MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Puchar Polski to martwe rozgrywki... ale tylko w okręgu lubelskim

Tomasz Biaduń
Hetman Zamość podejmował swego czasu wielką Wisłę Kraków w ramach rozgrywek PP
Hetman Zamość podejmował swego czasu wielką Wisłę Kraków w ramach rozgrywek PP Archiwum
Ostatnio doszło do kuriozalnej sytuacji w Pucharze Polski na szczeblu okręgu lubelskiego. W drugiej rundzie tych rozgrywek mieliśmy do czynienia z prawdziwą farsą; trzy mecze zostały oddane walkowerem, zespoły przystępowały do spotkań praktycznie bez rezerwowych, z powodu braków w kadrze grali trenerzy, a bramkarze stawali się napastnikami. Czy tak wyglądające rozgrywki mają sens? Jeśli tak, to dla kogo?I jak wygląda sytuacja na wyższych szczeblach?

Środa, godz. 14, a grać nie ma komu...
Wspomniana druga runda lubelskiego PP została wyznaczona na nietypową porę, bo godz. 14, do tego w samym środku tygodnia. Od razu było wiadomo, że kluby z niższych lig, złożone praktycznie w 100 procentach z amatorów, będą miały nie lada problem z takim terminem. - Większość naszych piłkarzy studiuje albo pracuje. Do Krzemienia, gdzie mieliśmy zagrać z Iskrą, mamy 160 kilometrów. Musielibyśmy tam wyjechać z samego rana. Nie mogliśmy tego zrobić, więc oddaliśmy mecz walkowerem - tłumaczy Paweł Warda, trener Ruchu Ryki. - Miałem w kadrze dziesięciu zawodników na mecz z GKSNiemce. Wielu graczy musiało zwolnić się z pracy, sam miałem z tym problemy. Chciałem, abyśmy grali o godz. 15, ale związek się nie zgodził. To jakieś nieporozumienie - dodaje z kolei Grzegorz Białek, trener Lewar-tu, który sam wybiegł na boisko we wspomnianym meczu. Jak na ironię, takie poświęcenie przyniosło Lewartowi... karę w postaci walkowera; Białek nie jest bowiem uprawniony do gry.

Związek broni się przed wszystkimi zarzutami. - Wyznaczyliśmy mecze na godz. 14 w obawie przed ewentualnymi dogrywkami i rzutami karnymi. Kluby nie mają oświetlenia na stadionach, nie można było po-zwolić, żeby grały po ciemku - tłumaczy Janusz Dziekanowski, sekretarz Wydziału Gier i Dyscypliny LZPN. - Dla klubów, które oddały mecze walkowerem, będą kary - dodaje.

Patowa sytuacja: PZPN każe, LZPN musi
Środowe granie w pucharach to problem od wielu lat. Amatorskie kluby wciąż się z nim borykają, ale rozwiązania nie widać na horyzoncie. - Grę w pucharach każdemu klubowi od ligi okręgowej wzwyż nakazuje PZPN. Nic z tym nie możemy zrobić. Bywało, że kluby się nie zgłaszały, ale od powyższego obowiązku nie ma jednak ustępstw i w ostateczności kluby i tak muszą uczestniczyć w pucharze - wyjaśnia Dzie-kanowski.

W obliczu takiego przymusu związek faktycznie jest bezsilny, może jednak pomyśleć, jak uatrakcyjnić rozgrywki, które obecnie są - mówiąc kolokwialnie - martwe. - Sens grania w pucharze jest zawsze. To zresztą ogólnopolskie rozgrywki, więc nie ma co z tym dyskutować w kontekście lubelskim. Jeśli chodzi o uatrakcyjnienie i zwiększenie prestiżu okręgowych PP, to PZPN musi mieć na to pomysł. My akurat w tym przypadku jesteśmy od wykonywania poleceń z góry - wyjaśnia Dziekanowski.

Tomasz Płaza, prezes kibi-cowskiego Górnika 1979 Łęcz-na, ma jednak sposób na rozwiązanie patowej sytuacji. - Zamojski związek wprowadził nagrody finansowe dla klubów, które na koniec ligi zajmują trzy czołowe lokaty. Nie są to wielkie pieniądze, ale dla zespołów z niższych lig to spora zachęta i motywacja do gry. Jeśli LZPN zastosowałby podobne praktyki w przypadku pucharu, mogłoby to przynieść skutek - uważa Płaza.

Górnik to jeden z niewielu zespołów, które okręgowy PucharPolski traktują poważniej niż ligę. To jednak nie może dziwić. Łęcznianie, grając w zeszłym sezonie w klasie B, z łatwością gromili większość rywali. Puchar i starcia z wyżej notowanymi rywalami były więc dla Górnika niezwykle prestiżowe. A już prawdziwym rarytasem było starcie z GKSIIBogdanka. - Od samego początku traktowaliśmy rozgryw-ki pucharowe bardzo serio. Liga była dla nas krótka, meczów niewiele, w PPmogliśmy grać z lepszymi drużynami. Tam trafiają się po prostu fajne mecze - uważa Płaza. - Dodatkowo dla nas nie jest problemem, aby przesunąć spotkanie na późniejszą godzinę. Dysponujemy przecież obiektem, który jest oświetlony - dodaje.

Amatorskie podejście, czyli czterech ludzi na treningu
Kiedyś zespoły inaczej traktowały pucharowe granie. I nie chodzi tu nawet o rozgrywki na szczeblu krajowym (o tym w kolejnym akapicie). - Zmiana mentalnościowa to mało powiedziane. Jeśli bywało tak, że miałem na treningu czterech ludzi, to jak tu myśleć o grze w pucharach? - zastanawia się Waldemar Wiater, w przeszłości piłkarz Motoru Lublin, a później trener tego klubu oraz wielu zespołów czwartej ligi i klasy okręgowej. - Jest dobrze, jeśli chodzi o 10- czy 12-latków. W ich przypadku mamy frekwencję rzędu 20-25 osób na treningu. Problemy zaczynają się, gdy nastolatki dorastają. Wiadomo, pełnoletność to alkohol, zabawa. Wtedy odechciewa się piłki. Kiedyś inaczej to wyglądało - mówi Wiater. - Pracowałem przez lata w niższych ligach. Jeśli nie mogłem czasami zebrać wystarczają-cej liczby ludzi na mecz o punkty, to co tu mówić o graniu w środku tygodnia w pucharze. Nie tak dawno jeszcze było in-ne podejście. Teraz jest zmiana praktycznie o 180 stopni. Działaczom się nie dziwę, że chcą swoje drużyny ogrywać. Dziwię się tym młodym, którzy lekceważąco podchodzą do tego - dodaje szkoleniowiec, który obecnie podjął pracę w małym klubie, jakim jest Stok Zakrzówek. - Chcieliśmy grać w pucharze. Była ku temu wola, niestety, nie zdążyliśmy ze zgłoszeniem do rozgrywek - mówi.

Prestiż i splendor, czyli walka o Europę
Zupełnie inna bajka zaczyna się, gdy spojrzymy na Puchar Polski na szczeblu krajowym. Dla takich zespołów, jak Legia Warszawa czy Wisła Kraków walka o prymat na tym polu to również walka o przepustkę do Europy. Wiadomo, że zdobywca PP ma prawo grać w Lidze Europy. Wspomniana Legia zresz- tą dwa lata temu dzięki krajowemu pucharowi pokazała się na europejskich arenach.

Niestety, bardzo daleko od takiego celu, i to od lat, są zespoły z Lubelszczyzny. Ostatni o wielką piłkę otarł się Hetman Zamość w 2009 roku, gdy podejmował Wisłę, a transmisję z te-go meczu przeprowadzała TVP(patrz ramka obok). W os-tatniej dekadzie szczytem możliwości GKSBogdanka była 1/16 finału.

- Wyniki wszystkich zespołów z Lubelszczyzny pokazują stan piłki na wschód od Wisły. To jest kwestia ekonomii i od-powiedź na wszelkie pytania dotyczące tego, w jakim miejscu jesteśmy - zauważa Artur Ka-pelko, prezes GKS.

Sternik najlepszego klubu w naszym regionie zaznacza jednocześnie, że bardzo poważnie traktuje pucharowe rozgrywki, uważając je za niezwykle prestiżowe. - To dobry sposób na ogranie się, na starcia z bardzo renomowanymi rywalami. Bonusem dobrej gry w PP jest trafienie na zespoły z eks-traklasy, a taka rywalizacja nabiera innego wymiaru - uważa Kapelko.

Łęczyński klub jest nieco "zawieszony" pomiędzy amatorskimi rozgrywkami a poważ-ną grą o europejskie puchary. Daleko odstaje bowiem poziomem od wszystkich rywali na szczeblu lubelskim, ale także niestety od tych na szczeblu krajowym. Kapelko przekonuje jednak, że pucharowa gra jest specyficzna i daje niepowtarzalną szansę zespołom potencjalnie słabszym na osiągnięcie niemal historycznego sukcesu. Na potwierdzenie przywołuje niedawny przypadek Pogoni Szczecin. - Dwa lata temu portowcy dotarli przecież do finału, w którym dzielnie walczyli. Proszę pomyśleć, jakim sukcesem byłby dla nich awans na europejskie salony. To dowodzi także tego, że PP to świetna promocja, zwłaszcza gdy zajdzie się w nim wysoko - przekonuje szef GKS, starając się jednocześnie zrozumieć zespoły, które o podobnym splendorze mogą tylko marzyć. - Kadry drużyn z niższych lig wyglądają bardzo skromnie. Wiadomo, że te kluby nie są zamożne i nie mogą sobie pozwolić na rozgrywanie zbyt wielu meczów w sezonie. Stąd się też biorą przypadki, gdy nawet trenerzy wybiegają na boisko - kończy Kapelko.

W tym roku znowu wszyscy obeszli się smakiem
Dla drużyn z Lubelszczyzny tegoroczny sezon pucharowy już dobiegł końca. GKS Bogdanka przegrał z ekstraklaso-wą Lechią Gdańsk, a Motor Lublin i rezerwy pierwszoligowca z Łęcznej na różnych etapach uległy Legii IIWarszawa w identycznym stosunku 1:2. Wspomniany GKSII to zdobywca pucharu na szczeblu województwa. Rundę przed-wstępną krajowych rozgrywek pokonał dzięki przyznaniu mu walkowera za spotkanie z KSZOOstrowiec Świętokrzyski. Na kolejnym etapie nie udało mu się jednak sprostać warszawiakom.

Podobny los w przeszłości spotykał wielu innych trium-fatorów wojewódzkich roz-grywek. Zespoły takie jak ten łęczyński mogły dominować na lokalnym podwórku, jednak gdy przychodziło im rywalizować z wyższą półką, często schodziły z boiska ze spuszczonymi głowami. Takie fakty są wystarczającym komentarzem naszej piłkarskiej rzeczywistości.

WIELKA KASA DZIĘKI POTĘŻNEJ WIŚLE
23 września 2009 roku był niezwykle ważnym dniem w najnowszej historii Hetmana Zamość. - To dzień, w którym pojawiła się wielka nadzieja na poprawę naszej przyszłości i dzięki któremu dostaliśmy potężny zastrzyk finansowy - mówi Zbigniew Pająk, ówczesny dyrektor Hetmana.
Wspomniana data to termin meczu 1/8 Pucharu Polski między Hetmanem, a Wisłą Kraków. Wisłą, która wtedy była potęgą. Zamościanie przeżywali wielkie problemy. W klubie brakowało pieniędzy, piłkarze strajkowali, zawieszali treningi. Upadek zamojskiego klubu był bardzo blisko. - Prosiłem wtedy zawodników, żeby postarali się w 1/16 finału pokonać Wartę Poznań, mówiłem, że ewentualny pojedynek z Wisłą wszystkim wyjdzie na dobre - opowiada Pająk. Tak też było. Starcie z krakowianami było prawdziwym hitem. Transmisję przeprowadziła TVP, a Hetman dostał upragniony zastrzyk finansowy także dzięki pełnym trybunom. Zamościanie przegrali 0:3 (gole strzelali Piotr Ćwielong i Patryk Małecki - dwa), ale nikt z takiego wyniku nie robił tragedii. - To była świetna promocja klubu i miasta. Udało się także choć na moment poprawić stan klubowej kasy. Mogliśmy uregulować większość zadłużeń wobec graczy, do 1 października wszyscy mieli wypłacone pensje. To odbiło się na atmosferze w zespole i na grze - wspomina Pająk, który obok funkcji dyrektora, piastował także stanowisko drugiego trenera. - Udało nam się wtedy pokazać, jak wielkie jest zainteresowanie piłką w regionie, jak duża jest potrzeba oglądania dobrej piłki w Zamościu. Był komplet na trybunach, a mimo porażki i tak wszyscy byli zadowoleni z wizyty takiej drużyny jak Wisła. Bo krakowianie byli potęgą. Pamiętam, że w chwili gdy przyjechali na mecz do Zamościa, mieli na koncie serię bodaj dwudziestu meczów bez porażki - opowiada Pająk. - Szkoda, że ten jeden mecz pozwolił nam tylko dograć rundę jesienną do końca, a potem wszystko się rozpadło... Było wiele walki o życie Hetmana, niestety, nie udało się - dodaje.
Zamojski klub wycofał się z rozgrywek zimą po tym, jak w klubie pojawił się prezydencki kurator. Zarówno on jednak, jak i inni działacze nie byli w stanie zrobić zbyt wiele wobec potężnych długów Hetmana. Piłkarze zamojskiego drugoligowca rozpierzchli się po regionie i Polsce. Dziś kilku z nich gra w następcy nieistniejącego już klubu:AMSPNHetman. W pamiętnym meczu z Wisłą wypromowało się szczególnie dwóch piłkarzy; Marek Fundakowski i Mateusz Prus. W przypadku tego drugiego zaowocowało to transferem do holenderskiej Rody Kerkrade. "Fundek" po przygodzie w Motorze wylądował w cypryjskim ASILyssis.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski