Słupskiej. Przestrzeń sceniczną wypełniają jedynie stół i krzesła w stylu „Ludwik XIV”, sfatygowane, jakby od wieków leżały na śmietniku. Kostiumy również nawiązują do epoki, w nowoczesnej wariacji stylu rokoko.

To z pewnością interesujące przedstawienie. Muszę jednak przyznać, że nie wszystkie zabiegi uwspółcześniające „Świętoszka” wydały mi się uzasadnione. Mamy bowiem dwóch (Jean Baptiste i Charlie) niekwestionowanych mistrzów komedii na scenie, a spektakl jest jednostajny, poważny i surowy jak nie przymierzając sam pan Tartuffe, którego usta pełne pobożnych frazesów nie zwykły się uśmiechać. Co by szkodziło reżyserowi, gdyby widz od czasu do czasu spotkał się w jego przedstawieniu z cudownym poczuciem humoru pana Moliera?

"Świętoszek" w Teatrze Osterwy. Rzecz o społecznym wymiarze ...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski