W 1904 roku ukazał się ósmy tom "Chimer", który po raz pierwszy obszernie prezentował narodowi jednego z najoryginalniejszych, a zarazem niemal zupełnie nieznanych pisarzy - Cypriana Kamila Norwida. Za życia popularnością się nie cieszył. Był zbyt krytyczny, zbyt ironiczny, zbyt mało się nadawał do współczesnego sobie masowego odbioru. W spektaklu odnajdujemy go w adekwatnej scenerii - na lodowej pustyni bieguna północnego, która zarazem jest podparyskim Zakładem św. Kazimierza, w którym samotnie umarł.
Historia jest nakreślona luźno. Elementy biografii Norwida mieszają się z bogatymi efektami wizualnymi (brawa za scenografię dla Marty Góźdź, która stworzyła wnętrze lodowca i przebrała publiczność za pingwiny) oraz ponadczasową publicystyką obecną w jego utworach i korespondencji. Twórcy spektaklu pokazują wrażliwą, pokaleczoną przez okoliczności jednostkę oraz jej epokę, przebrzmiałą od narodowych klisz, od konieczności bycia Wallenrodem. I Norwid, przebrany, koniec końców, sam za niezgrabnie tupiącego po scenie pingwina, niechybnie w nie popada.
Rozprawa Norwida z takim romantyzmem, żyjącym do dziś we współczesnej kulturze, trafia w sedno. Twórcy spektaklu wybrali te cytaty, które bezlitośnie obnażają jej samozachwyt i fasadowość. Między innymi o tym, że Polacy są wprawdzie największym narodem, ale człowiek w Polaku to karzeł. "Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród", ze sceny pada także słynna kpina o pejzażowości i sielankowości "Pana Tadeusza": "jedzą, piją, grzyby zbierają i czekają aż Francuzi przyjdą im zrobić Ojczyznę". Oczywiście tych kwiatków jest więcej, m.in. o braku znaczących kobiecych figur w wieszczowskiej stylistyce, bo wszystkie utknęły one gdzieś między rosyjską metresą a pensjonarką.
Norwid odświeżony, wpisany w sekwencję bardzo efektownych metaforycznych, żywych obrazów nie jest wolny od dłużyzn. Można mu to jednak wybaczyć, bo romantyczne monologi z definicji wymagają sporej cierpliwości. Dawny szlachecki odbiorca (który wedle diagnozy poety czytał, aby szybciej zasnąć) ustąpił stadu pingwinów. I to do nich, czyli do nas, twórca "Promethidiona" przemawia, żegnając się na koniec czytaną zza sceny, bardzo optymistyczną "Moją piosnką (I)": "Źle, źle, zawsze i wszędzie..."
"Bieguny" reż. Paweł Passini. Premiera odbyła się 28 sierpnia w Centrum Kultury. Spektakl powstał w koprodukcji Centrum Kultury w Lublinie z Teatrem Maska w Rzeszowie.
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?