Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Właścicielem Katynia był Polak

Sławomir Kmiecik
Andrzej Heydel z Poznania, powinowaty byłego właściciela Katynia, na przystanku kolejowym, z którego wychodzi się wprost do parku, będącego częścią dawnego majątku rodziny Lednickich
Andrzej Heydel z Poznania, powinowaty byłego właściciela Katynia, na przystanku kolejowym, z którego wychodzi się wprost do parku, będącego częścią dawnego majątku rodziny Lednickich Archiwum Andrzeja Heydela
Do Katynia, w którym 70 lat temu byli mordowani polscy oficerowie, jedzie się od nas całą dobę. Kto by pomyślał, że ten odległy majątek leśny w Rosji należał niegdyś do polskiego ziemianina. A jego powinowaty, Andrzej Heydel, mieszka dziś w Poznaniu i zbierał na ten temat dokumentację. Dotąd nikt nie ujawnił losów katyńskiej posiadłości i jego mieszkańców z czasów sprzed wielkiego mordu - pisze Sławomir Kmiecik.

Informacji o tym, że katyńskie lasy i pola jeszcze w początkach XX wieku były w rękach Aleksandra Lednickiego, polskiego polityka, działacza społecznego, adwokata i filantropa, próżno szukać w najbardziej znanej literaturze o Katyniu. Wzmianki o tej sprawie nie ma także w niedużym muzeum działającym przy Memoriale Katyń, gdzie - obok zdjęć i dokumentów - w gablotach leżą pordzewiałe guziki wydobyte z dołów, do których oprawcy z NKWD wiosną 1940 roku wrzucali ciała tysięcy polskich oficerów zabijanych strzałami w tył głowy.

- Wiadomość o polskim właścicielu byłaby pewnie zaskoczeniem dla wielu osób zwiedzających Polski Cmentarz Wojenny w Katyniu - przypuszcza Andrzej Heydel, inżynier z Poznania, członek zarządu Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, który ma rodzinne związki z dawnymi gospodarzami tamtych terenów. - Ledniccy urządzali polowania na katyńskim uroczysku Kozie Góry i przez myśl nie mogło im nawet przejść, że trzydzieści lat później w tym samym miejscu Sowieci dokonają bestialskiej zbrodni na polskich jeńcach wojennych.

Tak samo, jak Aleksander Lednicki, pochodzący z szanowanej rodziny ziemiańskiej i broniący polskich spraw w rosyjskim parlamencie (zasiadał w Dumie od 1906 roku), nie mógł przypuszczać, że kiedyś z przyczyn politycznych zostanie w Polsce skazany na zapomnienie, a sielska dla niego wieś Katyń spłynie polską krwią i będzie wymazana ze świadomości paru pokoleń Polaków.

Gadzinówka pisze prawdę
Kłopotliwą okolicznością jest to, że dawne związki Lednickich z Katyniem w 1943 roku pierwsza przypomniała niemiecka "gadzinówka", czyli "Goniec Krakowski" - polskojęzyczna gazeta wydawana przez Niemców okupujących nasz kraj. Kiedy zbrodnia katyńska została odkryta, władze hitlerowskie bardzo to nagłośniły, chcąc wykazać, że prawdziwymi barbarzyńcami wojennymi są Sowieci. Wieść o odkopaniu w lasach Rosji zbiorowych mogił polskich oficerów wywołała wśród Polaków szok.

W tej atmosferze specjalny wysłannik Agencji Prasowej "Telepress" 16 czerwca 1943 roku na łamach "Gońca Krakowskiego" donosił ze Smoleńska: "Polak był kiedyś właścicielem Katynia". I dalej dziennikarz pisał: "Z rozmów ze starszymi mieszkańcami Katynia dowiadujemy się, że wielkie obszary ziemi ornej nad Dnieprem stanowiły w okresie caratu własność Polaków. Oto znaczny szmat ziemi na terenie gminy Katyń oraz sąsiadującej z nią gminy Borek był własnością Aleksandra Lednickiego, znanego w kołach polskich działacza społecznego, który przed wojną światową piastował godność prezesa Koła Polskiego w Moskwie. Po wybuchu rewolucji październikowej 1917 roku rodzina Lednickich, podobnie jak wiele rodzin polskich, zbiegła z Rosji, udając się do Polski".

- Gadzinówki nie budziły zaufania, ale zweryfikowałem te informacje i ustaliłem, że niemiecka gazeta podała prawdę - tłumaczy Andrzej Heydel. - Duża posiadłość ziemskoleśna wokół Katynia przez dwadzieścia lat istotnie należała do Polaka Aleksandra Lednickiego, sławnego w Rosji prawnika. To był człowiek bardzo zamożny i do tego dobroczyńca. Moja rodzina ma mu dużo do zawdzięczenia - dodaje poznaniak przez wiele lat zatrudniony w Zakładach Cegielskiego.
Heydlowie przed laty żyli w Brzózie koło Kozienic w zaborze rosyjskim, ale jako poddani austriaccy. Z tego powodu na początku I wojny światowej carscy urzędnicy uznali ich za szpiegów i zesłali do Rosji. Tam od niechybnej katorgi uratował ich wzięty adwokat Aleksander Lednicki.

- A jego syn, Wacław Lednicki, późniejszy literaturoznawca i krytyk literacki, znawca historii literatury słowiańskiej, pobrał się z siostrą mojego ojca Izabelą - opowiada Andrzej Heydel.
Tam nocowali kaci

Gdyby inaczej potoczyła się historia, sosnowy las katyński zapewne do dziś kojarzyłby się Polakom tylko z urokliwym letniskiem, dworkiem, piknikami, zabawami, konnymi przejażdżkami i polowaniami, czyli nostalgiczną historią polskiego ziemiaństwa. Przerwały ją rządy bolszewików, przed którymi Ledniccy rzeczywiście musieli uciekać w popłochu. Wymordowanie w 1940 roku polskiej elity z rozkazu Stalina i jego współpracowników z Biura Politycznego WKP(b) było skrajnie dramatycznym, ale - w swej totalitarnej logice - konsekwentnym dalszym ciągiem represji Polaków na Wschodzie.

- Byłem w Katyniu w 2002 roku z moją kuzynką Marią Lednicką-Jaworowską, córką Wacława - wspomina Andrzej Heydel. - Odbyliśmy pielgrzymkę narodową, ale także rodzinną, gdyż spoczywają tam nasi krewni i powinowaci. Zrozumiałe, że odwiedziliśmy także Katyń-Borek, czyli majątek Lednickich. Rzecz niezwykła, ich stary dwór nadal istniał, choć stał zaniedbany, nieczynny, zamknięty na kłódkę.

Co ciekawe, w niezłym stanie zachowały się zbudowane przez Lednickich bramy wjazdowe do parku od strony szosy smoleńskiej i przystanku kolejowego Katyń. Zostały jedynie "wzbogacone" o blaszane, czerwone gwiazdy sowieckie, co najpewniej sprawiło, że później nikomu już nie przyszło na myśl burzenie "burżuazyjnych pozostałości".

Sowieci utrzymali obiekty po polskich ziemianach, tworząc tam sanatorium i pensjonaty, ale odcisnęli na nich swoje piętno. Na to już w 1943 roku zwracał uwagę "Goniec Krakowski", ubolewając, że "miły, modrzewiowy dworek, który w swoim czasie zamieszkiwała rodzina Lednickich, stracił na pierwotnym wyglądzie wskutek licznych przeróbek i adaptacji". Bolszewicy wybudowali tam kilka brzydkich, drewnianych budynków, ale nie ich szpetota była problemem, lecz to, że "dacze" stały się domami wypoczynkowymi dla przyszłych katów katyńskich.

- Aleksander Lednicki w grobie by się przewracał, gdyby wiedział, że w jego posiadłości nocują funkcjonariusze NKWD, którzy za dnia mordują i zakopują w leśnych dołach polską inteligencję - mówi dziś jego powinowaty z Poznania.

Świadkowie z PCK
Historia dopisała jeszcze jeden paradoks do losów tego polskiego majątku. Po tym, jak Niemcy w czerwcu 1941 r. uderzyli na ZSRR i zajęli Smoleńszczyznę, na terenie dworu Lednickich został urządzony szpital Organizacji Todt, czyli utworzonej w 1938 r. w Niemczech formacji zajmującej się budową obiektów wojskowych. A w 1943 r. niemieckie władze ulokowały tam członków technicznej ekipy Polskiego Czerwonego Krzyża, która pracowała przy ekshumacji katyńskich mogił. Do kopania Niemcy zaangażowali polskich robotników, także z Wielkopolski.

Niewykluczone więc, że niejeden z poznaniaków przebywał w budynkach, gdzie przed rewolucją bolszewicką mieszkała rodzina Lednickich, a w 1940 roku odpoczywali i pili wódkę funkcjonariusze NKWD "zmęczeni" masowymi egzekucjami.

Te poplątane i tragiczne dzieje ocalił od zapomnienia Wacław Lednicki, syn Aleksandra, który w latach 1920-1921 mieszkał w Poznaniu i współtworzył tutejszy uniwersytet. Potem prowadził na Uniwersytecie Jagiellońskim jedyną w Polsce katedrę literatury rosyjskiej, równolegle w Brukseli był profesorem slawistyki, a od 1940 r. profesorem literatury w Stanach Zjednoczonych - początkowo na Uniwersytecie Harvarda, później na Uniwersytecie w Berkeley.

Trzy lata po przejściu na emeryturę, a cztery lata przed śmiercią, w 1963 r., wydał w Londynie pamiętniki, na kartach których opisał dzieje swej rodziny, w tym jej obecność w majątku Katyń-Borek. Od niego wiemy, że Aleksander Lednicki tę posiadłość, liczącą ponad tysiąc hektarów, w 1897 r. nabył od Marii Fiedorownej, wdowie po kandydacie praw Jewstafiju Aleksandrowiczu Ustromskim.

Wyszukał ją natomiast wuj Józef Poczobutt z polskiej rodziny osiadłej na Wschodzie. To z niej wywodzi się Andrzej Poczobut, obecny działacz Związku Polaków na Białorusi, prześladowany przez reżim Aleksandra Łukaszenki.

Kiedyś łowy, dziś cmentarz
Profesor literatury pięknie opisał rodzinne dzieje, ale bodaj największe wrażenie robi relacja z polowania, które jesienią 1911 r. - jako dwudziestolatek - odbył wraz z grupą krewnych i przyjaciół w lesie katyńskim - dokładnie tam, gdzie dziś znajduje się Polski Cmentarz Wojenny. "Omówiliśmy plan polowania z gajowymi i zapadło postanowienie, że zaczniemy w lesie rokiciańskim i w zagajnikach na Kozich Pagórkach, które od lasu odcinała szosa" - wspominał Wacław Lednicki.

I właśnie tam zdołał ustrzelić zająca, który nagle wyskoczył zza młodych świerków. Profesor dla opisania tego miejsca użył nazwy Kozie Pagórki, natomiast Rosjanie mówili na nie Kozi Gory. Spotyka się także określenie Kosogory, które jest prawdopodobnie rosyjską nazwą zniekształconą fonetycznie przez Niemców. Jedno pozostaje pewne - ten teren po nastaniu władzy bolszewickiej przejęło NKWD i tam od lat 30. ubiegłego wieku dokonywano masowych mordów na ofiarach czystek politycznych Stalina, a w kwietniu i maju 1940 r. metodycznie wymordowano prawie pięć tysięcy polskich oficerów internowanych w obozie w Kozielsku.

Córka Wacława Lednickiego, Maria Jaworowska, kuzynka Andrzeja Heydla z Poznania, która mieszka dziś w Krakowie, o pozostawionym na Wschodzie rodzinnym majątku dowiedziała się od ojca dopiero w latach 60. Było jasne, że jest to miejsce szczególne, naznaczone krwią tysięcy wymordowanych polskich oficerów, ale w tamtym czasie o Katyniu nie można było publicznie nawet wspominać, a co dopiero szukać tam rodzinnych śladów. Kiedy jednak upadł komunizm, Andrzej Heydel zaczął zbierać dokumentację.

Dziś z przejęciem pokazuje mapę, na której widać, jak blisko przyszłego miejsca kaźni mieszkała rodzina Lednickich. To zaledwie dwa kilometry... Budynek dawnego dworu, w którym mieściła się administracja ośrodka wypoczynkowego sowieckich służb specjalnych, już w 2002 roku był przeznaczony do rozbiórki. Z powyginanych ścian łuszczyła się zielona farba, dach przeciekał. Kontrastowało to ze starymi zdjęciami, które ma w zbiorach poznański inżynier. W czasach, gdy właścicielem Katynia był Aleksander Lednicki, zadbany dworek okalały równo przycięte drzewa i krzewy, a otaczał go rozległy park ze stawem.

Temat dla Wajdy
Andrzej Heydel uznał, że historia tego miejsca nie może pozostać jedynie własnością jego rodziny. Opisał ją w 2007 roku w liście do Andrzeja Wajdy, kiedy ten pracował nad filmem "Katyń". Reżyser był sprawą poruszony. "Rzeczywistość jest, jak się okazuje, niedościgniona w swej pomysłowości, a losy polskiego dworku w Katyniu tego najlepszym przykładem" - odpisał mistrz filmu poznaniakowi, ubolewając, że polskiego kina "nie stać na takie opowieści".

Ciekawe czy Andrzej Wajda wiedział, że do tej historii życie dopisało jeszcze jedną, niezwykle "filmową" puentę. Kiedy bowiem Andrzej Heydel i jego kuzynka Maria Lednicka-Jaworowska w 2002 roku wybrali się na ostatni spacer po dawnej, rodzinnej posiadłości, koło przystanku kolejowego Katyń spotkali myśliwego. Niósł ustrzelonego gołębia, który był zaobrączkowany. Obejrzeli oznaczenia i... oniemieli. Czy to przypadek, że ptak przyleciał z Polski?

Katyń dzisiaj
Obecnie Katyń to spora wieś w obwodzie smoleńskim, którą zamieszkuje około 1700 osób na obszarze obejmującym 27,9 kilometrów kwadratowych. Od stolicy obwodu dzieli ją 18 kilometrów. Rozciąga się nad Dnieprem, którym dawniej spławiano pnie drzew oraz przetaczano statki do dorzecza Dźwiny. Nazwa wioski - wbrew obiegowej opinii - nie pochodzi od słowa "kat", lecz prawdopodobnie od rosyjskiego czasownika "katat", czyli po polsku "toczyć". Polski Cmentarz Wojenny znajduje się w pobliskim lesie katyńskim, do którego bliżej niż z przystanku Katyń jest ze stacji kolejowej Gniezdowo, z której w 1940 roku wożono na egzekucje polskich oficerów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski