- Żyjemy w mieście wojewódzkim, a nie na jakiejś zapadłej wsi. Dlaczego nikt przez tyle dni nie jest wstanie pomóc zwierzęciu - oburzała się we wtorek rano Anna Wójcik, mieszkanka ul. Chopina.
Kobieta od kilku dni słyszała żałosne miauczenie kota. Zwierzak wspiął się kilkanaście metrów nad ziemię i nie potrafił już zejść. Rozpaczliwie miauczał. - On tak żalił się przez całą dobę. W nocy nawet spać było ciężko - relacjonowali mieszkańcy.
W sobotę o interwencję zwrócili się do straży pożarnej. Ratownicy szybko pojawili się przy drzewie i stwierdzili, że samochód z wysoką drabiną nie podjedzie pod drzewo. Przynieśli więc niższą. - Wtedy kot wszedł wyżej i na tym się skończyło ściąganie. Strażacy odjechali - opowiadali mieszkańcy.
We wtorek poprosiliśmy straż o szczegóły przebiegu weekendowej akcji. Chcieliśmy dowiedzieć się, czy jest jakiś sposób na uratowanie zwierzaka. Po kilkudziesięciu minutach strażacy poinformowali, że w sprawie kota zwrócili się do UML. Ratusz wynajął samochód z podnoszonym koszem, do którego wsiadło dwóch strażaków. - Kot próbował uciekać i wspiął się na najwyższe gałęzie, ale został złapany - opowiadał świadek akcji.
Na dole futrzaka wzięła mieszkająca w pobliżu kobieta i zapowiedziała, że się zajmie nim. Strażacy apelują, aby nie dzwonić do nich w przypadku każdego kota, który wszedł na drzewo. - Z reguły one same schodzą - przekonywał Michał Badach, rzecznik miejskiej straży pożarnej w Lublinie. Dlaczego strażacy czekali na rozmowy z urzędem aż do wtorku? Na to pytanie nie dostaliśmy odpowiedzi od rzecznika, który stwierdził, że musi kończyć rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?