Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy dyrektor filharmonii: Orkiestra ma potencjał. Wywiad z Wojciechem Rodkiem

Paweł Franczak
Wojciech Rodek
Wojciech Rodek Materiały filharmonii
Z Wojciechem Rodkiem, od stycznia 2012 nowym dyrektorem artystycznym Filharmonii Lubelskiej, rozmawia Paweł Franczak.

Czy spotkał się Pan z zarzutami, że jest Pan za młody na dyrektora, albo że taka nastroszona fryzura dyrygentowi-dyrektorowi nie przystoi?
(śmiech) Z tą młodością to bym nie przesadzał. Znam młodszych dyrektorów, obejmujących trudniejsze stanowiska. Ale dziękuję za komplement. A z taką fryzurą mi wygodnie i lubię siebie w niej.

A może młodość to atut? Kojarzy się z nią przecież świeżość, przebojowość.
Nigdy tego nie odczułem, nawet w pracy z Filharmonią Narodową, czy z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach. Zewnętrzność dyrygenta działa tylko przez chwilę. Bez środków warsztatowych w niczym nie pomoże.

To może chociaż podejście do muzyki ma Pan rewolucyjno-młodzieżowe?
Zwykło się w Polsce uważać muzykę poważną za coś trudnego do sprzedania, a więc należy ją ułatwiać, przedstawiać w formie bardziej przystępnej. Koncertom towarzyszą więc pokazy multimedialne, w programach znajdują się utwory nieklasyczne, łączy się klasykę z muzyką rozrywkową itd. Ale przecież muzyka była zawsze elitarna, zwłaszcza ta symfoniczna. Orkiestra, żeby rozwijać się, musi grać muzykę ambitną, inaczej czeka ją zastój. Może więc sprawiam wrażenie osoby młodej, ale w poglądach jestem konserwatywny.

Skoro jesteśmy przy repertuarze: od dłuższego czasu w filharmonii dominuje, mówiąc dosadnie, muzyka zmarłych kompozytorów. Utworów współczesnych jak na lekarstwo, za to dużo "klasyki klasyki". Chce Pan to zmienić?
Mamy w Polsce ok. 20 orkiestr, dających koncerty kilka razy w miesiącu, jest więc możliwość, by miesięcznie prezentować nawet 80 nowych dzieł. Nie zaszkodziłoby to budżetowi, a byłoby bezprecedensowym wydarzeniem.

Stąd proste pytanie: czy w 2012 w lubelskiej filharmonii będzie więcej muzyki współczesnej, więcej premier?
Obiecuję, że tak. Już w lutym będziemy grać utwory Marcina Mirowskiego, młodego kompozytora muzyki filmowej i teatralnej, wybitnego, ale mało znanego. To artysta w stylu Johna Williamsa - może podobać się publiczności. Przecież nigdzie nie jest napisane, że muzyka współczesna jest niezrozumiała i trudna i nikt nie chce jej słuchać.

Sprawdzałem statystki dotyczące Filharmonii Lubelskiej, nie są imponujące...
Nieimponujące? One są alarmujące!

No, są i gorsi od nas. Według "Raportu na temat muzyki polskiej", w 2010 r. frekwencja na koncertach w Lublinie wyniosła 27.58 proc. Porównując to z filharmoniami o podobnej wielkości salach: w Szczecinie mamy 69,9 proc., Zielona Góra: 32 proc., Filharmonia Podkarpacka: 79 proc. Pod względem liczby koncertów też nie jest różowo: 58. Widownia do młodych nie należy. Co zrobić, żeby było lepiej?
Jeśli chodzi o wiek publiczności, to problem mamy nie tylko w Polsce. W Niemczech na widowni nie ma w ogóle młodych ludzi. Krąg odbiorców tzw. muzyki klasycznej powinien być szeroki, zwłaszcza w Lublinie, gdzie mamy szkoły muzyczne, jest muzykologia na uniwersytecie. Środowisko potencjalnie jest olbrzymie, a mówię tylko o tym muzycznym.

A co ze studentami?
Nie mogę pojąć, dlaczego młodzi ludzie nie chodzą do filharmonii. Problem zaczyna się już w szkole, coraz rzadziej nauczyciele wykonują muzykę na żywo, uczniowie słuchają jej z płyt, z radia. Bez dotknięcia instrumentu, bez samozapłonu artystycznego trudno jest zrozumieć, o co chodzi z tą muzyką poważną.

Ale Pan będzie "tylko" dyrektorem filharmonii, nie zmieni Pan programu nauczania w szkołach i nawyków. Konkretniej: Czy widzi Pan sposób, by przyciągnąć w Lublinie na koncerty tę młodszą publiczność?
Myślę o tym od dawna, bo puste sale są po prostu przerażające. Ale przecież graliśmy niedawno "XIII Symfonię" Szostakowicza i sala była niemal pełna. Dało mi to do myślenia. Może publiczność potrzebuje nowego repertuaru, ciekawego. Bo nawet jeśli przedstawimy takie arcydzieło jak np. "V Symfonia" Beethovena, to gwarancji, że ludzie przyjdą, nie mamy. Pan mówi, że nie zmienię programu szkół, ale filharmonia musi współpracować ze szkołami, opracować strategię komunikacji z uniwersytetami. Bo pamiętajmy, że jednorazowe przyjście publiki nie załatwia sprawy, trzeba systemowo przyciągać słuchacza, a to nie jest zadanie na rok. I ja ten trud muszę na siebie wziąć. Muszę spotykać się z ludźmi, przedstawiać im muzykę. Prosty przykład: po koncercie ludzie rozchodzą się do domów i nie ma szans na porozmawianie o muzyce.

Słyszał Pan o krytyku "New Yorkera" Aleksie Rossie?
Tak, znam to nazwisko.

W wykładzie dla Royal Philharmonic Society przedstawił kilka prostych pomysłów na ściągnięcie widowni. Jednym z nich były właśnie rozmowy o muzyce po koncercie, wyprowadzanie koncertów z sal filharmonii...
To sensowny pomysł. Zwłaszcza, gdy na dworze jest ciepło nikomu nie chce się siedzieć w murach instytucji. Koncerty na świeżym powietrzu są cenne: ludzie przychodzą bez zobowiązań, robią, co chcą, mogą jeść, pić w czasie występu.

Czy ma Pan plany, żeby filharmonicy grali pod chmurką?
Oczywiście. Na razie jednak nie będę mówił o szczegółach.

Jak w tej chwili ocenia Pan współpracę z muzykami? Bo wcześniej różnie to bywało.
Mam jak najlepsze wrażenia ze współpracy. Wystarczy, że dyrygent ma odpowiednie podejście, że profesjonalnie traktuje muzyków. Ja mam obowiązki wobec muzyków i oni wobec mnie. Jeśli następuje bunt, to stało się coś strasznego i nie ma wyboru: to dyrygent musi odejść, nigdy na odwrót. Jeśli chodzi o lubelską filharmonię, to wiem, że są problemy finansowej, co nie jest obecnie niczym dziwnym w każdej instytucji, ale finanse niczego nie usprawiedliwiają. Sami muzycy mówią: "Nawet, jeśli mi ktoś zapłaci więcej, to ja i tak lepiej nie zagram, bo gram zawsze najlepiej, jak potrafię". Wiem, że orkiestra nie gra zbyt często...

..odnośnie tej częstotliwości. Czy dwa koncerty na miesiąc, umowa z czasów dyrektora Ziomka, będą wciąż standardem?
To, niestety, stare zaszłości. W skali Polski nie jest to normą, powinny być trzy koncerty. Jest to problem i będziemy nad tym pracować. To priorytet, tak jak repertuar. I wracając do repertuaru. Będziemy grać rzeczy trudne, ale oczywiście nie tylko. Publiczność musi się i czegoś nauczyć, i mieć coś, co lubi. Chcę też sprowadzać tu najlepszych dyrygentów i najlepszych solistów. A muszę dodać, że ta orkiestra jest gotowa grać naprawdę znakomicie.

Pismo "Gramophone" ma tradycję publikowania listy najlepszych orkiestr świata. W Polsce nikt tego nie robi, ale może pokusi się pan o ocenę lubelskich filharmoników? Pierwsza piątka, druga?
(śmiech) Punktów przyznawać raczej nie będę. Ale w każdej orkiestrze są grupy instrumentów grające lepiej i te słabsze. Pod tym względem lubelski zespół wypada równo. Nie odstajemy od krajowej średniej. No, może brakuje nam do tych trzech największych orkiestr w kraju. Trzeba tylko popracować nad grą ansamblową.

Musi Pan rozwinąć tę kwestię.
Chodzi o to, że często zasada wśród muzyków jest taka: "to dyrygent pokazuje, jak mam grać. Jeśli nie pokaże: gubię się". Żmudną pracą trzeba wyrobić nawyk, by muzycy bez patrzenia na dyrygenta wiedzieli, kiedy i jak zagrać dźwięk. Żeby współpracowali ze sobą i słuchali się nawzajem. Mimo że orkiestra to kilkadziesiąt osób, musi komunikować się niczym kwartet smyczkowy.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski