Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemoc w rodzinie: Zostawiła męża - jest spokojnie, ale trudno (REPORTAŻ)

Agnieszka Kasperska
Życie bez męża – trudne finansowo, ale bezpieczne
Życie bez męża – trudne finansowo, ale bezpieczne Dariusz Gdesz/Polskapresse
Basia wyprowadziła się z dziećmi w ciągu godziny. Zostawiła za sobą 12 lat piekła nazywanego małżeństwem. Dziś nie żałuje. Przyznaje jednak, że gdyby wiedziała, że będzie aż tak trudno, przemyślałaby swoją decyzję wielokrotnie – pisze Agnieszka Kasperska.

Wiedziała, że musi wyjść z domu, bo tym razem mąż ją zabije. Od kilku już lat, przy każdej awanturze krzyczał, że ją „wreszcie zap...”.Wierzyła, że tak się to skończy, bo każde kopnięcie i każde uderzenie pięścią wydawało się jej tym ostatnim. Gdy gwałcił ją dusząc jednocześnie za szyję, była pewna, że nigdy więcej nie uda jej się złapać powietrza. Wytrzymywała tylko ze względu na dzieci. Kiedy zaczął grozić także im, postanowiła spakować walizki.

Sielanka
Basia pochodzi z Tomaszowa Lubelskiego. Do Lublina przyjechała do szkoły. Chciała być pielęgniarką. Od dziecka bawiła się bandażując lalki i misie. Z upodobaniem naklejała też wszystkim kolegom z ulicy plastry na najmniejsze nawet otarcia.

– Kiedy dostałam się doszkoły, skakałam ze szczęścia. Niemal popłakałam się też z radości, gdy udało mi się wynająć pokoik w uroczym mieszkaniu na Kalinowszczyźnie – opowiada kobieta. – Pokój obok wynajmował student z politechniki. Szybko się w nim zakochałam.

Najpierw była ciąża, a potem ślub i wesele. Duże, trzydniowe, na prawie 300 gości. Potem małżonkowie wprowadzili się dodwupokojowego mieszkania naosiedlu Tatary w Lublinie.

– To było mieszkanie męża. Po naszym ślubie przepisała je na męża jego babcia. Właściwie miał to być nasz prezent ślubny, ale od początku było jasne, że jedynym właścicielem będzie Jarek – opowiada kobieta. – Nie miałam nic przeciwko temu.Wydawało mi się to normalną praktyką.

Pierwsze pół roku było sielanką. Jarek przynosił kwiaty. Zabierał żonę na długie spacery. Chodził razem z nią do lekarza. Kilka razy w nocy biegał nawet do sklepu, bo miała ochotę nazimny kefir.

Początek horroru
Wszystko zmieniło się, gdy Jarek nie podołał sesji egzaminacyjnej na uczelni. Zawalił wszystkie egzaminy.

– Przyszedł do domu pijany. To był pierwszy i jedyny raz, kiedy widziałam go nietrzeźwego. Krzyczał, że to nasza wina. Wina dziecka, które ciągle płacze, a on nie może się uczyć. I moja wina, bo nie potrafię go uciszyć – opowiada Basia.

Kobiety nie przestraszyły krzyki. Było jej nawet żal męża. W końcu włożył w studia tyle pracy. Gdy się uspokoił, namówiła go, żeby położył się spać. Głaskała po głowie i mówiła, że wszystko da się naprawić. Obiecywała mu pomoc w „poprawkach”.

– To było jak w filmie – mówi. – Zasypiał jako mój kochany mąż, a obudził się jako tyran. Wstał, gdy przygotowywałam małemu mleko w kuchni. Usłyszałam, że się obudził i poszłam do pokoju spytać, jak się czuje. Wysyczał „spier...” i uderzył mnie pięścią w łuk brwiowy. Poleciałam pod ścianę.

Huśtawka nastrojów
Od tego czasu rozpoczęły się trwające prawie 11 lat awantury. Z roku na rok coraz gwałtowniejsze. Było bicie i rozpaczliwe próby maskowania siniaków.

– Kupowałam coraz większe ilości korektorów i coraz mocniejsze fluidy. Siniaki smarowałam maścią arnikową, której zapasy miałam w domu. Kiedy na studiach, a potem w pracy ktoś pytał, co mi się stało, wymyślałam coraz to nowe scenariusze. A to wpadłam niechcący na szafę, bo się zagapiłam.A to dziecko mnie uderzyło – wylicza. – Nikomu nie chciałam opowiedzieć prawdy. Wstydziłam się.

Była też niechęć do przyznania się do porażki i wyboru niewłaściwego partnera. I nadzieja, że on się wreszcie zmieni. Bo po „małych” awanturach były ciche dni.Spokojne i oczekiwane. Po „dużych” awanturach były zaś przeprosiny na kolanach, ogromne bukiety kwiatów, drogie prezenty i zapewnienia, że to się już nigdy nie powtórzy.

– A ja chciałam w to wierzyć i jak głupia wybaczałam. Dziś żałuję, że nie wyprowadziłam się wtedy – mówi Basia. –Nie zrobiłam tego jednak ze względu na dzieci. W czasie naszego małżeństwa urodziłam trzy piękne i mądre córeczki.

Ucieczka
Ostatnie dwa lata były piekłem. Wyzwiska w najbardziej brutalnych słowach. Poniżanie. Bicie. Gwałty.

– Wszystko znosiłam i chyba czekałabym, aż mnie zatłucze, gdyby nie podniósł ręki na naszą najstarszą córkę – opowiada Basia. – Uderzył ją, gdy rzuciła się, by mnie ratować. Zawsze podczas awantur był bardzo naładowany, wybuchowy, a wtedy momentalnie się uspokoił i spokojnym głosem powiedział „Teraz was wszystkich zarżnę. Zrobimy ostateczne rozwiązanie kwestii żonowskiej”. Odwrócił się i wyszedł do kuchni. W ciągu sekundy wzięłam dzieci i wybiegłam z domu.

Pobiegła na komisariat. Złożyła zawiadomienieo popełnieniu przestępstwa, a gdy mundurowi po kilku godzinach zabrali Jarka na komisariat, spakowała walizki. – Zadzwoniłam do koleżanki, która od lat podejrzewała, co dzieje się w moim domu. Razem z mężem przyjechali zabrać nas do siebie – mówi kobieta.

Żyjemy, ale jest ciężko
– Nie spodziewałam się, że życie po wyzwoleniu się od kata będzie takie ciężkie – mówi paniBasia. – Mąż zatrzymał mieszkanie dla siebie. Nie mamy doniego żadnych praw. Żyjemy w wynajmowanej kawalerce licząc się z każdym groszem.

Basia pracuje w szpitalu na półetacie. W pełnym wymiarze nie może, bo musi zajmować się dziećmi. Dostaje też 1200 zł zabezpieczenia alimentacyjnego. Sprawa o rozwód i alimenty toczy się już przed Sądem Rejonowym w Lublinie.

– I ja, i dziewczynki korzystamy z opieki psychologicznej w ramach Centrum Interwencji Kryzysowej – mówi pani Barbara. I dodaje: – To bardzo ważne. Bez tego wsparcia nie poradziłybyśmy sobie z sytuacją. Dopiero dzisiaj dostrzegam, w jakim piekle żyłyśmy. Pod koniec lipca oglądałyśmy z córkami w domu kreskówkę i w pewnej chwili zaczęłyśmy się śmiać na całe gardło. Oleńka powiedziała wtedy: „Mamo, jak fajnie. Możemy się głośno śmiać i tatuś nie krzyczy, że mamy k... zamknąć ryja”.

Basia przyznaje jednak, że gdyby wiedziała, że ze wszystkim będzie musiała radzić sobie sama, że nie otrzyma wsparcia lokalowego, czy pomocy wopiece nad dziećmi, chyba nie zdecydowałaby się odejść.

Nie wstydź się szukać pomocy
Po podjęciu decyzji o wyprowadzce, warto skontaktować się z Centrum Interwencji Kryzysowych (81 534 60 60) lub Telefonem Zaufania dla osób dotkniętych przemocą domową (0 801 12 00 02). Dostaniemy tam adresy mieszkań interwencyjnych lub Domów Samotnych Matek. Będziemy mogli skorzystać też z bezpłatnych porad prawnych.

Warto też poszukać stowarzyszeń zajmujących się pomocą, a realizujących projekty unijne. Niektóre z nich osobom, które decydują się porzucić znęcającego się nad nimi współmałżonka, oferują pomoc finansową, pokrycie kosztów czasowego zakwaterowania, pomoc żywnościową, czy nawet pokrycie kosztów związanych z dokształcaniem.

Mieszkanie można wywalczyć
Osoba stosująca przemoc domową może stracić swoje własnościowe mieszkanie na rzecz byłego współmałżonka i ich wspólnych dzieci!

Jako pierwszy taką decyzję wydał w ubiegłym roku Sąd Okręgowy w Kielcach. Skazany prawomocnym wyrokiem sądu sprawca przemocy domowej został eksmitowany ze swojego własnościowego mieszkania. W lokalu została jego była żona oraz trójka ich wspólnych dzieci.

Kielecki wyrok otwiera drogę do dochodzenia swoich praw przed sądem przez inne maltretowane żony.

Żeby sprawa została rozpatrzona, w pozwie przeciwko mężom powinny się one powołać na artykuł 11 znowelizowanej w 2010 roku Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski