MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba patrzeć na Wschód. Rozmowa z Waldemarem Tatarczukiem

Sylwia Hejno
Sylwia Hejno
Wystawa "Tam gdzie teraz"
Wystawa "Tam gdzie teraz" Wojciech Pacewicz
- Sztuka wschodnioeuropejska cieszy się coraz większym zainteresowaniem na zachodzie Europy - mówi Waldemar Tatarczuk. Dyrektor Galerii Labirynt opowiada o współorganizacji ukraińskiego pawilonu na Biennale w Wenecji, wystawie "Tam gdzie teraz" stypendystów Narodowego Centrum Kultury i planach na przyszłość.

O czym mówią nam artyści? Dużo prac dotyczy tożsamości.
Tak jest co roku, wiele prac dotyka także relacji Polaków z Ukraińcami, czy Ukraińców i Unii Europejskiej. Jedna bezpośrednio dotyczy dotyczy stypendystów „Gaude Polonia” Narodowego Centrum Kultury, zwykle ten wątek często się przewija.

Niemcy to kraj, w którym większość respondentów chciałaby mieszkać i pracować – dowiadujemy się ze „Statystyk artystycznych”.
Olena Siyatovska prowadziła je wśród stypendystów. Często się pojawia wątek ja jako stypendysta, co mi to stypendium mi dało. Nie ma zbyt wielu takich konkursów dla ukraińskiego środowiska artystycznego, ci którzy się dostaną, stają się widoczni.

Na wystawie „Uraiński Zriz”, która odbyła się przed laty w Lublinie, towarzyszyło szukanie „ukraińskiego kodu” w tej sztuce.
Raczej nie ma czegoś takiego, choć czasami można ten „kod” dostrzec, gdy się głębiej zna ukraiński kontekst. Tamta wystawa była specyficzna, jej kuratorem był Vlodko Kaufman, który ma swoje spojrzenie na sztukę.

Było dużo malarstwa realistycznego.
Wiele prac pozostaje w relacji z tradycją, na akademiach panuje bardzo silny nacisk na malarstwo, na warsztat. Kiedyś bardzo krytycznie się odniosłem do wypowiedzi koleżanki, która stwierdziła, że to podejście zaściankowe, mało współczesne… To takie wyższościowe spojrzenie z perspektywy centrum: jeśli coś w lokalnej sztuce nie pasuje do naszej matrycy, to znaczy, że już nas nie interesuje, że to nie jest sztuka współczesna, tylko jakiś regionalizm. Rzeczywiście na Ukrainie jest sporo tego nurtu, ale dla mnie to odróżnianie się od ogólnozachodniego mainstreamu jest również cenne.

Dlaczego tak niewiele z tego offstreamu do nas dociera?
Niewielu kuratorów szuka zjawisk spoza centrów sztuki, czegoś, co się odróżnia od tego, co już znają. A jeśli nawet, to kalkują czy będzie to czytelne dla publiczności. Pamiętam Biennale w Wenecji, gdy kuratorem był pochodzący z Nigerii Okwui Enwezor. Było dużo afrykańskiej sztuki, zupełnie innej, niż tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni, ale wybranej przez kuratora, który bardzo dobrze ją znał. Okwui Enwezor pokazał, że światowa sztuka to nie tylko globalne centra.

Na wystawie „Tam gdzie teraz” widzimy sztukę europejską.
Zdecydowanie tak. Gdybyśmy nie wiedzieli, że autorami są Ukraińcy i Białorusini, to w żaden sposób, na pierwszy rzut oka, nie zidentyfikowalibyśmy narodowości artystów. Trzeba się bliżej przyjrzeć, odnaleźć rozmaite konteksty. Teraz stoimy obok pracy „Inny, Obcy, Swoi” Eleny Subach, która stanowi pewną analizę porównawczą Polaków i Ukraińców, są zdjęcia, zdjęcia zdjęć z nagrobków polskich i ukraińskich, pojawiają się odniesienia do spraw narodowych. Artystka jeździła po Polsce fotografując rozmaite ukraińskie ślady.

Znaki na rzeźbie od razu kojarzymy z krzyżami celtyckimi.
Tak, tylko że jest to znacznik, którego używają rzeźbiarze przy kopiowaniu rzeźb. Mamy jednak głęboko zakodowane w głowach takie znaczenie tego symbolu.

Galeria Labirynt była współorganizatorem ukraińskiego pawilonu na tegorocznym Biennale. Jak wyglądała ta współpraca, czy dało się wyczuć, że między Polską i Ukrainą się popsuło?
Niestety tak. Gdy kuratorzy zaprosili mnie do współpracy, to czułem pewną barierę między mną a panią wiceminister, która była komisarzem pawilonu, zaakceptowanie i zaufanie partnerowi z Polski nie było łatwe. To była w ogóle specyficzna sytuacja, ale bardzo podobała mi się jedna rzecz: konsekwencja trwania przy projekcie, który został wybrany. Cień „Marzenia” padający na Giardini della Biennale Open Group spotkał się z atakiem, szczególnie starszego, konserwatywnego pokolenia artystów, pojawiły się różne naciski, aby zmienić projekt, który będzie reprezentował Ukrainę. Ale ministerstwo kultury stało na stanowisku, że skoro komisja wybrała, to ma tak pozostać.

Były naciski polityczne?
Także. Do tego stopnia, że główny konkurent Otwartej Grupy, Arsen Savadov interweniował u prokuratora generalnego, aby przyjrzał się finansom pani minister i w ten sposób chciał wywrzeć presję. Do pewnego precedensu doszło zresztą na początku obecności Ukrainy na Biennale. W 2001 r., na kilka miesięcy przed Biennale, ministerstwo zadecydowało o zmianie projektu i kuratora, zostało zaprezentowane coś zupełnie innego. Tym razem się nie udało, to pokazuje, że przez tych osiemnaście lat Ukraina bardzo się zmieniła.

Galeria Labirynt jest trochę takim ambasadorem dobrego, polsko-ukraińskiego sąsiedztwa. To dyplomacja przez sztukę?
Myślę, że tak, zresztą Labirynt staje się coraz bardziej znany na Ukrainie jako galeria, która współpracuje z ukraińskim środowiskiem. Często tam jeżdżę, m.in. prowadzę warsztaty. Zastanawiam się nad przyszłością. Ten rok był przełomowy, współorganizacja pawilonu w Wenecji to poważna sprawa, zatem co dalej? Wydaje mi się, że trzeba się zastanowić jak wykorzystać ten moment, trzeba rozszerzyć tę współpracę.

Jeśli przyjrzymy się polskim galeriom, to okazuje się, że sztuki ukraińskiej wcale tak dużo nie ma.
Poza Labiryntem jest obecna w białostockim Arsenale, z którym zresztą współpracujemy. Ale fakt, biorąc pod uwagę naszą bliskość, jest to trochę dziwne. Kiedy kilka lat temu był konkurs na dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, startował m.in. Jerzy Onuch. Proponował program, który moim zdaniem byłby świetny, a zakładał on właśnie współpracę z Europą Wschodnią. Instytucja miałaby szansę się wyróżnić na tle innych w Europie, byłoby to też dobre dla samego środowiska artystycznego. Niestety nie wyszło. Labirynt czy Arsenał realizują taki zamysł na znacznie mniejszą skalę, bo i nasze możliwości są mniejsze.

To jaki jest plan na przyszłość?
Wystaw możemy robić tyle, ile możemy. Ale na pewno ta współpraca powinna być bardziej intensywna. Warto zauważyć, że do niedawna poza ministerialnym programem rezydencyjnym „Gaude Polonia” dla artystów ze Wschodu nie było więcej takich propozycji. W tym roku powstał nowy projekt w Poznaniu, warunki są dosyć podobne. Tym samym Galeria Labirynt pomimo swoich wschodnich kompetencji nieco przegrywa z Poznaniem. Dla młodych artystów taka rezydencja jest czymś bardzo cennym, ale to także wartościowe dla miasta, ponieważ oni stają się potem międzynarodowymi ambasadorami tego miejsca. Myślę, że warto by było, by Lublin miał swój program tego typu.

Co jeszcze?
Na pewno też duża, cykliczna wystawa czy festiwal sztuki współczesnej z Europy Wschodniej cieszyłby się wielkim zainteresowaniem za naszą wschodnią granicą, bo nigdzie takiego wydarzenia nie ma, albo są organizowane sporadycznie. Zwróciłby z pewnością uwagę także na zachodzie Europy, gdyż w ostatnich latach sztuka wschodnioeuropejska notuje stały wzrost zainteresowania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Błysk i cekiny czyli gwiazdy w Cannes

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski