Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Przez całe życie byłem zawodowym dyrektorem

Dorota Krupińska
Gdy jeżdżę po Lublinie, to odruchowo wskazuję palcem: tu się budowało, tam się budowało. To z wielkiej płyty, a to z gazobetonu. Pochylony nad deską kreślarską, wśród liczb i tabel spędziłem kilkadziesiąt lat

Ktoś, kto po raz pierwszy zadzwoni do 82-letniego inżyniera Ryszarda Jawora i usłyszy jego głos, uzna, że pomylił numer, bo odebrała młoda osoba. Zmieniła się mu sylwetka, posiwiały włosy, ale głos się nie zestarzał. Opiera się upływowi czasu. Metryka jednak nie kłamie. Ryszard Jawor urodził się 5 marca 1934 roku w Szczebrzeszynie. Do wybuchu wojny kilka razy przeprowadzi się, po wojnie również, by na stałe zamieszkać w Lublinie. Jako inżynier zbuduje szpitale i osiedla.

Żyliśmy szlachecko
Jest pierwszym dzieckiem Stefanii Paul i Stefana Jawora. Rodzice pobrali się w Boże Narodzenie 1932 r. Nie pamięta, jak się poznali, czy to była miłość od pierwszego wejrzenia. Stefania urodzi jeszcze sześcioro dzieci, troje przed wojną, ostatnie w 1954 - Marka. Ale to Ryszard będzie tym najsilniejszym i najzdrowszym.

Matkę zapamięta jako piękną blondynkę, o szczupłej i zgrabnej sylwetce. Dzielność i elokwencja - wymieni jej cechy charakteru. Musiała być też wrażliwa, bo gdy czymś się zdenerwowała albo wystraszyła mdlała. Przed wojną, jako jedyna w rodzinie, skończyła szkołę średnią w Zamościu. Stefan Jawor, umysł ścisły, w Wilnie zdał maturę w szkole mierniczej i został geodetą. Tam, gdzie dostawał zlecenie, tam zabierał ze sobą rodzinę. Przez rok Ryszard mieszka w Szczebrzeszynie, dwa lata w Zamościu. Najbardziej pamięta willę w Ostrołęce, przestronne pokoje i werandę, z której roztaczał się widok na ogród. W kuchni za prowizoryczną kotarą stała miska, w której służąca myła jego i rodzeństwo. Do pomocy były opiekunka, gosposia i kucharka, Wspomni, że żyli szlachecko. Niczego im nie brakowało. Po kilkudziesięciu latach w czasie porządków odkryje, że ojciec przed wojną założył jego rodzeństwu i mamie książeczki oszczędnościowe. Zgromadzili na nich w sumie 4 tysiące złotych. Sporo. W 1939 roku kilogram chleba kosztował 30 gr, wołowiny 1,50 zł. Pensja robotnika 100 zł, a pracownika administracji około 300 zł. Dom w Ostrołęce zawsze tętnił życiem, grali w warcaby, w piłkę, ślizgali się po wypolerowanych podłogach. Zaglądał do gabinetu ojca. Skórzane fotele, drewniane biurko. - Rodzice wynajmowali ten dom. Pamiętam, że był bardzo ładnie urządzony, meble były drogie. Bardzo dobrze im się powodziło. Myślę, że ojciec świetnie zarabiał - wspomina po latach. Kilka lat temu jedzie do Ostrołęki, by odnaleźć willę. Miasto się zmieniło. Nie potrafi odnaleźć domu. Jego wygląd i układ pokoi pozostanie jedynie we wspomnieniach.

Ojciec przepadł
Gdy wybucha wojna, Rysio ma 5 lat. Stefan Jawor decyduje, że rodzina przeniesie się pod Zamość, skąd pochodzi jego żona. Jaworowie zmieniają jednak plany. Wyjazd na Wschód wydaje im się rozsądniejszą decyzją. Z tamtego okresu Ryszard zapamiętał wielki drabiniasty wóz i ich dobytek, który pośpiesznie na niego ładowali. Pierzyny ułożone piętrowo. Pod nimi najważniejsze rzeczy. Po drodze kilkakrotnie ich zbombardowano. Natknęli się na leśne oddziały. Wrócili z powrotem pod Zamość. Nieudana wyprawa na Wschód dobiegła końca. - Zostaliśmy jednak u wujka w miejscowości Huszczka pod Zamościem. Ojciec natomiast pojechał na chwilę do Ostrołęki do domu po pozostałe rzeczy, gdy nagle pojawili się Rosjanie. Zakuli go i wywieźli w głąb Rosji. Ojciec przepadł.

Ale Stefanowi sprzyja szczęście. Niemcy bombardują transport, którym przemieszcza się wraz z innymi więźniami w głąb Rosji. Ucieka. Ta tułaczka będzie trwała pół roku. W dzień ukrywa się w lasach, w nocy maszeruje. Czasami ktoś go nakarmi, zazwyczaj żywi się sam, tym, co znajdzie na polu. Wskakuje do pociągu jadącego do Polski. Dociera pod Zamość do rodziny. Wychudzony, z pokaleczonymi stopami owiniętymi szmatami.

Wiklinowe koszyki
Przenoszą się do Zamościa. Wynajmują mieszkanie na Zamenhofa. Ryszard rozpoczyna naukę w szkole podstawowej. W pokojach żydowskiego mieszkania uczy się polskiego, przyrody. Zakazana jest historia. Ojciec handluje koszykami z wikliny. Sprzedaje je na placu przed zamojskimi jatkami. Później zakłada sklep. Na półkach ustawione doniczki, zabawki, koszyki, obuwie. Dzięki temu przeżyli okupację. Czas wojenny płynie im w miarę spokojnie. Zapamięta rewizję w domu i to, że mogli zginąć z powodu ukrytego na dnie kufra płata słoniny. Zastanawia się, czy Niemcy go nie zauważyli, czy może udali, że nie widzą. Przychodzi 1944 rok. Zbliża się front. Ojciec swoim zwyczajem postanawia przenieść się w bezpieczniejsze miejsce. Rodzina zatrzymuje się w Bondyrzu na Roztoczu wśród pofalowanych pól porośniętych lasami. - To był błąd. Tam były jedne z najbardziej zaciętych walk. Rosjanie szli na Zwierzyniec. Wszędzie Niemcy ukryci na wzgórzach. Uciekliśmy do Zamościa.

Do prezydenta Bieruta
Do 1949 roku ojciec prowadzi w Zamościu sklep. Ale władza ludowa traktuje go jak wroga klasowego i kapitalistę. Stefan Jawor sklep zamyka. Ryszard pamięta, że po wojnie UB nie dawało im spokoju - ojca zamykali przez trzy lata, regularnie. Zawsze na 1 maja, 22 lipca i w święto rewolucji październikowej. Siedział tydzień, dwa. Potem go wypuszczali. Pisze więc list do Bieruta. List przejmuje komendant UB. Ojciec interweniuje jeszcze w Warszawie. Władza ludowa daje mu spokój. Wraca do pracy jako geodeta.

Złoty podział odcinka
Ryszard kończy szkołę podstawową i zdaje do liceum. Nauka w szkole średniej nie idzie mu. Wagaruje. Kopanie piłki jest ciekawsze niż czytanie lektur. Matka radzi mu, by zmienił szkołę. Ryszard zdaje do technikum budowlanego w Lublinie. Przedmioty ścisłe to jego konik. Uczy się dobrze. W 1952 roku zdaje maturę i próbuje dostać się na Politechnikę Wrocławską. Z uczelni przychodzi odpowiedź, że obywatel Ryszard Jawor nie zdawał egzaminów wstępnych. Uczelnia gubi papiery. Zamiast indeksu dostaje nakaz pracy w Lubelskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego. Zostaje oddelegowany do budowy cementowni w Rejowcu. Głównym geodetą jest jego ojciec Stefan Jawor. Pracuje sumiennie, szybko awansuje na kierownika budowy m.in. hali pieców.- Budowa socjalistyczna to specyficzna praca. Różny element zgłaszał się do niej. Było pijaństwo i rozboje. Praca na akord. Setki ludzi na budowach. Książki można o tym pisać.

Po dwóch latach zostawia piece i cementownię. Po nocnej zmianie jedzie z bratem zdawać na Politechnikę Warszawską. Umawiają się tak: za brata zdaje matematykę, brat za niego fizykę. Bratu się udaje, Ryszard testy oblewa. Gubi go złoty podział odcinka. Za rok spróbuje jeszcze raz. Zostanie przyjęty na Wydział Budownictwa Wodnego. 800 zł stypendium naukowego pozwoli mu godnie żyć. Studia skończy w wyróżnieniem. I poznaje na nich swoją przyszłą żonę Henrykę. Urodzi mu trzy córki, Małgorzatę, Iwonę i Annę.

Zawód dyrektor

Po studiach bez problemu dostaje pracę w warszawskim biurze projektów. Czeka tylko na mieszkanie. Żona została w Zamościu. Jedzie do niej na urlop i nie wraca już do stolicy. Zostaje kierownikiem grupy robót Zamojskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Terenowego - 3100 zł pensji i mieszkanie. W 1964 awansuje na zastępcę dyrektora. Dyrektorem będzie również na emeryturze. Kilka lat później przeprowadzą się do Lublina. W 1968 jest szefem ds. technicznych w Lubelskim Przedsiębiorstwie Budowlanym. Dostaje dyrektorskie 4-pokojowe mieszkanie na osiedlu Piastowskim. Wspomni, że stan wykończenia nie był lepszy. Tarasu ani kominka też nie było. 1 grudnia 1975 r. przenosi się do Lubelskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Ogólnego. Jeszcze kilka razy zmieni firmę. Dyrektoruje aż do lutego 2013. - Bo ja z zawodu jestem dyrektorem. Zbudował osiedle Zarzecze w Kraśniku Fabrycznym, w Lublinie Nałkowskich, Rutę na Czubach, Wydział Budowlany Politechniki, szpitale: neurochirurgię PSK 4, szpital dziecięcy, MSWiA przy Grenadierów. Inżynier Jawor był figurą. Latem wycieczki, wakacje na Mazurach, pływanie w Jeziorze Białym. Duży fiat i kolorowy telewizor. Kontrakty w ZSRR.

Na emeryturze nie ma czasu
Biegi z kijkami, uprawianie działki. Czasami coś policzy, opracuje projekt. - Nie mam czasu na emeryturze.

Recytuje parametry obciążeniowe stropów, średnice belek. - Jak jeżdżę po Lublinie, to tylko palcem wskazuję: tu się budowało, tam się budowało.To z wielkiej płyty, a to z gazobetonu. Kilkadziesiąt lat nad deską kreślarską wśród liczb. Zamiłowanie do cyfr, talent do liczenia w rodzinie inżyniera jest dziedziczne. Wnuk Michał jest studentem informatyki i matematyki uniwersytetu w Oxfordzie, a wnuczka Dagmara studiuje architekturę. Na ścianach mieszkania dumnie wiszą jej prace.

Lublin na zdjęciach satelitarnych kilka lat temu i obecnie cz. 3
Plac Litewski na archiwalnych zdjęciach. Zobacz jak się zmieniał
Samotna matka spod Poniatowej prosi o pomoc. "Będę wdzięczna za każdy kąt do życia"
Wybił szybę w nocny autobusie w Lublinie. Policja udostępniła jego zdjęcia
Kobiety poszukiwane przez lubelską policję. Kto je rozpoznaje? (ZDJĘCIA), cz. V
Nowa kładka połączy Świt z Łęgami (ZDJĘCIA)


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski