MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Trzy razy Piaf": Legenda ożyła na scenie Teatru Muzycznego

Andrzej Z. Kowalczyk
Piaf w różnych etapach życia grały (od lewej): Anita Kostyńska, Patrycja Zywert-Szypka i Anna Świetlicka.
Piaf w różnych etapach życia grały (od lewej): Anita Kostyńska, Patrycja Zywert-Szypka i Anna Świetlicka. Dawid Jacewski
Spotkanie z legendą piosenki XX wieku zaproponował w miniony weekend lubelski Teatr Muzyczny. A okazją do owego spotkania była premiera spektaklu „Trzy razy Piaf” w reżyserii Artura Barcisia, pod muzycznym kierownictwem Piotra Wijatkowskiego. To trzecia w Polsce realizacja tej sztuki; pierwsza jednak w udziałem orkiestry w dużym składzie, co sprawiło, że otrzymaliśmy całkiem nowy spektakl, bogatszy od tych realizowanych wcześniej.

W rolę wielkiej pieśniarki wcieliły się trzy artystki. Jako Młoda Piaf wystąpiła Anita Kostyńska i było to odkrycie niepospolitego talentu. Młodziutka artystka, ujmująca wdziękiem i naturalnością, a przy tym świetnie śpiewająca, już pierwszą piosenką – „Nocne ćmy” – zdobyła publiczność „na własność”. I każdy kolejny utwór tylko to potwierdzał. A piosenki „Cudzoziemiec” i „Akordeonista” oddziaływały z siłą wręcz hipnotyzującą. W drugiej części spektaklu Anitę Kostyńską zastąpiła Patrycja Zywert-Szypka, w każdym calu wiarygodna w roli Zakochanej Piaf. Pięknie pokazująca rozmaitość nastrojów jej utworów: gorycz piosenki „Brawo dla clowna”, wdzięk „Świata na różowo” czy dramatyzm „Miłości jak ze snu”.

Wreszcie trzecia, Zmęczona Piaf, w którą wcieliła się Anna Świetlicka. I dała pokaz scenicznej magii. Widziałem wiele świetnych kreacji Świetlickiej, ale ta, w tym przedstawieniu jest wręcz fenomenalna. Wraz z jej wejściem Edith Piaf pojawia się jako postarzała, schorowana kobieta, zmieniona przez leki, wyniszczona przez alkohol i narkotyki. Zaczyna śpiewać słynnego „Milorda”, przerywa i rozpoczyna na nowo. Śpiewa zrazu z trudem, ale z sekundy na sekundę, z nuty na nutę piosenka brzmi coraz lepiej. Muzyka pozwala artystce zapomnieć o bólu; uzdrawia ją i unosi. A nawet zdaje się cofać upływ czasu. „Niebo nad Paryżem” brzmi tak, jakby piosenkę tę śpiewała kilkunastoletnia dziewczyna. A za chwilę – w „Prawie do miłości” i „Hymnie do miłości” – powraca zakochana kobieta, którą poznaliśmy w drugiej części spektaklu. I już do samego końca na scenie jest wielka Edith Piaf, taka jak w latach największej świetności. I w finale wykonywanym przez wszystkie trzy artystki podsumowuje swoje niezwykłe życie – „Nie żal mi niczego” („Non, je ne regrette rien”). Na scenie Teatru Muzycznego naprawdę ożyła legenda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski