Grecy nie przyjechali do Gdańska w najlepszych nastrojach. W eliminacjach Euro 2016 dwukrotnie przegrali z Wyspami Owczymi, po raz drugi kilka dni temu i zajmując ostatnie miejsce w grupie nie mają już szans na awans do finałów mistrzostw Europy.
- Przeżywamy obecnie trudne chwile. Po mistrzostwie Europy w 2004 roku i udanych występach na mistrzostwach świata i kolejnych mistrzostwach Europy następowało obniżanie lotów, aż do teraz, kiedy zespół upadł już bardzo nisko - mówił przed meczem na PGE Arenie Sergio Markarian, urugwajski selekcjoner reprezentacji Grecji. - Ostatnie wyniki są fatalne, ale chcemy trochę odświeżyć drużynę i odbić się od dna.
Właśnie porażka z Wyspami Owczymi podziałała na wyobraźnię i nie brakowało kibiców, którzy liczyli tylko ile goli strzelą biało-czerwoni swoim rywalom.
Tymczasem Polacy w pierwszej połowie grali słabo, mało dynamicznie. Zresztą można pokusić się o porównanie do dopingu dla biało-czerwonych na PGE Arenie, bo atmosfera była równie senna, co gra. Brak zorganizowanego dopingu, rwane okrzyki z różnych części trybun, trąbki i piszczałki nie mogły ponieść do boju biało-czerwonych.
Grecy w tej części gry nic nie pokazali i widać, że ich słaba postawa w eliminacjach nie jest dziełem przypadku. Strzał Kostasa Katsouranisa, po którym interweniować musiał Artur Boruc to zdecydowanie za mało. Polacy mieli dwie szanse, po których mogli, a wręcz powinni objąć prowadzenie. Najpierw Jakub Błaszczykowski przegrał pojedynek z bramkarzem rywali, a tuż przed przerwą, po strzale głową Arkadiusza Milika, piłka odbiła się od poprzeczki, linii bramkowej i wróciła do gry. Polski napastnik mocno protestował, że futbolówka przekroczyła linię, ale powtórki pokazały, że nie miał racji.
Największym pechowcem pierwszej połowy był szwajcarski sędzia Alain Bieri. Już w 22 minucie poprosił polskich masażystów o pomoc w związku z urazem uda. Po pół godzinie meczu pokazał, że nie jest w stanie biegać i w roli arbitra głównego zastąpił go pełniący rolę sędziego technicznego, Marcin Borski.
(wideo: TVN/x-news)
Początek drugiej połowy był bardzo słaby w wykonaniu kadrowiczów Nawałki, którzy mieli problem z przeprowadzeniem jakiegoś sensownego ataku. Ta gra się nieco ożywiła po wejściu na boisko Sebastiana Mili, przywitanego przez kibiców gromkimi brawami. Pokazał to, z czego słynie, czyli dobry przegląd pola i dobre podania do kolegów z drużyny i waleczność. To znacznie więcej niż Piotr Zieliński, którego zastąpił. Chęci i ambicji nie można też odmówić Kamilowi Grosickiemu i tylko szkoda, że był aż tak niedokładny, bo w kilku sytuacjach aż prosiło się o lepsze zagranie.
Im bliżej było końca meczu tym ataki biało-czerwonych były bardziej chaotyczne i trudno było w nich dopatrzeć się pomysłu. To już była forma typowo wakacyjna. Gdańscy kibice mogli tylkoc ieszyć się z reprezentacyjnych występów Mili i Ariela Borysiuka, bo Rafał Janicki na debiut w drużynie narodowej jeszcze będzie musiał poczekać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?