Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pielgrzymi z Lublina. Duch Święty przemawia na piechotę

Dorota Krupińska
Henryk Serwatka
Henryk Serwatka Jacek Babicz
Henryk Serwatka, pielgrzym samotnik, wędrował do miejsc kultu trzydzieści trzy razy, w podziękowaniu za zdrowie. Malutka Alicja prosiła przed cudownym obrazem Maryi o rodziców.

Najwygodniejsze są buty ze sztywną podeszwą, najlepiej sandały, stopa musi do nich przylegać. Minimum bagażu, tylko to, co potrzebne. Czapka na głowę, przewiewne ubranie, płaszcz od deszczu. 67-letni Henryk Serwatka był na trzydziestu trzech pieszych pielgrzymkach do miejsc kultu, w Polsce i za granicą. Szczupły, uśmiechnięty, za paskiem zwinięty kapelusik, na nogach trekingowe sandały, blask w oczach, gdy opowiada o swoim wędrowaniu. Wszystko zaczęło się w 1983 roku, to wtedy wybrał się na swoją pierwszą w życiu pielgrzymkę do Częstochowy. Przyznaje, że na ten moment czekał wiele lat. Potem były kolejne pielgrzymki, rok po roku, z niewielką przerwą. Wilno, Łotwa, Portugalia, Hiszpania, Francja i naturalnie Polska.

W samotności ma się lepszy kontakt z Bogiem

Grupowe marsze ze śpiewem i wspólną modlitwą jednak mu nie wystarczyły. Chciał pójść sam. Tylko on, droga i modlitwa. - Piętnaście lat temu na pielgrzymce przewodnik spytał nas, kto byłby chętny odbywać samotne pielgrzymki i troszczyć się o wszystko samemu. Ta myśl nie dawała mi spokoju przez lata, więc zdecydowałem się na takie wędrowanie. Ruszyłem do Wrocławia - opowiada. I tak został pielgrzymem samotnikiem.

Poszedł do Częstochowy i Krakowa na spotkanie z papieżem Benedyktem XVI, do Rzymu, Kodnia i Gdańska. W sumie jedenaście samotnych pielgrzymek. - Nie znam języków, odwiedzam obce kraje, porozumiewam się na migi, to trochę wariactwo. Ale Bóg nade mną czuwa - uważa Henryk Serwatka.

W trakcie swoich podróży nocuje gdzie się da - na ławce w kaplicy, pod namiotem, na plebaniach, puka do drzwi domostw. Życzliwy, uśmiechnięty rozdaje spotkanym ludziom różańce i obrazki. Mówi, że pielgrzymuje bo ma za co dziękować Matce Bożej. - Dziękuję za swoje życie. Dziękuję za ozdrowienie. Gdy miałem kilka miesięcy lekarze zdiagnozowali u mnie padaczkę. 6 sierpnia w dzień Przemienienia Pańskiego był odpust w mojej parafii i dodatkowo była wizyta biskupa Stefana Wyszyńskiego. Moja mama trzymała mnie na rękach przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, złożyła dłonie w geście modlitwy, a ja poruszyłem wargami, a mówić nie umiałem. Od tego dnia choroba minęła i wyzdrowiałem. To jest powód mojego pielgrzymowania i będę pielgrzymować póki będę miał siłę. Ale mam wiele innych intencji, wciąż pojawiają się nowe - opowiada.

Na każdej pielgrzymce Henryk Serwatka prowadzi dziennik podróży. Na pożółkłych kartkach zeszytu widnieją daty, miejsca, krótkie relacje z podróży, opisy, myśli przelane na papier. - Pielgrzymowanie to jest naładowanie akumulatorów duchowych na cały rok, potrzebuję tego. Mam wspomnienia, ile zobaczę, to moje, nikt mi tego nie odbierze 0 uśmiecha się.

Wymodlić rodzinę

Do Domu Dziecka im. Matki Weroniki w Lublinie trafiają dzieci, których rodzicom sąd odebrał bądź ograniczył prawa rodzicielskie. W tej chwili przebywa tu czternaścioro dzieci od dziesiątego do osiemnastego roku życia. - Nie mają nikogo więc są nasze, jak mawiała Matka Weronika. Te dzieci są nam dane przez Boga - zamyśla się siostra Anna Szaniawska, przełożona zgromadzenia.

W 2001 roku dwuletnia Alicja jechała w wózku na swoją pierwszą w życiu pielgrzymkę do Częstochowy prosić Matkę Boską o rodziców. Obok niej szły dwie dziewczynki, siostry, pięcio- i sześciolatka. Miały tę samą intencję: znaleźć dom. Dzieci na Jasną Górę prowadziły ich opiekunki, siostry zakonne Zgromadzenia Kapucynek Najświętszego Serca Jezusa, które od ponad 20 lat prowadzą dom dziecka.

Alicja, gdy do niego trafiła, była bardzo zaniedbana. Ale szybko się rozpromieniła i podbiła serca wszystkich swoich opiekunek. Dziewczynka mimo wieku rozumiała swoją sytuację, wiedziała, że nie ma rodziców, że opiekują się nią siostry. Jakiś czas po pielgrzymce do ośrodka przyjechało małżeństwo, które chciało adoptować dziecko. Do pokoju zajrzała Ala. - Nie wiem, jak ona się wtedy znalazła w tym miejscu. Gdy zobaczyła siedzącego mężczyznę od razu zawołała do niego "tato". Ten człowiek powiedział mi, że nigdy w swoim życiu nie przeżył takiej wzruszającej chwili. Oczywiście adoptowali ją. Są rodziną do dziś. Dziewczynka ma już 14 lat - opowiada siostra Anna.

Wspólne pielgrzymowanie to już tradycja Domu Dziecka im. Matki Weroniki. Siostry ze swoimi podopiecznymi wędrują co roku. Idą te dzieci, które czują taką potrzebę. Modlą się zawsze o to samo - o rodziców, dom, ciepło, bezpieczeństwo. Do niektórych los się uśmiecha.

W tym roku na pielgrzymkę na Jasną Górę wybierały się dwie dziewczynki. Jedna z nich będzie prosić o to, by mogła wrócić do swojej biologicznej mamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski