Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Muzyczny: Mistrzowskie duety w „Księżniczce czardasza”

Andrzej Z. Kowalczyk
Dorota Laskowiecka (Sylva) i Witold Matulka (Edwin) – duet mistrzowski.
Dorota Laskowiecka (Sylva) i Witold Matulka (Edwin) – duet mistrzowski. Piotr Gołębiowski
Zapowiadając weekendowe spektakle „Księżniczki czardasza” w Teatrze Muzycznym napisałem, iż szczególnie ciekaw jestem tego sobotniego, w którym w rolach głównych bohaterów – Sylvy i Edwina – mieli wystąpić Dorota Laskowiecka i Witold Matulka.

Powody owej ciekawości były dwa. Po pierwsze – wspólny występ tej pary artystów w koncercie „Miłość, zdrada i kłopoty”, w trakcie którego zaśpiewali pieśń „Vivo per lei”, był naprawdę klasy światowej. Po wtóre zaś – dla Witolda Matulki udział w „Czardaszce” był pierwszym na lubelskiej scenie występem nie w „fabularyzowanym” koncercie, lecz w pełnowymiarowym spektaklu. A takich wydarzeń zawsze warto być świadkiem. Wybrałem się zatem w sobotę do Muzycznego i nie żałuję.

Przede wszystkim z przyjemnością stwierdziłem, że – choć od premiery minęło z górą dziesięć lat – lubelska „Księżniczka czardasza” zupełnie się nie zestarzała. Być może dlatego, że przez owe lata nie była nadmiernie eksploatowana, zachowała świeżość, a występujący w niej artyści nie wykazują oznak znużenia ani rutyny. Co sprawia, że ogląda się ją z taką samą przyjemnością, jak przedstawienie premierowe. Spektakl wciąż porywa lekkością, skrzy się humorem, choć i na chwile prawdziwych wzruszeń jest w nim także miejsce; jak na klasyczną operetkę przystało. Zaś o stronie muzycznej pisać właściwie nie wypada, bowiem każda z rozbrzmiewających ze sceny melodii to przebój sam w sobie, znany nie tylko zagorzałym miłośnikom gatunku. Koniecznie natomiast trzeba dodać, że Dorota Laskowiecka i Witold Matulka ową znakomitą warstwę muzyczną jeszcze uświetnili, podnieśli na poziom osiągalny dla nielicznych. Ich duety niczym szlachetne kamienie inkrustowały muzyczną fakturę spektaklu. Kto nie słyszał, jak śpiewają „Choć na świecie dziewcząt mnóstwo…” czy „Był taki czas…”, ten nie wie, jak naprawdę owe duety powinny zabrzmieć (no, chyba że oglądał filmową wersję operetki Kalmana z Anną Moffo i Rene Kollo…); każdy powinien być natychmiast bisowany. A ich aktorstwo i umiejętność budowania wzajemnych relacji w niczym nie ustępowały znakomitemu śpiewowi. W ostatnim ćwierćwieczu, od kiedy piórem towarzyszę Teatrowi Muzycznemu, niewiele było równie świetnych par scenicznych.

Użyta w tytule tej recenzji liczba mnoga – mistrzowskie duety – wskazuje, że nie tylko Dorota Laskowiecka i Witold Matulka zasłużyli na szczególne wyróżnienie w sobotnim spektaklu. Tę drugą parę stworzyli Krystyna Szydłowska (Księżna Anhilda) i Marian Josicz (Książę Leopold). Wieloletni ulubieńcy lubelskiej publiczności nie zawiedli i tym razem. Z właściwym sobie humorem, energią i nadzwyczajnym wyczuciem sceny w każdym swoim wejściu wyprowadzali grane przez siebie postacie na plan pierwszy. A zadanie mieli niełatwe, bo przyszło im zagrać role mówione, nie zawsze cenione tak, jak popisy śpiewaków. Jednak Szydłowska i Josicz to artyści, którzy nawet jeśli nie śpiewają, potrafią zdobyć publiczność na własność i zapisać się w jej pamięci. Brawo!

Lubelską „Księżniczkę czardasza” wyreżyserował Artur Hofman, który już za kilka dni rozpocznie pracę nad najnowszą realizacją – operetką „Bal w Savoyu” Paula Abrahama. Może zatem być interesująco. Ale o tym – mam nadzieję – napiszę innym razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski