- Nie przyznaję się do tego, że szedłem tam z zamiarem zabicia tego pana. Nie przyznaję się też do uderzenia go w twarz. Uderzyłem go w tył głowy, zabrałem mu pieniądze (w akcie oskarżenia jest mowa o co najmniej 140 złotych - dop. red.), po czym pobiegłem do samochodu - mówił w środę przed sądem 28-letni Damian S., z zawodu mechanik samochodowy, przed zatrzymaniem utrzymujący się z prac dorywczych. Oskarżony przyznał, że był wcześniej karany za kradzieże z włamaniem. - Nie użyłem siły do uderzenia, nie zamachnąłem się - zapewniał.
Do napadu na stację paliw w w Kolonii Palecznica doszło 1 grudnia 2017 roku. Udział w nim miały brać trzy osoby, które przyjechały na miejsce zdarzenia jednym samochodem marki Mazda. Poza tymi, które w środę zasiadły na ławie oskarżonych, także Damian D. (kolega Damiana S. i ówczesnych chłopak Magdaleny J.), ale jego sprawa została wyłączona do odrębnego postępowania z uwagi na wnioski z opinii biegłych psychiatrów.
Napaść z użyciem drewnianego trzonka
Jak przebieg wydarzeń w Kolonii Palecznica przedstawili śledczy? Według aktu oskarżenia pretekstem do wywabienia na zewnątrz pracownika stacji paliw była wymiana butli gazowej. Wcześniej Damian S. miał ukraść taką pustą butlę, po sforsowaniu kłódki, z prywatnej posesji.
Według ustaleń śledczych, Damian S. miał założoną kominiarkę, ze sobą wziął drewniany trzonek. Oskarżony miał nim dwukrotnie uderzyć w tył pracownika stacji, gdy ten pochylał się nad butlami, a później jeszcze co najmniej dwukrotnie zadać mu cios w twarz. Zaatakowany stracił przytomność i upadł na ziemię.
Z akt sprawy wynika, że oskarżonego wypłoszył klient, który podjechał na stację. Po chwili Damian S. wrócił do auta, w którym czekali na niego Magdalena J. i Damian D. Odjechali, po drodze mieli wyrzucić z auta drewniany trzonek i plecak z ubraniami, które Damian S. miał na sobie w czasie napadu.
Prokuratura ustaliła, że tydzień wcześniej ta trójka okradła sklep. Prokurator stwierdził, że to Damian S. zbił szybę w drzwiach, ze sklepu wziął 10 kartonów papierosów i 230 złotych. Straty zostały w tym przypadku oszacowane na 2,5 tysiąca złotych.
Śledczy uznali, że 18-letnia uczennica, Magdalena J. miała świadomość tego, co się dzieje. I to ona dała Damianowi S. 100 złotych, za które miała zostać opłacona wymiana butli. A w trakcie napadu na sklep włączyła głośno muzykę w aucie, żeby nie było słychać dźwięku wybijanej szyby.
Oskarżony: to była akcja spontaniczna
Wróćmy do procesu, który w środę zaczął się przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Damian S. przekonywał na pierwszej rozprawie, że napad na stację paliw planował tylko z Damianem D. i że działo się to "w drodze ze sklepu do samochodu". - Współoskarżona niczemu nie jest winna. Tak naprawdę w niczym nie uczestniczyła. Była tylko z nami w samochodzie - przekonywał w środę Damian S.
Oskarżony wyjaśniał, że jeszcze przed napadem na stację, razem z Damianem D. zażyli dopalacz w formie białego proszku wciąganego przez nos "żeby nie spać". Nie pamiętał jego nazwy. Twierdził, że początkowo planował związać taśmą pracownika stacji. Nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego ostatecznie wziął z auta drewniany trzonek. - Wszystko to była akcja spontaniczna - stwierdził jedynie.
Damian S. mówił przed sądem, że wcześniej często bywał na stacji wybranej na miejsce napadu, tankował na niej samochód. Na tej postawie miał stwierdzić, że jej pracownik powinien mieć przy sobie "więcej pieniędzy". Co więcej, kojarzył pokrzywdzonego z tego miejsca.
Magdalena J. przekonywała z kolei, że to Damian D. kazał jej jechać z nim i Damianem S., a w samochodzie momentami przysypiała, dlatego nie wiedziała, co się dzieje. Przyznała też, że wie iż "działalność" o której mówili obaj mężczyźni, oznaczała napady.
- Przestraszyłam się, jak powiedział, że ogłuszył tego pracownika. W czasie jazdy S. oddał mi 100 złotych ze zrabowanych pieniędzy - to fragment wcześniejszych wyjaśnień Magdaleny J., jakie zostały w środę odczytane przed sądem.
Obrażenia poszkodowanego pracownika stacji paliw w Kolonii Palecznica, Mirosława W., były tak poważne, że mimo przeprowadzonej operacji zmarł w szpitalu. Na stacji pracował od 18 lat.
- Czuję smutek, czuję żal, tęsknotę za bliskim mi człowiekiem. W tym roku mieliśmy obchodzić 30 rocznicę ślubu. Planowaliśmy ją razem z rodziną - mówiła w środę przed sądem wdowa po pokrzywdzonym.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?