„Kim chcesz być jak dorośniesz Gustawku?”, zapytała Frau Mahler swego pięcioletniego synka. Gustawek spojrzał jej głęboko w oczy i z całą powagą odpowiedział: „Męczennikiem”.
Z przyjemnością - o ile to dobre słowo w tym kontekście - spieszę poinformować, że jego marzenie się spełniło.
Kiedy Gustaw Mahler rozpoczynał pracę nad „IX Symfonią” miał już za sobą iście Hiobową drogę. Mimo że jako dyrektor i dyrygent wiedeńskiej Hofoper spisał się więcej niż dobrze, poprawiając kondycję finansową i artystyczną opery, w 1907 r. musiał zrezygnować z funkcji po antysemickiej kampanii w mediach i wśród pracowników instytucji. Tego samego roku obie jego córki zachorowały na płonicę i błonicę. Starsza, pięcioletnia Maria, zwana pieszczotliwie przez rodzinę „Putzi” zmarła. Zaraz po tym kompozytor dowiedział się, że cierpi na poważną wadę serca. W takich okolicznościach w 1909 roku zabierał się za symfonię numer 9. To w kręgach muzyki klasycznej feralna liczba. Ukończenie „dziewiątki” podobno zabija, o czym wiedzą fani Schuberta, Brucknera, Dworaka, Williamsa. A Mahler był człowiekiem przesądnym. Próbował przechytrzyć los. Kolejnym ośmiu symfoniom nadał odpowiednie liczby, a potem użył tricku. „Zdecydował się nie nazywać jej ‘Dziewiątą symfonią’ i nie prowokować klątwy. Nazwał więc ją ‘Das Lied von der Erde’ i pomyślał, że oszukał Boga.”, tłumaczył muzykolog Robert Greenberg w wywiadzie dla NPR.
Wydaje się jednak, że sam autor nie wierzył w te sztuczki, czując zbliżającą się śmierć, co słychać choćby w początkowych akordach sekcji dętej. Wielki Leonard Bernstein stwierdził na wykładzie dla studentów Harvardu: „Otwierające („Dziewiątą symfonię”) takty są odzwierciedleniem arytmii słabnącego serca Mahlera”. Adagio będące ostatnią częścią kompozycji dla filozofa Theodora Adorno jest „katastrofą, która brzmi jakby wiedziano o niej od dawna i nie oczekiwano już niczego więcej”. Dla Bernsteina była to przepowiednia trzech rodzajów śmierci: zbliżającej się śmierci autora, śmierci tonalności i śmierci kultury „faustowskiej” w sztuce.
W 1910 roku Mahler dowiedział się o romansie swojej żony Almy z architektem Walterem Gropiusem, co nadszarpało jego i tak już zniszczone zdrowie. W 1911 zmarł z powodu infekcji zapalenia wsierdzia, niedoczekawszy wykonania swojej „Dziewiątki”. O jego śmierci poinformowały na pierwszych stronach niemal wszystkie europejskie gazety, na pogrzebie pojawiły się tysiące Wiedeńczyków, wśród nich wybitnych artystów. Na szarfie wieńca, który złożył kompozytor Arnold Schoenberg widniał napis „Święty Gustav Mahler”. Kompozytora żegnano więc tak jak sobie wymarzył. Jak prawdziwego męczennika.
„IXSymfonia” Mahlera, piątek, Collegium Maius, ul. Jaczewskiego 4, godz. 19.00, bilety 15-30 zł
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?