MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lubelski Teatr Tańca: Fascynująca zbiorowa kreacja (recenzja)

Andrzej Z. Kowalczyk
Scena z "gracerunners".
Scena z "gracerunners". Fot. materiały LTT
Niezbyt często ostatnio odczuwam potrzebę ponownego oglądania raz zobaczonych spektakli, a jeszcze rzadziej taką potrzebę realizuję. Jednak w przypadku "gracerunners" Lubelskiego Teatru Tańca obiecałem sobie, że wybiorę się nań przy pierwszej nadarzającej się okazji, co nastąpiło wczoraj. Zaś do napisania tej recenzji skłoniły mnie dwa fakty. Po pierwsze - premierowa prezentacja podczas tegorocznych Spotkań Teatrów Tańca dzieliła w festiwalowej relacji miejsce z innym spektaklem, co siłą rzeczy spowodowała, iż była nieco skrótowa. A po drugie - ponowne spotkanie z tą realizacją pozwala na odkrycie i zwerbalizowanie dodatkowych jej wartości.

Spektakl "gracerunners" powstał w wyniku współpracy lubelskich tancerzy z Karen Foss, znakomitą choreografką z Norwegii. W efekcie owego artystycznego spotkania otrzymaliśmy realizację, którą z pełną odpowiedzialnością za słowa mogę nazwać wybitną. Powiem więcej: jestem głęboko przekonany, że spektakl ów mógł powstać tylko w Lublinie. I nie twierdzę tak powodowany lokalnym patriotyzmem ani sympatią do lubelskich artystów. Po obejrzeniu spektaklu zwróciłem się bowiem myślą ku innym polskim zespołom i - owszem - mógłbym wskazać tam pojedyncze osoby, które mogłyby podjąć próbę zmierzenia się z choreografią Karen Foss, ale w żadnym z nich nie znalazłem takiego kwartetu wykonawców jak w LTT. Beata Mysiak, Anna Żak, Ryszard Kalinowski i Wojciech Kaproń pokazali, że są nie tylko wybitnymi indywidualnościami, lecz także tworzą fantastycznie współpracujący zespół. A właśnie idealne zrównoważenie indywidualności i zespołowości było warunkiem sine qua non powodzenia tej realizacji. I to się w pełni udało. Lubelscy tancerze zaprezentowali nie tylko nienaganną technikę, ale także świadomość ciała doprowadzoną do stopnia osiągalnego dla niewielu. A przy tym - podkreślę to raz jeszcze - suma świetnych solowych partii, naznaczonych wyraźnie indywidualnym piętnem każdego z czworga wykonawców, złożyła się w fascynującą zbiorową kreację. Trzeba przy tym wyraźnie powiedzieć, że droga do tego końcowego efektu musiała być mordercza. Karen Foss bowiem postawiła przed tancerzami zadania ekstremalnie trudne, niekiedy wręcz na granicy fizycznych możliwości ludzkiego ciała. Artystom przychodziło zmagać się ze swoimi słabościami i ograniczeniami, z własnym ciałem i choreografią; konfrontować z przestrzenią i czasem. Ale dzięki temu otrzymaliśmy spektakl wnikający - jak mało który - w samą istotę procesu twórczego. We wszystkich jego aspektach: od fizyczności i techniki po psychologię i filozofię. Chyba po raz pierwszy widziałem realizację, która byłaby jednocześnie tak intensywna emocjonalnie i głęboko analityczna.

I jest coś jeszcze. Coś, co na premierze odbierałem na poziomie - nazwijmy to tak - intuicyjnym, a teraz wyraźnie mi się sprecyzowało. Mam na myśli energetyczność tego spektaklu. Patrząc na tancerzy, nietrudno było dostrzec, jak kumuluje się w nich energia, która nagle eksploduje ruchem. I ta energia w sposób wręcz namacalny przenosi się na publiczność. Rzekłbym, że "gracerunners" to spektakl wampiryczny a rebours; to znaczy taki, który nie "wysysa" widza emocjonalnie, daje więcej niż sam odeń bierze. Wyznam, że w trakcie przedstawienia, a zwłaszcza w jego pierwszej części, czułem się jak wampir energetyczny, żywiący się napływającą ze sceny energią. Tak wielka jest siła zbudowanej przez tancerzy relacji z widownią. To doświadczenie nadzwyczaj rzadkie, które koniecznie trzeba przeżyć, aby je w pełni zrozumieć.

Przed tą ponowną prezentacją obawiałem się trochę, czy tancerze z LTT nie ulegną pokusie dalszego szlifowania spektaklu, aż do osiągnięcia "wypolerowanej gładkości". Mam wrażenie, że pewien delikatny szlif został jednak dokonany. Ale na szczęście nie w takim stopniu, by realizacja zatraciła dającą się tu i ówdzie dostrzec pewną surowość formy, którą na premierze uznałem za istotną wartość. Dzięki niej bowiem spektakl jest jeszcze bardziej prawdziwy i wiarygodny. Bardzo chciałbym, by te jakości pozostały w nim na zawsze.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski