Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oni napisali kawał pięknej historii sportowego Lublina

Tomasz Biaduń
Leszek Pisz (pierwszy z lewej) grał w Motorze 21 lat temu, ale Lublin odwiedzał także później, przy innych okazjach
Leszek Pisz (pierwszy z lewej) grał w Motorze 21 lat temu, ale Lublin odwiedzał także później, przy innych okazjach Archiwum Kuriera Lubelskiego
Tłumy kibiców "waliły" drzwiami i oknami na lubelskie stadiony i hale, aby oglądać tych tuzów sportu. Ba, pamiętająca największe triumfy Startu Lublin hala MOSiR w ciągu jednego sezonu miała kilka razy wymieniane szyby, które pękały pod naporem tysięcy fanów żądnych wielkich wrażeń. Kto wywoływał takie zainteresowanie i emocje? Kent Washingtin, Hans Nielsen czy Leszek Pisz to jedne z największych gwiazd w historii naszego sportu, które choć część swojej kariery spędziły w Lublinie. Dziś przypominamy sylwetki tych wspaniałych ludzi.

Przywiózł kurczaka z KFC
W 1978 roku niewielu w Polsce znało smak coca-coli (choć sama marka była już u nas obecna), a KFC było dla nich tylko zbiorem trzech przypadkowych liter. - Kenta Washingtona wszyscy pamiętają chyba właśnie dzięki tym dwóm rzeczom. On nam pokazał, jak smakuje cola i amerykański kurczak - śmieje się Jerzy Żytkowski, były koszykarz Startu i kolega z drużyny Kenta. Washington, o którym mówi, to prawdziwa legenda naszej koszykówki. Promocja, jaką zrobił ten czarnoskóry koszykarz naszemu miastu, dziś byłaby liczona w milionach złotych w dobrej agencji reklamowej.

Mikry koszykarz był pierwszym w historii czarnoskórym graczem w naszym kraju. To przyniosło zarówno jemu, jak i Startowi wielką sławę. Wkrót-ce Washington zagrał słynny epizod w "Misiu" (jako Ryszard Ochódzki, który w "młodości był Murzynem"). Szeroko rozpisywały się o nim także gazety w USA, których uwadze nie umknęła kariera, jaką ich rodak zrobił w Polsce.

Kolejki na kilkaset metrów

Podczas gdy cały kraj z zaciekawieniem patrzył na koszykówkę w Lublinie, Kozi Gród tętnił życiem dzięki Washingtonowi. - Pierwszy mecz Kent zagrał z Polonią Warszawa, w styczniu 1978 roku. Kolejki, które wtedy ustawiły się po bilety, sięgały aż do mostu na Bystrzycy. To było prawdziwe szaleństwo. Wtedy zakłady pracy rozdawały wejściówki na mecze, a ktoś, kto ją zdobył w inny sposób, był prawdziwym szczęściarzem - wspomina Żytkowski. - Te kolejki chętnych były niesamowite. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej albo później coś wywołało takie zainteresowanie - dodaje.

Washington dał się poznać jako sympatyczny i bardzo otwarty człowiek. Przy okazji wiele nauczył niemających wcześniej styczności z amerykańskim sportem koszykarzy w Lublinie. Nie trzeba też dodawać, że wytyczył nową drogę, jeśli chodzi o zatrudnianie w Polsce koszykarzy zza oceanu.

- To był wspaniały człowiek, świetny w obyciu, zabawny. Nauczył nas całkowicie nowe-go podejścia. Poświęcał bardzo dużo czasu na przygotowanie do spotkań, pokazał, że trening nie musi się zamykać w 90 minutach. Potrafił siedzieć w hali i trzy godziny. Zobaczyliśmy zupełnie inne spojrzenie na grę - mówi Żytkowski.

Nie chcieli go Lakers, napisał list do Startu
Historia pojawienia się w Lublinie mierzącego 173 cm Washingtona jest niezwykle ciekawa. Amerykanin po czteroletnim pobycie na uniwersytecie Southampton w NCAA próbował sił na obozie Los Angeles Lakers. Nie udało mu się załapać do drużyny, więc... wysłał list do Startu. Z ówczesnym trenerem lublinian Zdzisławem Niedzielą poznał się dwa lata wcześniej. WLublinie grał jako student Southampton w ekipie "All Stars". Podczas specjalnego tour po Polsce Amerykanie doznali porażki tylko w Kozim Grodzie.

Reakcja Niedzieli na list Kenta była natychmiastowa. Washington z miejsca stał się gwiazdą drużyny, nie tylko ze względu na fakt, że w tamtych czasach był postacią egzotyczną. Rozgrywający miał ponadprzeciętne umiejętności i był liderem zespołu. - Miał specjalne względy u trenera i często wolną rękę. On jako jedyny mógł podczas wyjazdów spotykać się z kobietami. W ogóle z tymi kobietami to oddzielna historia... On je po prostu kochał, uwielbiał się z nimi umawiać i o nich rozmawiać - śmieje się Żytkowski. - Swoją drogą Kent bardzo przeżywał porażki. Z rozmownego faceta stawał się cichym mrukiem, nie przyjmował dobrze przegranej - dodaje były koszykarz Startu.

I żyją długo i szczęśliwie...
Washington spędził w Lublinie blisko trzy lata. W 1981 roku odszedł do Zagłębia Sosnowiec. Rok wcześniej został wybrany na najlepszego koszykarza ligi przez dziennik "Sport", uczestniczył w konsultacjach polskiej kadry. Po pobycie w Sosnowcu wyjechał na dwanaście lat do Szwecji. Skończył karierę w 1995 roku, w wieku 39 lat w klubie Växjö. Potem zajął się trenowaniem żeńskich drużyn, także w Szwecji. Stamtąd pochodzi zresztą jego żona, z którą ma trójkę dzieci.

Dziś państwo Washingtonowie ze swoimi potomkami mieszkają w rodzinnej miejs-cowości koszykarza, New Rochelle.

Koszykówka miała Kenta, a żużel Hansa
Takich problemów, jak ze zdobyciem biletu na mecz Startu z Kentem Washingtonem w składzie, nie było z kupieniem wejściówki na spotkanie żużlowego Motoru Lublin z Hansem Nielsenem. Nie oznacza to jednak, że gwiazda Duńczyka słabiej świeciła. Wręcz przeciwnie, bo pojawienie się Nielsena w Lublinie było tym samym dla polskiego żużla, co pojawienie się Washingtona w Starcie dla basketu.

- Na Motor było łatwiej się dostać, bo stadion mieścił 8-10 tysięcy ludzi (niektórzy twierdzą, że obiekt pękał w szwach, gdy na meczu stawiało się nawet 20 tysięcy fanów - red.). Hala Startu miała cztery razy mniejszą pojemność. Pamiętam nawet, jak sam chciałem pójść zobaczyć Kenta w akcji i wyczekałem się chyba trzy godziny, żeby kupić bilet - wspomina Jacek Ziółkowski, od wielu lat działacz żużlowy, aktywny także podczas okresu, w którym Nielsen jeździł w Lublinie (lata 1990-1993).

- Takiego zainteresowania, jak za czasów Hansa, nigdy nie było i już nie będzie. Ludzie często lubią zadawać sobie pytania, kiedy to wróci, ale mam dla nich przykrą informację: nie wróci. Z prostej przyczyny. Nielsen był po prostu pierwszym w kraju światowej klasy zawodnikiem. W tej chwili w Polsce jeżdżą najlepsi i to stało się codziennością - przekonuje Ziółkowski. - Od tamtych lat wiele się zmieniło, wszystko wygląda zupełnie inaczej. Teraz młodzież ma inne zainteresowania, są samocho-dy, komputery, internet. Nawet jeśli mielibyśmy walczyć o tytuł mistrzowski, o atmosferze lat dziewięćdziesiątych możemy tylko pomarzyć - dodaje kierownik KMŻ.

Jak w cyrku
Przełom lat 80. i 90. był także wyjątkowy z innego względu. Lubelski żużel przeżył wtedy odrodzenie, tchnięto w niego nowe życie, co w połączeniu z zatrudnieniem takiego zawodnika, jak Nielsen dało piorunujący efekt. Duńczyk, podobnie jak bohater poprzedniej opowieści, Washington, był magnesem dla kibiców nie tylko z Koziego Grodu. - Pamiętam to zainteresowanie nim. WLublinie pojawiały się autokary z całej ściany wschodniej. Byli choćby kibice z Białegostoku, to było normalnie jak pokazy cyrkowe, każdy chciał obejrzeć Duńczyka na żywo. Nielsenowi jeszcze więcej klasy dodawało to, jaki był poza torem. To spokojny, niezwykle sympatyczny facet, który nigdy nie był bohaterem żadnej afery. Bił od niego czasem co prawda taki lekki chłód, ale to wydaje mi się typowe dla Duńczyków. Wspominam go naprawdę fantastycznie - opowiada Ziółkowski. - Po Hansie nie było w Lublinie zawodnika tej klasy. Mam nadzieję, że jeszcze się ktoś taki pojawi, jednak takiej burzy już nie wywoła - kończy lubelski działacz.

ZLegii do Motoru, z Motoru do Legii...
Leszek Pisz pojawił się w Motorze Lublin nagle, tuż przed rozpoczęciem sezonu 1991/1992. - Było to chyba trzy dni przed pierwszym meczem - mówi Mariusz Giezek, wieloletni dziennikarz lubelskich mediów, który dobrze pamięta Pisza. - Oczekiwania wobec niego były bardzo duże. Jego kariera w Motorze nie przebiegła jednak tak, jak by wszyscy sobie tego życzyli - dodaje redaktor Giezek.

- Dużo kontrowersji było związanych z jego odejściem do Legii, a wcześniej z występem w meczu przeciw tej drużynie. Legia wtedy grała marnie i groził jej spadek z ekstraklasy. ZMotorem było podob- nie. Gdy przyszło do starcia tych drużyn, a wiadomo było wtedy, że Pisz po sezonie odchodzi do Warszawy, zrobiła się dziwna atmosfera. Leszek ostatecznie w tym meczu nie zagrał, a na temat tego, jak i samego transferu powrotnego do Legii jest sporo domysłów i teorii - wspomina Giezek.

W Warszawie kariera nabrała rumieńców
Sam Leszek Pisz, choćby podczas nie tak dawnej wizyty w Lublinie z okazji jubileuszu 90-lecia Lublinianki (grał w oldbojach Legii), przyznawał, że wokół jego pożegnania z Kozim Grodem wytworzyła się specyficzna atmosfera, a sam pobyt w Motorze był trudny.

Nie zmienia to faktu, że Pisz był i tak wielką gwiazdą klubu z Lublina, a na mecze z jego udziałem przychodziły tysiące ludzi. Inna sprawa, że dopiero po transferze powrotnym do Warszawy kariera pomocnika rozkręciła się na dobre. Wkrótce Pisz zdobył z Legią dwa tytuły mistrza Polski, występował z powodzeniem w Lidze Mistrzów, a także rozegrał czternaście spotkań w reprezentacji Polski.

Czy wiesz, że...

* Postać Kenta Washingtona to pierwowzór głównej postaci w filmie "Czarodziej z Harlemu"

* Czarnoskóry koszykarz Startu był bardzo bliski gry w NBA. Ostatecznie ekipa Los Angeles Lakers skreśliła go, bojąc się, że odnowi mu się uraz nogi, którego doznał podczas obozu przygotowawczego

* Washington niekoniecznie palił się do gry w Lakers; prywatnie nie bardzo ich lubił, będąc fanem New York Knicks

* Zainteresowanie meczami Startu było tak duże, że w hali MOSiR odnotowywano przypadki wybijania szyb przez napierający tłum. Niechlubnym rekordem były trzy stłuczone szyby przed spotkaniem, na które było kilkakrotnie więcej chętnych niż miejsc w hali...

* Hans Nielsen po opuszczeniu Lublina w 1993 roku przez sześć lat jeździł w Polonii Piła, a karierę skończył w 1999 roku, w niemieckim klubie SC Neuenknick. Dzisiaj Duńczyk prowadzi firmę w swoim ojczystym kraju

* Leszek Pisz występuje w drużynie oldbojów Legii Warszawa, grającej w składzie, znanym z rywalizacji w Lidze Mistrzów. Warszawiacy najczęściej grają podczas turniejów charytatywnych i okolicznościowych

* Pisz opiekuje się także drużynami trampkarzy i juniorów Igloopolu Dębica, swojego drugiego klubu w karierze. Jest ponadto menadżerem Igloopolu

* Niedługo po odejściu z Motoru, Pisz zdobył dwa tytuły mistrza kraju, dwa Puchary Polski, jeden Superpuchar, a w 1996 roku dotarł z Legią Warszawa do ćwierćfinału Ligi Mistrzów

* W sumie kariera piłkarska Pisza trwała aż 25 lat. Zakończył ją w 2002 roku w Pogoni Staszów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski