Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pjongczang 2018. Snowboardzista Oskar Kwiatkowski: Na widok gwiazd stresu już nie ma

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Oskar Kwiatkowski
Oskar Kwiatkowski Pawel Relikowski / Polska Press
Snowboard. Dwa lata temu miał złamanych siedem żeber, pęknięte biodro, dwie kości kręgosłupa i odmę płucną. W sobotę Oskar Kwiatkowski wystartuje w olimpijskim slalomie gigancie równoległym.

Wypadku, ani nawet tego dnia nie pamięta. Dopiero gdy dobę później obudził się w szpitalu, lekarze powiedzieli mu, co się stało.

Prowadził auto, w Szaflarach wpadł w poślizg i zderzył czołowo z autobusem. Samochód obróciło, od strony pasażera został całkowicie zgnieciony. Na szczęście nikt tam nie siedział.

- Poniekąd fakt, że on przeżył ten wypadek to zasługa tego, że jest bardzo silny. Jest napompowany, dużo czasu spędza na siłowni. Uratował go ten jego megakorpus mięśniowy – twierdzi Piotr Skowroński, trener snowboardowej kadry.

Lista obrażeń była długa, ale – znów szczęście w nieszczęściu – obyło się bez operacji, ba, nawet bez gipsu.

- Nie rozpamiętuję tej historii. Nawet przez chwilę nie pomyślałem wtedy, że to może zakończyć moją karierę. Chciałem tylko jak najszybciej stanąć na nogi – opowiada 21-letni zawodnik.

Lekarzy zadziwił jeszcze raz. Przez pierwsze dwa dni w ogóle się nie ruszał, nie mógł nawet samodzielnie usiąść, trzeciego zaczął chodzić z balkonikiem, a po dwóch kolejnych już normalnie spacerował. Szóstego dnia wyszedł ze szpitala. Na własną prośbę („Skoro niepotrzebne były żadne zabiegi, to poprosiłem lekarzy, żebym mógł leczyć się w domu”).

- A po dwóch tygodniach chciał wrócić na stok – śmieje się Skowroński.

- Skutków wypadku nie odczuwam żadnych. Choć można powiedzieć, że teraz samochodem jeżdżę wolniej – śmieje się zawodnik AZS Zakopane.

Tylko na desce jest coraz szybszy.

Gdy śmiga między bramkami na olimpijskiej trasie w Phoenix Park jest w swoim żywiole. - Snowboard to całe moje życie – mówi. - A igrzyska? Fajna sprawa, ale dbam o to, żeby się nimi nie zachłysnąć. Trzeba podejść do startu na chłodno i dać z siebie wszystko.

Deskę pierwszy raz przypiął do nóg, gdy miał pięć lat. Rodzice zabrali go na stok, on jeździł na sankach i oglądał ślizgających się ludzi.

- Bardzo spodobał mi się snowboard, na narty nawet nie chciałem spojrzeć. Poprosiłem tatę, żeby wypożyczył mi deskę. Zgodził się. Zacząłem jeździć metodą prób i błędów. W sumie jestem samoukiem, nigdy nie uczył mnie żaden instruktor – opowiada.

Jeździł, jeździł i jeździł. Dla zabawy. W końcu ktoś zaproponował mu, żeby spróbował dostać się do szkoły sportowej w Zakopanem. Zgłosił się, ale… oblał testy sprawnościowe.

- Wtedy nie byłem jeszcze tak sprawny. Najgorzej poszło mi podciąganie na drążku, bieganie też strasznie kulawo – uśmiecha się. W końcu jednak się dostał i zaczął poważniej myśleć o sportowej karierze. Teraz jest studentem krakowskiej AWF.

Talent? - Zdecydowanie – nie ma wątpliwości trener Skowroński. - Ale to jest jeszcze młody zawodnik. On patrzy na swoich rywali jak na niedawnych idoli. Tu stoi mistrz olimpijski, tu stoi mistrz świata. Dwa lata temu jego największym marzeniem było jeździć jak Vic Wilde, a teraz musi się z nim ścigać.

Oskar: - Jestem już obyty są tą śmietanką snowboardu. To małe środowisko i cieszy mnie, że mogę startować obok takich gwiazd. Choć na początku strasznie mnie to stresowało, paraliżowało wręcz na starcie. W ogóle jestem nerwusem, ale pracuję nad tym.

Teraz staram się to zmieniać w energię na stoku. Przed zawodami nie chodzę od ściany do ściany, tylko myślę o przejeździe i nie mogę się go doczekać. Sam wypracowuję sobie takie psychologiczne sposoby. Poza tym przekonałem się, że najlepsi zawodnicy to też normalni ludzie, nie mają supermocy.

Rok temu zajął 12. miejsce w mistrzostwach świata w slalomie równoległym, miesiąc temu w słoweńskiej Rogli wykręcił swój najlepszy rezultat w Pucharze Świata – 20. miejsce.

- Oskar ma na koncie 28 występów w PŚ, a ściga się z ludźmi takimi jak Andreas Prommegger i Jasey-Jay Anderson, którzy mają po trzysta startów – zauważa Skowroński. - Na olimpijskiej trasie na pewno pojedzie na 110 procent i jeśli tylko wytrzyma, nie rozkojarzy się i nie zrobi głupiego błędu, to myślę, że o finał możemy być spokojni. Przyjazd na igrzyska to dla niego ogromny sukces i wspaniałe doświadczenie. Ale nigdy nie wiesz, co zawodnik przeżywa w środku. Bo to jest tak: cztery lata przygotowań i 40 sekund sprawdzianu.

- Podejdę do sprawy jak Kamil Stoch – żeby wykonać dobrze swoją pracę, bez napięć – uspokaja szkoleniowca zawodnik.

Już w czwartek miały odbyć się wyścigi eliminacyjne, ale z powodu innych przetasowań w kalendarzu, wszystko zostanie przeprowadzone w jeden dzień, tak jak w PŚ. - Niespecjalnie się tym przejąłem. Wszystko w porządku, zawody i tak się odbędą – mówi Oskar, który wczoraj trenował nieopodal trasy, na której zostaną rozegrane zawody.

- My góry mamy ładniejsze, ale oni mają fajniejsze stacje narciarskie. Trochę zazdroszczę – wzdychał, omiatając wzrokiem potężny Phoenix Park. To tutaj zacznie się jego olimpijska przygoda.

W sobotę na starcie slalomu giganta równoległego staną też Aleksandra Król, Weronika Biela i Karolina Sztokfisz.

Wszystko o IO Pjongczang 2018 - polub nas i bądź na bieżąco!

Sportowy24.pl

Wszystkie polskie medale w historii zimowych IO [GALERIA]

**Magazyn Sportowy24 o

Igrzyskach Olimpijskich 2018 w Pjongczangu

**

Więcej wideo na Youtube Sportowy24 - zasubskrybuj i nie przegap!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pjongczang 2018. Snowboardzista Oskar Kwiatkowski: Na widok gwiazd stresu już nie ma - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski