Do tej pory uczniowie na przerwę czekali jak na wybawienie, teraz radość związana z dzwonkiem miesza się z lekkim niepokojem. - Uczniowie w maseczkach, niczym watahy szturmowców, wybiegają z sal i przemierzają szkolne korytarze, podzielone na specjalnie strefy – relacjonuje nauczyciel jednego lubelskich liceów, który wolał zachować anonimowość.
W niektórych placówkach poza nakazem noszenia maseczek wprowadzono ruch jednostronny, w innych obejścia, ograniczające częstotliwość kontaktów. Wizyty w szatni sprowadzono do minimum lub rozpisano na godziny. Wszystko w trosce o zdrowie i w ochronie przed koronawirusem, który jednak wcale nie znika. Co chwilę słychać o kolejnej placówce, która przeszła na hybrydowy lub zdalny tryb nauczania. W niektórych spada frekwencja uczniów ze względu na sezonowe przeziębienia, a może i z obawy przed kwarantanną.
- Z powodu przeziębień w klasie nie ma pięciu uczniów, czyli standardowo jak na tę porę roku. W szkole obowiązuje reżim sanitarny, są maseczki, dokładne mycie rąk przed wejściem do szkoły, klasy czy stołówki – wylicza nauczycielka podstawówki na Wrotkowie, w jej odczuciu jest bezpiecznie.
- Prędzej czy później wirus dopadnie nas wszystkich, to nieuniknione – przyznają dyrektorzy lubelskich szkół i choć nerwowo scrolują koronawiadomości, to z ulgą, że to jeszcze nie ich szkoła. Jest ciężko, ale raczej mało osób chce wracać na zdalne nauczanie.
- Tamta sytuacja, którą mieliśmy od marca, była dla nauczycieli zabójcza. Rodzice pewnie patrzą na to inaczej, natomiast wiem, że nauczyciele pracowali praktycznie od 8 do 8, całymi dniami, nauczanie zdalne jest bardzo obciążające – przyznaje Mariusz Banach, z-ca prezydenta Lublina ds. oświaty i wychowania.I dodaje, że poza tym to zupełnie inny system, który jednak okazał się mało efektywny. - Teraz nastroje wśród nauczycieli są bardzo waleczne. Owszem, dochodzą do mnie informacje o pojedynczych osobach, które mają jakieś wątpliwości, bo to nieuniknione, ale w większości nauczyciele są absolutnie nastawieni na to, żeby chodzić do pracy i przyjmować rzeczywistość taką, jaka jest – mówi.
- Jak na tę porę roku jest po prostu normalnie, nie ma większych zachorowań, przestrzegamy higieny i jest ok – mówi Adriana Michałowska, właścicielka przedszkola Akwarelki i dodaje, że bardzo wiele zależy od rodziców, a ci na szczęście nie są panikarzami.
W Akwarelkach jest obecnie ok. 20 maluchów, w sąsiednim przedszkolu tylko piątka. - Przedszkola mają teraz mniej podopiecznych, dużo rodziców zostawiło dzieci w domach, niektórzy są na zasiłkach, sporo też potraciło pracę – zauważa.
Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?