18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Kasztanka, Szatan, Zbój i złote ruble dezertera Piccolo (ZDJĘCIA)

JASZ
Sagi Lubelszczyzny: Kasztanka, Szatan, Zbój i złote ruble dezertera Piccolo
Sagi Lubelszczyzny: Kasztanka, Szatan, Zbój i złote ruble dezertera Piccolo Archiwum własne
W rodzinie Morawskich konie były na pierwszym miejscu. Jan Morawski opowiada o koniu Piccolo, majątku w Stajnem i zatargu z Żydami, który zakończył się tragiczną śmiercią Mieczysława i Jana.

Konie w życiu Pana ojca, Jana Morawskiego, były pasją od zawsze.
Kiedy sprowadziliśmy się do Zygmuntowa pod Lublinem, mieliśmy dwa rasowe ogiery zarodowe z licencjami, Szatana i Zbója, i dwie klacze. Oczywiście były też krowy i inne zwierzęta, ale konie w tamtych czasach to był majątek, dzięki nim żyliśmy.
Widzę, że miał Pan trójkę rodzeństwa.

Na zdjęciu z rodzicami od lewej jest mój brat bliźniak Mirek, ja, później moja najstarsza siostra Ania i najmłodsza Krysia.

Brat bliźniak?
Miałem brata, ale niedługo po zrobieniu tego zdjęcia zginął w wypadku. Tata przyjechał tymi dwoma ogierami z pola i zostawił je z wozem na podwórku. Wszystkie dzieci weszły na wóz, a wtedy robotnicy, którzy pracowali przy zbiorze cebuli, zaczęli krzyczeć, bo zobaczyli, że jesteśmy na wozie. Konie się spłoszyły i poniosły. Brama nie była zamknięta i przez to wybiegły dalej, my wszyscy pospadaliśmy, a Mirek trzymał się szczebli. Wóz najechał na drzewo, przewrócił się i Mirek zginął na miejscu. To było w 1948 roku, kiedy mieliśmy po dwa lata.

Ogromna fotografia konia, oprawiona w ramy, a na dole mosiężna tabliczka z rosyjskimi napisami. To koń Pana ojca?
Nie, to swego czasu słynny w całej Europie koń Piccolo. Należał do Mieczysława, brata mojego dziadka Stefana. W latach dwudziestych ubiegłego wieku, podczas zawodów, nie wiem niestety jakich, Piccolo wygrał piętnaście tysięcy rubli w złocie. Historia tego konia była ciekawa, bo miał być sprzedany do wojska jako tak zwany "remont". Wojsko skupowało młode konie w celach militarnych. Mieczysław zobaczył, że Piccolo jest tak wybitny i koń został u niego.

Czyli Piccolo zdezerterował z wojska i pobiegł na zawody. Usystematyzujmy trochę historię.
Rodzina Morawskich pochodzi spod Ostrołęki. Tam mieszkał mój pradziadek Krzysztof. Dziadek Stefan też się tam urodził, ale już mój tata Jan urodził się w 1906 roku w miejscowości Starostwo koło Parczewa.

Ostrołęka, a Parczew. Jak trafili w te strony?
Nie doszliśmy jeszcze do tego i historia emigracji w te strony nadal pozostaje dla mnie tajemnicą. Wiem, że siostra mojego taty Anna wyszła za mąż w Mostach za Czesława Targońskiego. Zmarła bardzo młodo, bo w wieku 42 lat. Jest pochowana w krypcie w kościele w Mostach. Targońscy mieli tam majątek, który obejmował również Starostwo, w którym urodził się mój tata.

Czyli w te strony jako pierwszy przyjechał dziadek Stefan?
Wydawałoby się z mojego opowiadania, że tak, ale pierwszy był prawdopodobnie pradziadek Krzysztof z żoną Eleonorą z Jabłońskich. W 1876 roku Krzysztof kupił na licytacji wieś i folwark Stajne koło Rejowca. Dobra te wcześniej należały do Antoniego Dobka i jego żony Marianny z Zarzyckich. Po śmierci Marianny dobra Stajne zostały wystawione na licytację. Zaraz po tym Krzysztof odsprzedał niewielką część gruntów Spółce Kolej Żelazna. Wkrótce przeprowadzono tam linię kolejową i zbudowano stację, której nadano nazwę Rejowiec.

Morawscy wpisali się w historię Rejowca.
Jak widać, po części się wpisali. W 1890 roku zmarł Krzysztof, a majątek przejął Mieczysław z żoną Heleną z domu Szczurkowską. Resztę majątku dostali synowie Krzysztofa, Stefan i Leon. Prawdopodobnie, choć nie jesteśmy tego pewni, Stefan dostał trzy kamienice w Lublinie, a Leon kamienice w Krakowie. Jednak historię Mieczysława znamy najlepiej, bo opisana jest w książce o Rejowcu Fabrycznym. Wkrótce Mieczysław wybudował dwór, który jest datowany na 1895 rok. Dworek stoi tam do dzisiaj. Po Mieczysławie majątek przejął jego zięć Jan Kiwerski z żoną Ireną. Jan rozbudowywał folwark i, jak czytałem, wtedy doszło do zatargów między dworem a robotnikami pochodzenia żydowskiego z Rejowca. Prawdopodobnie to było przyczyną śmierci Mieczysława i Jana Kiwerskiego.

Zatarg z Żydami?Nie chcę tu wydawać jakichś wyroków, bo wiem tylko tyle, co przeczytałem w książce pt. "Rejowiec Fabryczny - historia i współczesność" Stanisława Lipińskiego. Po 17 września 1939 roku tereny te dostały się pod przejściową okupację wojsk sowieckich. Władze komunistyczne miały wtedy zwolenników w diasporze żydowskiej i z niej między innymi tworzyły się wtedy zalążki milicji, która wspomagała Sowietów we wcielaniu ideologii komunistycznej.
Dobry czas do rozliczeń. Właśnie. Szczególnie takich, które dotyczyły zaszłości w stosunku do właścicieli ziemskich. Pozwoli pan, że przytoczę: "...Prawdopodobnie to było przyczyną, iż w październiku 1939 roku do dworu w Stajnem wtargnęli dwaj uzbrojeni osobnicy narodowości żydowskiej. Najście to skończyło się zastrzeleniem Mieczysława Morawskiego w jego dworze. Nadzorujący w tym czasie prace polowe Jan Kiwerski został zwabiony do dworu i tam śmiertelnie raniony. Jego żona Irena podjęła próbę ratowania męża, wywożąc go do po-bliskiego gospodarza. Pomoc medyczna okazała się bezradna... zmarł w Lublinie, gdzie został pochowany w rodzinnym grobowcu Morawskich przy ulicy Lipowej".

Mieczysław też został tam pochowany?Nie. On spoczął w grobowcu rodzinnym na cmentarzu w Pawłowie. Pogrzeb odbywał się, jak to się mówi, po cichu. W pochówku nie uczestniczył nawet ówczesny proboszcz parafii Pawłów. Był terroryzowany przez Sowietów i w jego zastępstwie w pogrzebie uczestniczył kościelny. Do dziś brakuje na nagrobku tabliczki, mówiącej o tym, że spoczywa tam Mieczysław. Sam dwór został upaństwowiony dekretem PKWN w 1944 roku.

Wrócę do historii Pana taty i przytoczę Pana słowa: - Kiedy rozstawaliśmy się z Zygmuntowem tata podjął decyzję, że z końmi się nie rozstanie. Proszę opowiedzieć o pasji i życiu Jana Morawskiego. Wiem, że jako podchorąży służył w II Pułku Strzelców Konnych. Później, do 1939 roku, pracował w wojsku jako urzędnik. Jak opowiadał, zarabiał wtedy 120 złotych miesięcznie. Podobno to wtedy były duże pieniądze.

Jak widzę, zadawał szyku na Krakowskim Przedmieściu.To zdjęcie sprzed wojny na ulubionym koniu taty. Kasztanka była jego pierwszym koniem. Tata mieszkał wtedy przy ul. 3 Maja, a konia trzymał w stajence przy Narutowicza. Podczas okupacji przeniósł się z rodziną w okolice Zagłębocza, tam urodziła się moja starsza siostra Ania. Później rodzina przeniosła się do Zygmuntowa. A resztę historii już pan zna.

Ale nie znam dalszej historii po Zygmuntowie. Jak pan wspomniał, tata postanowił, że z końmi się nie rozstanie i były z nim do końca jego życia. Szczęśliwie miasto przekazało na potrzeby klubu jeździeckiego dziesięć hektarów ziemi na Węglinie. Tam w 1962, wspólnie z Andrzejem Kiełczewskim i panem Lecewiczem założyli Lubelski Klub Jeździecki. Ta ziemia pozwoliła na utrzymanie koni w klubie. Pamiętam, jeszcze się uczyłem i przychodziłem pracować w klubie. Za tę pracę mogliśmy pojeździć na koniach. Tam zacząłem jeździć na arabach. Ujeżdżałem je, bo byłem najlżejszy.
Nie miał Pan taryfy ulgowej? Tata przecież był prezesem tego klubu.
Tata żył pracą i ja też nigdy nie potrafiłem wysiedzieć w miejscu. Tata przez cały ten czas należał też do Polskiego Związku Hodowców Koni. Założył też Klub Jeździecki w Krasieninie. W końcu, ze względów zdrowotnych, zrezygnował z pracy w klubie, ale z końmi się nie rozstał. W 1968 roku wynajął stajenkę w Dzbeninie i tam hodował dwa konie. Oczywiście zaczęło się od dwóch, a skończyło na ośmiu. Miał znowu tyle pracy, że musiałem mu pomagać. Jak mówiłem, poświęcił swoje życie koniom. W 1971 roku, podczas pracy, dostał zawału i zmarł. Przez jakiś czas jeszcze hodowałem jego konie, ale w końcu musiałem je sprzedać.

Jak widzę, w Pana życiu też cały czas były konie.
Są nadal, choć żadnego nie hoduję. Utrzymanie konia kosztuje dziś zbyt wiele, ale odwiedzam znajomych pasjonatów, jeżdżę na aukcje do Janowa i w jakiś sposób tym żyję, choć nie jeździłem już prawie dwa lata.

To na koniec pierwszy upadek z konia.
Jak tylko zacząłem chodzić, to wsiadłem na konia. Kiedy zaczynałem jeździć, to robiłem to na oklep, bo tak jest bezpieczniej niż w siodle. W Zygmuntowie mieliśmy klacz karogniadą, właśnie z nią pamiętam ten pierwszy poważny upadek. Miałem jakieś dwanaście lat. Klacz wzięła łeb między nogi i uderzyła zadem. Wysadziła mnie jak z katapulty, tak że leciałem w powietrzu jakieś pięć metrów. Ale na drugi dzień, powolutku, powolutku ją ujeździłem.

Posiada Pan imponujący album doskonale zachowanych, starych zdjęć na tekturkach. Zakład fotograficzny Stepanoff z Lublina, atelier Sierocińskiej z Chełma, fotograf Edward Sadowski z powiatu włodawskiego, a osoby na tych zdjęciach Pan rozpoznaje? Tylko część. Większości nie znam, choć z roku na rok odnajduję jakieś dokumenty i osoby z rodziny Morawskich. Mieliśmy już nawet tu w Lublinie dwa zjazdy rodzinne. Myślę, że dzięki kolejnym zjazdom i poszukiwaniom ten album przestanie być dla mnie zagadką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski