Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Na nim oparłem życie”. Rozmowa z Ojcem Profesorem Andrzejem Derdziukiem

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
mat. nadesłane
Z Ojcem Profesorem Andrzejem Derdziukiem OFMCap., który był jednym z 50 diakonów, którzy przyjęli święcenia kapłańskie z rąk Jana Pawła II podczas jego wizyty w Lublinie 9 czerwca 1987 roku rozmawiał Wojciech Pokora.

Jak Ojciec Profesor wspomina 9 czerwca 1987 roku? Czy fakt, że tego dnia święcenia kapłańskie udzielone będą Ojcu przez Ojca Świętego nie budził większych emocji od samego sakramentu?

Nie, bowiem przygotowałem się dobrze przez 5 lat do tego wydarzenia w seminarium i wiedziałem czym są świecenia kapłańskie. Naturalnie, było to ważne, że święceń udziela Ojciec Święty, ale na emocje tamtego dnia wpływała też atmosfera w Polsce, która towarzyszyła wizycie papieża. Rano mieliśmy spotkanie w lubelskim seminarium, gdzie trzeba było dopełnić formalności przed święceniami i jechaliśmy na mszę autokarami pustymi ulicami Lublina. Miasto było wyludnione, krążyła informacja, że władze komunistyczne utrudniają pielgrzymom dotarcie na miejsce, że ostrzegają, by nie wychodzić z domów. To wpływało na to, że była zbudowana atmosfera strachu. To były emocje towarzyszące święceniom, natomiast sama osoba Ojca Świętego nas nie deprymowała. Jego postać była mi bliska przez znajomość jego nauczania. Ze święceń pamiętam dokładnie jak wzruszały mnie jego słowa – z emfazą mówił o misji kapłańskiej, powołując się na wzniosłość urzędu ale także na pokorę i zaufanie do Chrystusa. Odwoływał się do słów kardynała Stefana Wyszyńskiego, że Bóg chce się posługiwać naszą nędzą. To mi utkwiło. Zwracał uwagę, żebyśmy pamiętali o pracy ze świeckimi, przytoczył 4 rozdział 2 Listu do Koryntian, tu nawet mówił podniesionym głosem, że „z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas!”.

Po kazaniu zaczął padać deszcz. Urwanie chmury. Ceremoniarz się wahał co z nami zrobić, staliśmy przed ołtarzem. Wtedy Ojciec Święty machnął ręką, żebyśmy podeszli pod dach. To nam pokazało, że papież jest wzniosły, ale zarazem bardzo ludzki.

Spotkaliście się wówczas osobiście z Ojcem Świętym? Poza protokołem?

W programie było przewidziane wspólne zdjęcie po uroczystości. Ale ponieważ padało, i to tak poważnie, że ten wielotysięczny tłum w kilka minut opuścił plac, już tego zdjęcia nie było. Za to Ojciec Święty podszedł do każdego z nas osobno, żeby porozmawiać. To był przykład tego, że ten personalizm, który znaliśmy z książek papieża, on wdrażał w życie. Mam osobiste doświadczenie z tym związane, byłem jedynym neoprezbiterem z brodą. Poza tym stałem w sandałach, które było widać spod alby. Papież popatrzył na mnie i spytał skąd jestem. Odpowiedziałem, że jestem kapucynem z Prowincji Warszawskiej. A on odpowiedział, że się domyślił. Przestałem być anonimowy w tłumie. To było dla mnie ważne wówczas, że się wyróżniłem. A wracając do alby, to miałem pięknie haftowaną albę przez panią Ludmiłę Madyniak, starszą panią z Zamościa, która dzięki ks. prof. Januszowi Nagórnemu oddała się pasji haftowania strojów liturgicznych. I kiedy klęknąłem przed papieżem, by włożyć swoje dłonie w jego dłonie, zaplątałem się w albie. Żeby się nie przewrócić, wsparłem się o jego kolana. Tak utrzymałem równowagę. I myślę sobie, że na jego kolanach mogłem się wesprzeć wielokrotnie w życiu. Tak jak w tamtym momencie się wsparłem. Bo papież cały był modlitwą i on na kolanach spędzał dużo czasu i w tym sensie na jego kolanach, symbolicznie, oparłem się także ja. Na nim oparłem życie.

Czy świecenia kapłańskie przyjęte od Ojca Świętego, człowieka, który przecież faktycznie jest ogłoszony świętym, wpłynęło na dalsze życie Ojca Profesora?

Myślę, że wpłynęło. Jestem bowiem zobowiązany by nieść jego przykład. Jeden z moich współbraci, który brał udział w przygotowaniu mnie do przyjęcia sakramentu kapłaństwa, gdy mówiłem mu, że jestem przejęty, że to papież będzie mnie święcił, powiedział – módl się, żeby przeszła na ciebie cząstka jego charyzmatu. I starałem się by jego charyzmat realizować. Pierwszy to otwarcie na młodzież. Dziś jestem już przed sześćdziesiątką i wciąż pracuję z młodzieżą. Drugi to otwarcie na ludzi świeckich, tak jak to realizował Ojciec Święty. No i trzeci, to zainteresowanie etyką i teologią moralną.

Zobowiązanie do przyjęcia charyzmatu papieża kształtowało mnie. To związanie z Janem Pawłem II przez moje święcenia miało też wymiar personalny. Spowodowało, że nawiązałem relacje z osobami, z którymi on był blisko jeszcze od czasów krakowskich. Poznałem Wandę i Andrzeja Półtawskich. Byłem promotorem doktoratu honoris causa Wandy Półtawskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II w 2008 roku. Inne osoby, które były związane z Karolem Wojtyłą i stały mi się bliskie to prof. Włodzimierz Fijałkowski, o. Karol Meissner czy ks. prof. Tadeusz Styczeń, z którym się przyjaźniłem. Dzisiaj będąc przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Jana Pawła II spłacam dług, przekazując to, czego nauczyłem się od papieża.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski