Teść pani Marzeny pracował przy odbudowywaniu "Lublinianki" po wojnie. Przy stadionie dostał mieszkanie. Z czasem teren przeszedł w ręce skarbu państwa. Za rządów Andrzeja Pruszkowskiego, byłego prezydenta Lublina, przekazano go Norweskiej Grupie Inwestycyjnej. Teraz ma trafić z powrotem w ręce Urzędu Miasta, bo NGI nie wywiązała się z umowy dzierżawy.
- Nikt od nas nigdy nie chciał żadnego czynszu. Teren przechodził z rąk do rąk, a my razem z nim - mówi pani Marzena.
Parterowy budynek jest w fatalnym stanie technicznym. Dach jest przegniły i grozi zawaleniem. - Od stycznia nie ma w budynku wody. Postanowiłem przenieść się z żoną i dwójką dzieci na stancję, bo nie dało się tu dłużej wytrzymać - mówi Robert Piasecki, syn pani Marzeny.
Problemów z tą lokalizacją jest jednak więcej. - Zdarzyło się, że nie chciano mi na ten adres zameldować dziecka, tłumacząc, że to niemożliwe, aby był identyczny jak stadionu - opowiada mężczyzna.
- O tym, że tam ktokolwiek mieszka, dowiedzieliśmy się niedawno. To rzeczywiście dziwna sytuacja - przyznaje Krzysztof Żórawski, dyr. Wydziału Gospodarowania Mieniem. Dodaje, że jeszcze miesiąc trwa okres wypowiedzenia, po którym teren stadionu trafi z powrotem do magistratu. Do tego czasu pani Marzena nie będzie mogła liczyć na podłączenie wody, bo miasto nie może wejść nie na swój teren. Ratusz jeszcze nie wie, co zrobić z zamieszkującą tam rodziną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?