Dorota Lesiak swoją karierę rozwija niestandardowo. Tradycyjna polska droga wygląda tak: ktoś rodzi się w małym mieście (w tym przypadku to Starachowice, nie takie małe, bo liczące 50 tysięcy mieszkańców, ale jednak), potem wyjeżdża na studia do dużego ośrodka (w biogramie p. Doroty - do Warszawy), tam dostaje pracę i zostaje. A ona po studiach, zamiast zostać w stolicy, przeniosła się do Lublina, by pracować w Dzielnicowym Domu Kultury „Węglin” . W ubiegłym roku została koordynatorką pracy programowej w Dzielnicowym Domu Kultury „Czuby Południowe”.
Lublinianka Roku 2015 - GŁOSUJ
- Wiem, że kierunek jest raczej odwrotny - mówi 28-latka, absolwentka Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. - Kiedy na weekend jeżdżę do Warszawy, bo studiuję wiedzę o teatrze w Akademii Teatralnej, widzę co piątek mnóstwo młodych ludzi wracających ze stolicy do Lublina.
Według animatorki, to właśnie jeden z większych problemów Lublina: - Miasto potrzebuje świeżej krwi, młodych, ambitnych ludzi z ich pomysłami, którzy wprowadzą nieco zamieszania - tłumaczy.
W Warszawie pomagała przy projekcie „Kobierce 8” na podwórkach warszawskiej Pragi, na studiach koordynowała dwie edycje projektu „Bajkołaki”, realizowanego na dziecięcym oddziale onkologicznym Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. W ramach projektu studenci czytali dzieciom na onkologii bajki, ale z czasem okazało się, że opowieści są tu drugorzędne. Że liczy się kontakt z kimś z zewnątrz, z drugim człowiekiem. W DDK „Czuby Południowe” zajmuje się cyklem „Jaka kultura?” i prowadzi „Warsztaty Słowa”: zajęcia z recytacji (która jest jej pasją od czasów liceum). Za wybitny wkład w rozwój ruchu recytatorskiego otrzymała w 2014 roku nagrodę Lokomotywy (jest też laureatką stypendium Prezydenta Miasta Lublin za osiągnięcia artystyczne).
Przekorność Doroty ujawnia się też w jej podejściu do swojej pracy. Nie narzeka, co w marudzącym wiecznie Lublinie uchodzi za dziwactwo. Mówi, że jej dom kultury to świetne miejsce, w którym panuje dobra atmosfera, że jej firma - podobnie jak coraz więcej takich lubelskich instytucji - zaprzecza stereotypom domów kultury. Te kojarzą się ze starymi budynkami, starymi firankami, ciasnymi pokoikami, gdzie wszystko trąci myszką. A DDK „Czuby Południowe” jest nowoczesny. I jest miejscem, do którego chcą przychodzić i mieszkańcy, i sami pracownicy.
Kiedy pytamy, co w jej zawodzie jest najtrudniejsze, długo milczy. - Sama jestem wychowanką domu kultury, to on w jakiś sposób wyznaczył mi drogę życiową. I pracując tu właściwie nie mam powodów, by narzekać. Co prawda, praca z gromadą dzieciaków, które przychodzą do nas na ferie, jest wyzwaniem, ale nie chcę na siłę wyszukiwać trudności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?