18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tędy kolędy:Jingle Bells kontra Bóg się rodzi

sfh
materiały Filharmonii Lubelskiej
Jeśli na myśl o rodzinnym śpiewaniu kolęd dostajesz drgawek - mamy dobrą wiadomość: ta tradycja wkrótce zniknie. Mamy też złą: wszystko wskazuje na to, że Jingle Bells, White Christmas i tym podobne usłyszy w swoim życiu jeszcze jakiś miliard razy.

No więc są Święta/I co narobiłeś? - śpiewał John Lennon w ponadczasowym (choć lekko kiczowatym, przyznajmy) przeboju "Happy Xmas (War Is Over)" z 1971 roku. Chociaż tekst był skierowany przeciwko amerykańskiemu rządowi, jako protest-song w sprawie wojny w Wietnamie, to teraz można by go cytować stacjom radiowym i telewizji, katującym nas bezustannie tym samym zestawem świątecznych ever-greenów. Na polskie kolędy od kilku lat nie ma tam właściwie miejsca. A o tych rzeczywiście tradycyjnych zapomnieliśmy już dekady temu.

Tradycja z drugiej ręki
- Tych prawdziwych, polskich kolęd w zalewie świątecznych piosenek, które słyszymy w radiu i telewizji, jest góra dziesięć procent. A może nawet jeden procent - zastanawia się Agnieszka Matecka, animator kultury, entuzjastka kultury tradycyjnej i folku.
Bez wdawania się w statystyki można założyć, że nieobecność polskiej tradycji w kulturze masowej to wynik postępującej amerykanizacji. A dodajmy, że duża część z tego, co uznajemy za ludowe, to "tradycja z drugiej ręki".

- Tradycyjne utwory ludowe zostały wyparte przez kolędy świeckie i kościelne - mówi Bogdan Bracha, założyciel Orkiestry św. Mikołaja. - Kto słuchał dawnych, tradycyjnych kolęd, ten wie, jak bardzo nieświątecznie brzmią. Wiele z utworów, które weszło do polskiego kanonu kolędowego zostało napisanych stosunkowo niedawno. Kilka z nich powstało w ogóle bez związku z tradycją, jedynie ją imitując.

Wszystko przez Rzymian
Pochodzenie kolęd tłumaczy się różnie. Według jednych źródeł zawdzięczamy je św. Franciszkowi z Asyżu, który zorganizował w 1223 r. w Greccio, małej wiosce niedaleko Rzymu, szopkę z okazji święta Bożego Narodzenia. Wkrótce ten zwyczaj miał rozpowszechnić się najpierw na terytorium Umbrii, a następnie za sprawą Franciszkanów w całym Kościele.

Ale bardziej prawdopodobne jest, że kolędowanie (od "calendae", co w kalendarzu juliańskim oznaczało "pierwszy dzień miesiąca") wzięło się od Rzymian.
- W starożytnym Rzymie w sposób szczególnie świąteczny obchodzono styczniowe calendae, bowiem wiązało się to z początkiem nowego roku, a więc z okresem składania życzeń, wzajemnego obdarowywania się, a wszystko to miało zapewnić pomyślną przyszłość - pisze prof. Jan Adamowski z Zakładu Kulturoznawstwa UMCS. - Zwyczaj ten - poprzez Bałkany - przywędrował do Polski, a dokładniej mówiąc przyjęli go Słowianie jeszcze w późnym okresie wspólnoty, a więc gdzieś około VI-VIII wieku po Chrystusie.
A później obyczaj przejęło chrześcijaństwo.
- Pieśni towarzyszące tym obyczajom, również zwane kolędami, wciąż miały charakter winszująco-życzeniowy, nie zaś religijny - dodaje historyk literatury staropolskiej Roman Mazurkiewicz. - Stopniowo jednak Kościół zaczął rugować tego rodzaju utwory z obrzędowości bożonarodzeniowej, wprowadzając na ich miejsce pieśni czysto religijne.

Kolędy i krowy
Bracha mówi, że czym naprawdę jest kolędowanie zobaczył dopiero na ukraińskiej Huculszczyźnie.
- Bycie kolędnikiem to przywilej i zaszczyt - opowiada. - Nie kolęduje się dla pieniędzy - cała zebrana kwota przekazywana jest na cerkiew. Kolędnicy od Bożego Narodzenia do święta Trzech Króli nie mogą nadużywać alkoholu, uprawiać seksu, kłócić się. Złamanie tych zasad i wykluczenie z grupy jest bardzo bolesne.

Jego zdaniem, kolędowanie wzięło się z potrzeby bezpieczeństwa. Kolędnicy chodzili po domach, śpiewając kolędy życzeniowe, przeznaczone dla gospodarza, gospodyni, a nawet zmarłych.
- To był rodzaj myślenia magicznego - ciągnie Bracha. - Gospodarz przyjmując życzenia wierzył, że kolędy ochronią go przed jakąś katastrofą, np. śmiercią krowy.

Kolędy służyły do jeszcze kilku rzeczy:pozwalały na kontakt ze wspólnotą i muzyką. Skoro nie martwimy się o krowę, do wspólnoty najbliżej nam na Facebooku, a muzyki mamy dookoła aż nadto, to może kolęd potrzebujemy jedynie do podtrzymywania tradycji? A może nowa tradycja to już "Jingle Bells" i Santa Claus? Tak przynajmniej uważa większość polskich uczniów, przepytanych przez naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Gdańskiego w ramach programu "The SYLFF Joint Research and Exchange Program".

Nawet autor ma dość
Samych polskich kolęd i ludowych, pasterskich pastorałek jest ok. 500. Najdawniejsze polskie pieśni bożonarodzeniowe - a szacuje się, że pierwsza powstała na początku XV wieku - wywodzą się z hymnografii łacińskiej lub czeskiej.

Wkrótce rotuły, symfonie, pieśni nabożne, czy kantyki, jak kiedyś nazywano w Polsce kolędy, stały się niemal naszą specjalnością. Polski barok był nawet nazywany "złotym wiekiem polskiej kolędy", choć te najpopularniejsze są dużo młodsze, jak np. "Bóg się rodzi" Franciszka Karpińskiego oraz "Mizerna cicha" Teofila Lenartowicza z XVIII i XIX wieku. Oczywiście, "najpopularniejsze" w tym przypadku oznacza "te, które jeszcze nie całkiem wymarły".

Konkurencją dla kolęd są tzw. christmas songs - piosenki napisane z myślą o świętach, a raczej o napędzaniu koniunktury. W Stanach Zjednoczonych nie brakuje stacji radiowych, nadających "christmas music" 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Startują z bożonarodzeniowym materiałem już na początku listopada.
Nie znaczy to wcale, że Zachód piosenkami o choince, saniach i śniegu nie jest zmęczony. Co roku przed 24 grudnia internet aż puchnie od narzekań na ten muzyczny kołowrotek. Mają go nawet dość ci, którzy go nakręcili.

Angielski The Daily Telegraph cytował irlandzkiego wokalistę Boba Geldofa, który stwierdził, że "jest odpowiedzialny za dwie najgorsze piosenki w historii." Jedna to "Do They Know It's Christmas?", którą Geldof napisał z Midgem Ure'em dla Band Aid na rzecz pomocy ofiarom klęski głodu w Etiopii, druga: "We Are The World".

Założyciel The Boomtown Rats przyznał, że kolędnicy przychodzący pod jego dom co roku koniecznie dodają do repertuaru "Do They Know It's Christmas?".
- Pewnie myślą, że jest tak stara, jak "Cicha noc". Czasem myślę, że to szalone, że to ja ją napisałem. Albo myślę, jak bardzo mam ochotę, by przestali, bo tak fałszują - żartował. - Już niedługo pójdę do supermarketu po mięso, a ta piosenka tam będzie. I tak w każde cholerne święta.
No i co Pan narobił, panie Geldof?

***
Anglicy bojkotują świąteczne hity]/b]
W Wielkiej Brytanii okres świąteczny to walka o numer 1. na listach przebojów
Od ośmiu lat, regularnie zdobywał ją zwycięzca tamtejszego programu "X Factor". Ale rok temu szczyt listy przypadł w udziale formacji Rage Against the Machine i ich "Killing in the Name", które z Bożym Narodzeniem nie ma nic wspólnego. To zasługa jednej osoby. Dj Jon Morter zapoczątkował akcję bojkotowania popowej papki na święta. Namawiał w internecie do zakupu utworu RATM. Akcja zyskała rozgłos. "Killing in the Name" kupiło pół miliona osób. W tym roku w sieci głośno było o podobnej akcji. Trzeba było kupić awangardowy utwór Johna Cage'a "4'33", w którym nie ma ani jednej nuty. Niestety, "4'33" znalazło się na 21. miejscu. Wygrał ponownie zwycięzca "X Factor".
[b]Jak kolędowano?

Chodzenie z Żydem - w okolicach Szczebrzeszyna na św. Szczepana jedna osoba przebierała się za Żyda, zakładała czarną jesionkę, którą przepasywano powrósłem, okrągłą czarną czapkę i przyczepiała sobie brodę zrobioną z lnu, a na plecach robiono jej garb. Najpierw kolędnicy podchodzili pod okno i pytali, czy mogą wejść z Żydem, gdy zostali zaproszeni, zaczynali śpiewać na przemian - raz Żyd, raz pozostali kolędnicy. Ostatecznie przepędzano Żyda do sieni, a kolędnicy śpiewali znane kolędy.

Dunajowanie - rodzaj kolędowania z okolic Biłgorajszczyzny, które polega na grupowym śpiewaniu kolęd życzących adresowanych do gospodarza, panny lub kawalera. Nazwa pochodzi od typowego zaśpiewu refrenowego Na dunaj Nastuś, rano po wodę na dunaj.

Chochoły - u ludności prawosławnej na południowym Podlasiu rodzaj kolędowania na przełomie starego i nowego roku, w trakcie którego wykonuje się pieśni zwane chochołami (nazwa od słów refrenu) oraz odbywają się wróżby panieńskie.

Chodzenie na kurki - rodzaj kolędy bożonarodzeniowej dokumentowanej np. w Potoku Górnym k. Biłgoraja, podczas której dzieci, a czasami i starsi, chodzili pod okna z życzeniami składanymi w formie dialogu z gospodarzem:
"- Nieso wam się kurki?
- A nieso, nieso.
- A dużo jajek majo?
- Aż kociubo wyciągajo.
- Żeby wam się niesły do samyj jysiyni
i żeby jajka przynosiły do siyni."
Po czym otrzymywali poczęstunek w postaci kromki chleba lub innego świątecznego pieczywa. Jeśli stwierdzono, że poczęstunek jest zbyt skąpy, dodawano: "- Niech wam się nieso do samyj wiosny, ażeby potem w pokrzywy poszły."

Chodzenie z niedźwiedziem (misiem) - jeden z kolędników przebrany był za misia - okręcony grochowinami lub powrósłami ze słomy, a na twarzy miał maskę zrobioną ze skóry. Prowadził go na łańcuchu Żyd lub Cudzoziemiec ze słomianym biczem w ręku. Towarzyszyła im muzyka. Niedźwiedź popisywał się przed gospodarzami, gonił za pannami i domagał się miodu lub wódki. W kulminacyjnym momencie widowiska miś przewracał się i po odpowiedniej kuracji ożywał, co symbolizuje odrodzenie życia. Na koniec gospodynie zdzierały z misia powrósła i podkładały je do gniazd kur i gęsi, aby się dobrze niosły.

Małpa - w okolicach Włodawy i Chełma w Nowy Rok, czasami na Trzech Króli, dziewczęta przebierały jedną spośród siebie za małpę (na uniesione wysoko ręce zakładano długą białą zapaskę, która przykrywała całą postać, dłonie i ręce ozdabiano kolorowymi paciorkami i wstążkami). Kiedy wchodziły do chałupy, składały powinszowania, po czym jedna z dziewcząt kręciła się z małpą to w jedną, to w drugą stronę.

Konik - rodzaj improwizowanego przedstawienia, którego podstawowym składnikiem jest maszkara konia, w niektórych miejscowościach przypominająca krakowskiego lajkonika. Konik tańczy, ale w kulminacyjnym punkcie akcji upada. Towarzyszący mu kolędnicy starają się ożywić postać. Ponowne powstanie konika symbolizuje odrodzenie przyrody. Widowisko obfituje również w liczne dialogi o charakterze humorystycznym.
Z materiałów Teatru NN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski