Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„I jak tu zachować pokorę?” - czyli wyznania aktora przesiadującego na ławeczce

Rozmawiał Dariusz Domański
Franciszek Pieczka grał w pierwszym spektaklu Teatru Ludowego
Franciszek Pieczka grał w pierwszym spektaklu Teatru Ludowego Roman Anusiewicz
Rozmowa. FRANCISZEK PIECZKA o początkach kariery w Teatrze Ludowym w Krakowie, o serialu „Ranczo” i przywiązaniu do rodziny

- Pan kiedyś powiedział - że tu w Krakowie, w teatrze, wszystko się zaczęło. A nie w Jeleniej Górze?

- Miałem na myśli debiut w Krakowie - bo rzeczywiście po raz pierwszy na scenie stanąłem w Jeleniej Górze, a właściwie to w Teatrze Nowej Warszawy, w „Balladynie” Słowackiego w reż. Aleksandra Bardiniego, spektaklu dyplomowym PWST.

- 60 lat temu 3 grudnia zainaugurował swoją działalność Teatr Ludowy, wystąpił pan jako Bryndas w „Krakowiakach i Góralach” Bogusławskiego. A pamięta Pan pierwszy zetknięcie ze sztuką aktorską?

- Mój pierwszy kontakt z filmem? Będąc chłopcem w roku 1938 zobaczyłem „Znachora” z wielkim Kazimierzem Junoszą-Stępowskim i to było olśnienie. Wróciłem do domu późno w nocy, szybko położyłem się, wskoczyłem pod pierzynę, a ojciec ściągnął ją ze mnie i lał pasem. Krzyczał: „Gdzieś ty był... Świństwo, bezbożność”. Potem chodziłem do kina w Wodzisławiu. Ojciec znów krzyczał: „Żeby jakaś bomba w to kino uderzyła!” I proszę sobie wyobrazić, było bombardowanie Wodzisławia, kamienice legły w gruzach i tylko kino pozostało całe.

- Mimo zainteresowań artystycznych poszedł Pan na studia na Politechnikę w Gliwicach. Dlaczego?

- Kochałem matematykę i fizykę - ale to nie było to. Po miesiącu studiów zdecydowałem się na egzamin do Szkoły Teatralnej w Warszawie.

- Zdawał Pan w mieszkaniu u Aleksandra Zelwerowicza.

- Tak. Mówiłem jakiś kawałek prozy, wiersz, chyba Mickiewicza. Nagle poprosił mnie, to dobrze pamiętam, żebym powiedział wyraz „miasto”, ale w trzech znaczeniach - jako miasto fabryczne, miasto zabytkowe, jak Kraków, i jako miasto pełne uciech, jak Las Vegas. Nie miałem pojęcia, co to było Las Vegas. Zelwer uśmiechnął się tylko i wytłumaczył, o co mu chodziło. Potem rzekł: „No dobrze Panie Franciszku, a teraz niech pan zmieni kolejność”.

Zdębiałem. Po chwili skonstatował stanowczym głosem: „Ma pan talent i zostanie pan przyjęty” Mojego szczęścia nie podzielał jednak ojciec. Zdenerwował się jeszcze bardziej Powiedział do mnie: „Chcesz być Hungerkünstler” (Głodującym artystą) - takie miał dziewiętnastowieczne wyobrażenie o tym zawodzie. „Zostałbyś inżynierem, miałbyś konkretny fach”. Kiedy miałem już pierwsze sukcesy zawodowe z dumą ojciec powtarzał: „Ma to po mnie”.

- W roku 1953 zmarł Stalin. Jaka atmosfera panowała w Szkole na Miodowej?

- Pamiętam jak na korytarzu ustawiono jego popiersie, po bokach kwiaty, a my musieliśmy trzymać wartę. Stoimy razem z Mietkiem (Czechowiczem), a Zdzisio ( Leśniak) i Wiesiek (Gołas) idą korytarzem, podchodzą do popiersia, biją się w piersi i wołają: „Boh pomiłuj, boh pomiłuj” i uciekają. Omal nie pękliśmy ze śmiechu.

- Po debiucie w Jeleniej Gorze zdecydował się Pan na Teatr Ludowy w Nowej Hucie.

- Wybrałem ten teatr z kilku powodów. Był prowadzony przez młodych twórców. Stał się nowoczesną sceną, można rzec awangardową, jak na tamte czasy. W repertuarze był i Ajschylos i Szekspir, Słowacki, Mickiewicz, także Camus, Steinbeck, Szwarc - bardzo różnorodna paleta autorów i tematów. Najwięcej pracowałem z Jurkiem Krasowskim, również Krystyną Skuszanką, no i z Józkiem Szajną. Myślę dziś po latach, że ten teatr nie byłby sceną tak ważną, gdyby nie działalność tego ostatniego, prawdziwego wizjonera, wręcz nadkreatywnego w niektórych pomysłach inscenizacyjnych.

- Historia często wkracza do naszego życia. Pamięta pan rok 1960 w Nowej Hucie?

- Obok naszego teatru miał powstać kościół. Był już przygotowany wykop pod fundamenty, a władza powiedziała: Nie! Jaka była wtedy naparzanka z milicją. Leciały cegłówki i kamienie, a milicja uciekała jak zające. Wyglądało to komicznie i tragicznie zarazem. Któraś z kobiet w pewnym momencie krzyknęła do mężczyzn: „Co wy skur... krzyża nie bronicie? Za mną”. Takie to były czasy.

- Jednak przeszedł Pan w roku 1963 do zespołu Starego Teatru. Co o tym zadecydowało?

- Chciałem spróbować innego teatru. A w „Starym” tworzyli wybitni reżyserzy.

- Konrad Swinarski....

- Przede wszystkim On. Pracowaliśmy nad „Woyzeckiem” Buchnera. To była wielka lekcja teatru. Miałem do Konrada Swinarskiego wielkie zaufanie, Był w sztuce pojedynczy- jak napisał po jego śmierci Konstanty Puzyna.

- W Warszawie po krótkim epizodzie w Dramatycznym i Narodowym znalazł Pan swoje miejsce na 40 lat w Teatrze Powszechnym.

- Myślę, że dobrze rozumieliśmy się z Zygmuntem Hubnerem, który był moim dyrektorem w Krakowie. Zaangażował mnie na Pragę i tam spędziłem do tego roku 40 lat. Z żadnym teatrem nie byłem związany tak długo. Tu też dane mi było spotkać wspaniałych reżyserów i aktorów: Andrzeja Wajdę, Krystynę Meissner, Kazika Kutza, Macieja Wojtyszkę, Janusza Gajosa, Kazia Kaczora, Gustawa Lutkiewicza i Olgierda Łukaszewicza. W 2008 roku zagrałem w „Słonecznych chłopcach” ze Zbyszkiem Zapasiewiczem. Była to jego ostatnia rola.

- W pewnym momencie Pana życia pojawił się film. Patrząc na Pana role filmowe, można z nich uczyć się powojennej historii kina polskiego.

- Już na studiach wystąpiłem u Andrzeja Wajdy w jego „Pokoleniu”. Miałem to wielkie szczęście pracować z Witkiem Leszczyńskim w „Żywocie Mateusza”, z Krzysztofem Kieślowskim w „Bliźnie”, z Jerzym Hoffmanem w „Potopie”, z Jerzym Kawalerowiczem w „Austerii” i „Quo vadis” czy z Janem Jakubem Koskim, gdzie zagrałem Jańcia Wodnika. To piękne filmy, które ze wzruszeniem wspominam.

- Znany jest pan z wielkiego przywiązania do rodziny, do wartości rodziny.

- Zawsze oddzielałem pracę od spraw rodzinnych. Dom jest moją twierdzą. Mam dzieci i wnuki. Niestety, moja żona Henryka odeszła w roku, kiedy obchodziliśmy 50-lecie naszego ślubu. Teraz często wracam do moich korzeni śląskich, do Godowa, gminy, której jestem honorowym obywatelem.

- A czy miał Pan takie spotkania w związku ze swoją pracą, które szczególnie zapadły w Pana pamięć?

- Wizyta w Watykanie i spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Ogarnęło mnie wielkie wzruszenie, ponieważ zrozumiałem, że grałem Świętego Piotra, protoplastę wszystkich papieży. Scenę powrotu Piotra do Rzymu kręciliśmy na wzgórzu. Kiedy patrzyłem stamtąd na Bazylikę św. Piotra, uświadomiłem sobie, że tam jest nasz rodak, Karol Wojtyła. Było też osobiste spotkanie. Zostałem przedstawiony papieżowi. Miałem przygotowany krótki tekst, lecz gdy podszedłem do papieża zdołałem tylko wykrztusić: „Ojcze Święty przebacz”, a on podniósł wzrok, spojrzał na mnie i powiedział tylko „Dziękuję”.

- W tym roku obchodził pan jubileusz 60-lecia pracy aktorskiej, debiutu w Teatrze Ludowym. Aktor do momentu kiedy gra - żyje w zawodzie. Pana można spotkać na najbardziej chyba znanej w Polsce ławeczce w Wilkowyjach w „Ranczu”. Jak się Pan odnajduje w serialu?

- W niewielu serialach brałem udział. Poza rolą Gustlika w „Czterech pancernych i psie”, z którym jestem mocno kojarzony. Rola Stacha Japycza w Ranczu jest takim miłym wyzwaniem i moją przygodą aktorską. Lubię ten serial i pracę z kolegami... No i ciągle gram mimo swoich prawie 88 lat.

- Reżyser serialu Wojciech Adamczyk zapytany o współpracę z Panem powiedział: „To zaszczyt móc zawołać „Akcja”, gdy na planie pojawia się Franciszek Pieczka”

- I jak tu zachować pokorę?

Franciszek Pieczka
* Jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów. Absolwent PWST w Warszawie (1954). Debiutował w Teatrze Dolnośląskim w Jeleniej Górze. Potem przeniósł się do prowadzonego przez Krystynę Skuszankę Teatru Ludowego w Nowej Hucie, gdzie występował w latach 1955-1964. Aktor Teatru Powszechnego w Warszawie. Najbardziej znane są jego role w filmach „Żywot Mateusza”, „Austeria”, „Potop”, „Quo vadis”, a także serialach „Czterej pancerni i pies” oraz „Ranczo”.
(ŁUG)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: „I jak tu zachować pokorę?” - czyli wyznania aktora przesiadującego na ławeczce - Dziennik Polski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski