- W niedzielę wieczorem pies odgryzł palec mojemu bratu - opowiada pani Iwona z Lublina. - Na miejsce przyjechała karetka, kazali spakować palec w woreczek z zimną wodą i zabrać ze sobą. Z opatrzoną jedną ręką i odgryzionym palcem w drugiej brat trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4. Od godz. 21.15 w niedzielę do 0.55 w poniedziałek siedział na korytarzu i nikt się nim nie zainteresował. Gdy w końcu przyszedł chirurg, okazało się, że palca nie da się przyszyć. Lekarz zajął się nim bardzo profesjonalnie, ale nie rozumiem, dlaczego musieliśmy tak długo czekać! W międzyczasie przyjmowane były osoby ze stłuczeniami i złamaniami, a brat siedział i czekał.
Pogryziony przez psa pan Waldemar, dostał zalecenie skonsultowania się z chirurgiem i ortopedą. Ma obywatelstwo polskie i niemieckie, dlatego już we wtorek pojechał do Niemiec, aby tam podjąć leczenie. - Bo w polską służbę zdrowia już nie wierzę!- denerwuje się.
Szpital inaczej przedstawia całą historię. - Według wpisów w dokumentacji, pacjent trafił do nas po godz. 21, zlecono mu badania RTG, wysłano na badania krwi. Nasz SOR nie realizuje procedury przeszczepowej, w tym przypadku mieliśmy dodatkowo do czynienia raną szarpaną, dlatego przyszycie palca nie było możliwe. Pacjent cały czas był pod opieką, oczekiwał na chirurgiczną obróbkę palca. Po godz. 2 w poniedziałek opuścił szpital. - tłumaczy Marta Podgórska, rzecznik prasowy SPSK 4, ale i ona przyznaje, że historia pana Waldemara, to nie pierwszy przypadek skarg pacjentów, którzy na SOR, przy ul. Jaczewskiego muszą długo oczekiwać na konsultację i leczenie.
- W Lublinie są właściwie tylko dwa duże SOR-y, dlatego trafia do nas bardzo wielu pacjentów- mówi Podgórska. - Informowaliśmy już władze województwa o tym problemie. Nie możemy funkcjonować tak, jak do tej pory. Mamy ciągłe niedobory kadrowe, borykamy się z problemami finansowymi, gdyż SOR generuje milionowe straty. Kolejne szpitale w województwie zamykają oddziały ratunkowe, do nas trafiają pacjenci nawet z odległych miejscowości.
Podgórska zwraca też uwagę na to, że winni długim kolejkom są sami pacjenci. - Zamiast skontaktować się z lekarzem pierwszego kontaktu, lub wybrać na Izbę Przyjęć, wszyscy przychodzą do nas, licząc na to, że na miejscu będą mieli wykonane wszystkie badania- tłumaczy. - Czasem na badanie trzeba czekać nawet kilkanaście godzin, ale pacjenci wolą siedzieć, niż pójść do innej placówki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?