MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Świąteczny powrót regionalnej tożsamości

Akcja Specjalna Eko Życie Eko Święta
Tradycja spotkań z biskupem Mikołajem sięga tu lat 50. ubiegłego wieku
Tradycja spotkań z biskupem Mikołajem sięga tu lat 50. ubiegłego wieku Wiola Bis
Dawniej w lubelskich wsiach w okresie między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem nie wykonywano większości prac. Czas ten stanowił świętość, był momentem odpoczynku i spokoju. Dbano jedynie o zwierzęta i podstawowe potrzeby gospodarstwa. Dziś możemy jedynie pomarzyć o takiej chwili. Członkowie Koła Gospodyń i Gospodarzy Krzczonów Sołtysy przywołują dawne zwyczaje, ukazując ich wyjątkowość i piękno.

Obrzędowość okresu świątecznego rozpoczynała się już podczas Adwentu i nie chodzi tu jedynie o celebrację liturgiczną. Słowo „adventus” oznacza w języku łacińskim przyjście, tym samym Adwent stanowił czas oczekiwania, wyciszenia i refleksji. Na wsiach zmieniał się moment przerwy od poważniejszych prac i poświęceniu się zajęciom sprzyjającym zacieśnianiu wspólnoty.

– Aktualnie mamy wiele zapożyczonych zwyczajów adwentowych. Przede wszystkim z Niemiec. Chociażby wieniec adwentowy czy kalendarz adwentowy. Ale jeśli chodzi o zwyczaje regionalne, to kształtowały je pory roku. W okresie adwentowym dni stawały się coraz krótsze, a wieczory dłuższe. Ludzie spotykali się wieczorami. Przy jednej lampie gromadziło się wielu sąsiadów. Gospodarze rozmawiali, grali w karty i palili fajki. Kobiety przędły albo darły pierze, a młode dziewczęta przygotowywały z chłopcami ozdoby bożonarodzeniowe. Wiadomo, że nie siedzieli dumając i umartwiając się. Bywało wesoło, ale jednocześnie wpływało to na zacieśnienie sąsiedzkich więzi, niejednokrotnie rodziły się pierwsze młodzieńcze zauroczenia. A wszystko to w klimacie oczekiwania na ten wyjątkowy dzień narodzin Jezusa. A już po Bożym Narodzeniu do Sylwestra wstrzymywano się, od tego typu prac. Wykonywano jedynie to, co niezbędne. Był to moment na goszczenie się między rodzinami – tłumaczy Wojciech Cioczek z Koła Gospodyń i Gospodarzy Krzczonów Sołtysy.

Biskup Mikołaj wraca po latach

Niewiele jest miejsc, gdzie spotkamy prawdziwego świętego Mikołaja biskupa. W Krzczonowie tradycja ta sięga lat 50. ubiegłego wieku. Szóstego grudnia pojawiał się on w kościele parafialnym i rozdawał najmłodszym prezenty. Jak zapisano kronikach parafialnych jednym z jego pomocników był wówczas kleryk Ryszard Karpiński, obecny Biskup Pomocniczy Senior Archidiecezji Lubelskiej.

– W grudniu odbywa się rokrocznie trzeci odpust parafialny. Pamiętam, jeszcze z czasów szkoły, że zawsze organizowano wtedy spotkanie ze świętym Mikołajem. Było to dość podniosłe wydarzenie, a dla nas dzieci – bardzo radosne. Tradycja ta trwała przez wiele lat. Od 2005 roku zniknęła. Na szczęście udało nam się ją przywrócić w 2018 roku. W tym dniu biskup Mikołaj podjeżdża uroczyście pod kościół bryczką zaprzężoną w konie. Jest wspólne śpiewanie, muzyka, gry i zabawy. Bardzo przyjemne wydarzenie dla całej społeczności. W tym roku biskup przyjedzie czwartego grudnia po mszy świętej o godzinie dwunastej. Oczywiście rodzice powinni skontaktować się wcześniej z pomocnikami biskupa Mikołaja, by podpowiedzieli mu, na jakie prezenty czekają ich dzieci – śmieje się Wojciech Cioczek.

– Chcemy, by był to prawdziwy biskup z mitrą, pastorałem i przepiękną, bujną brodą. Nie krasnal z reklamy, a święty biskup. Nawiązujemy do religii, ponieważ jesteśmy w niej osadzeni, podobnie jak nasi dziadkowie. Staramy się pokazywać tę naszą wiarę i przynależność do Kościoła – podkreśla Grzegorz Zalewski z KGG Krzczonów Sołtysy.

Mikołaj odwiedza nie tylko kościół parafialny. Nie zapomina też o najbardziej potrzebujących maluchach. Rokrocznie jest gościem dzieci mieszkających w „Naszym Domu” w Rybczewicach oraz w „Oficynie” w Woli Gałęzowskiej. Zanim je odwiedzi prosi swoich pomocników o zebranie potrzebnych środków finansowych, by mógł każdemu z dzieci podarować paczkę ze słodyczami. Pomocników zaś z roku na rok przybywa.

– Dzieci czekają na ten dzień cały rok. Przygotowują się na tę wizytę. Organizują wielkie przyjęcie dla Mikołaja. Pieką ciasteczka, zastawiają stół. Mikołaj częstowany jest kawą i herbatą. Wyjeżdża zawsze z pełnym brzuchem. Dowiedziałem się nawet, że jedno z dzieci pytało, czy aby na pewno w tym roku przyjedzie do nich Mikołaj, ponieważ pragnie mu przekazać swoją wielką tajemnicę. Wiem, że Mikołaj bardzo lubi te przyjęcia i nie może się doczekać najbliższego spotkania. Zawsze wspomina, że są one bardzo wzruszające – zdradza Grzegorz Zalewski, główny pomocnik biskupa Mikołaja.

Żeby chłop po garnkach nie wąchał

Tradycje samego dnia Wigilii Bożego Narodzenia zaczynają się od słów – jaka Wigilia, taki cały rok.

– Pamiętam jak dziadkowie i rodzice to powtarzali. Z tego względu nie można było tego dnia spać do późna, kłócić się, należało pomagać, by cały rok był taki. Zresztą, do dziś w wielu odmach kultywuje się te tradycje. Bardzo istotna była też kwestia odwiedzin u sąsiadów. W Wigilię każdy dom powinien najpierw odwiedzić mężczyzna. Witając się domownikami wypowiadał słowa – „Na szczęście, na zdrowie na tę świętą Wigiliję. Abyśmy byli weseli, jak w Niebie anieli”. Na co słyszał od gospodarzy – „Daj Boże”. Regułka ta funkcjonował przez całe święta. Zmieniała się tylko nazwa świątecznego dnia. Zresztą to pozdrowienie nadal pozostało w wielu domach – opowiada Wojciech Cioczek.

Odwiedziny mężczyzny miały przynieść szczęście, kobiety zaś odwrotnie. Tradycja ta ma jednak drugie dno. W ten dzień gospodynie nie miały czasu, a przy tym nie chciały, by mężczyźni przeszkadzali im w świątecznych przygotowaniach.

– Tradycja ta ma wymiar praktyczny. Niech chłop idzie, pogada z innym gospodarzem, żeby nie przeszkadzał, po domu się nie plątał, po garnkach nie wąchał i przy piecach nie przeszkadzał – śmieje się krzczonowski gospodarz.

Co jednak gospodyni miała zrobić z dziećmi?

– Otóż, panował zwyczaj ubierania choinki w dzień Wigilii. Dzięki temu dzieci miały zajęcie i nie przeszkadzały. Choć tu rodził się drobny problem. Każde z nich pragnęło ubrać choinkę po swojemu, każde chciało zawiesić najpiękniejszą bombkę czy gwiazdę. I sprzeczka gotowa. Ale przecież rodzice powtarzali, że w ten dzień nie można kłócić się z rodzeństwem. I to jest właśnie ten przepiękny folklor – mówi Wojciech Cioczek.

Podłaźniczka i ukamienowanie księdza

Choć ubieranie choinki jest dziś dla nas oczywiste, to niegdyś nie istniało. Domy ozdabiało się podłaźniczkami, wykonanymi z wierzchołka świerku lub sosny. Miały one przynosić domownikom szczęście i dobrobyt.

– Choinka przyszła do nas z zachodu Europy. Wcześniej funkcjonowały podłaźniczki. Wierzchołek choinki zawieszało się odwrócony do góry nogami przy suficie, zazwyczaj nad stołem. Ozdabiane były bibułą, owocami, orzechami i stroikami ze słomy. Często też zwieszało się gałąź drzewa iglastego nad wejściem do domu – opowiada Grzegorz Zalewski.

Kolejnym ciekawym i zapomnianym zwyczajem, który przetrwał w nielicznych parafiach, a nadal kultywowany jest w Krzczonowie, to symboliczne ukamienowanie księdza. Tradycja ta upamiętnia ukamienowanie pierwszego męczennika – świętego Szczepana. W tym dniu święci się owies, ale również rzuca nim w kapłana.

– Zazwyczaj ksiądz jest cały obsypany ziarnem i myślę, że czasem mocno doświadcza tej tradycji. Zdarzają się bardzo „gorliwi” wierni, którzy potrafią rzucać całymi garściami z całkiem dużą siłą – śmieje się Wojciech Cioczek.

Kalendarz dla wskrzeszenia przeszłości

Krzczonów może poszczycić się tym, że tradycje tu nie umierają, a na ich podstawie powstają nowe. Jedną z wiążących się z okresem świątecznym jest coroczne wydawanie kalendarza przez KGG Krzczonów Sołtysy. Przedstawiane są w nim fotografie obrazujące regionalne zwyczaje i wartości, a główną rolę gra piękno przyrody i tradycyjnych strojów krzczonowskich, które są oficjalnym strojem ludowym województwa lubelskiego.

– Jesteśmy z tego dumni. Chcemy ten strój uhonorować i pokazywać. To nasza tożsamość – podkreśla Wojciech Cioczek.

Kalendarz jest sprzedawany, zaś dochód przeznaczany na renowację zabytków parafii Krzczonów. Do tej pory krzczonowskim gospodyniom i gospodarzom udało się odrestaurować feretron oraz kapliczkę św. Jana Nepomucena.

– Kalendarz wydajemy od trzech lat. Co roku wybieramy jakiś cel, na który przeznaczamy dochód z jego sprzedaży. W tym roku pragniemy odrestaurować stary nagrobek państwa Plewińskich, którzy byli prekursorami idei kół gospodyń wiejskich i społeczności lokalnej w gminie Krzczonów – mówi Grzegorz Zalewski.

Tu podaj tekst alternatywny

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski