Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brutalny napad na stację paliw w Kolonii Palecznica. Ruszył proces przed Sądem Okręgowym w Lublinie (ZDJĘCIA)

Małgorzata Szlachetka
Napad na stację paliw w Kolonii Palecznica (powiat lubartowski) miał tragiczny finał. Zaatakowany pracownik zmarł w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń. W środę ruszył proces przed Sądem Okręgowym w Lublin. Prokuratura Rejonowa w Lubartowie zarzuca Damianowi S. i Magdalenie J., że działali wspólnie i w porozumieniu, kierując się chęcią zysku.

- Nie przyznaję się do tego, że szedłem tam z zamiarem zabicia tego pana. Nie przyznaję się też do uderzenia go w twarz. Uderzyłem go w tył głowy, zabrałem mu pieniądze (w akcie oskarżenia jest mowa o co najmniej 140 złotych - dop. red.), po czym pobiegłem do samochodu - mówił w środę przed sądem 28-letni Damian S., z zawodu mechanik samochodowy, przed zatrzymaniem utrzymujący się z prac dorywczych. Oskarżony przyznał, że był wcześniej karany za kradzieże z włamaniem. - Nie użyłem siły do uderzenia, nie zamachnąłem się - zapewniał.

Do napadu na stację paliw w w Kolonii Palecznica doszło 1 grudnia 2017 roku. Udział w nim miały brać trzy osoby, które przyjechały na miejsce zdarzenia jednym samochodem marki Mazda. Poza tymi, które w środę zasiadły na ławie oskarżonych, także Damian D. (kolega Damiana S. i ówczesnych chłopak Magdaleny J.), ale jego sprawa została wyłączona do odrębnego postępowania z uwagi na wnioski z opinii biegłych psychiatrów.

Napaść z użyciem drewnianego trzonka

Jak przebieg wydarzeń w Kolonii Palecznica przedstawili śledczy? Według aktu oskarżenia pretekstem do wywabienia na zewnątrz pracownika stacji paliw była wymiana butli gazowej. Wcześniej Damian S. miał ukraść taką pustą butlę, po sforsowaniu kłódki, z prywatnej posesji.

Według ustaleń śledczych, Damian S. miał założoną kominiarkę, ze sobą wziął drewniany trzonek. Oskarżony miał nim dwukrotnie uderzyć w tył pracownika stacji, gdy ten pochylał się nad butlami, a później jeszcze co najmniej dwukrotnie zadać mu cios w twarz. Zaatakowany stracił przytomność i upadł na ziemię.

Z akt sprawy wynika, że oskarżonego wypłoszył klient, który podjechał na stację. Po chwili Damian S. wrócił do auta, w którym czekali na niego Magdalena J. i Damian D. Odjechali, po drodze mieli wyrzucić z auta drewniany trzonek i plecak z ubraniami, które Damian S. miał na sobie w czasie napadu.

Prokuratura ustaliła, że tydzień wcześniej ta trójka okradła sklep. Prokurator stwierdził, że to Damian S. zbił szybę w drzwiach, ze sklepu wziął 10 kartonów papierosów i 230 złotych. Straty zostały w tym przypadku oszacowane na 2,5 tysiąca złotych.

Śledczy uznali, że 18-letnia uczennica, Magdalena J. miała świadomość tego, co się dzieje. I to ona dała Damianowi S. 100 złotych, za które miała zostać opłacona wymiana butli. A w trakcie napadu na sklep włączyła głośno muzykę w aucie, żeby nie było słychać dźwięku wybijanej szyby.

Oskarżony: to była akcja spontaniczna

Wróćmy do procesu, który w środę zaczął się przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Damian S. przekonywał na pierwszej rozprawie, że napad na stację paliw planował tylko z Damianem D. i że działo się to "w drodze ze sklepu do samochodu". - Współoskarżona niczemu nie jest winna. Tak naprawdę w niczym nie uczestniczyła. Była tylko z nami w samochodzie - przekonywał w środę Damian S.

Oskarżony wyjaśniał, że jeszcze przed napadem na stację, razem z Damianem D. zażyli dopalacz w formie białego proszku wciąganego przez nos "żeby nie spać". Nie pamiętał jego nazwy. Twierdził, że początkowo planował związać taśmą pracownika stacji. Nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego ostatecznie wziął z auta drewniany trzonek. - Wszystko to była akcja spontaniczna - stwierdził jedynie.

Damian S. mówił przed sądem, że wcześniej często bywał na stacji wybranej na miejsce napadu, tankował na niej samochód. Na tej postawie miał stwierdzić, że jej pracownik powinien mieć przy sobie "więcej pieniędzy". Co więcej, kojarzył pokrzywdzonego z tego miejsca.

Magdalena J. przekonywała z kolei, że to Damian D. kazał jej jechać z nim i Damianem S., a w samochodzie momentami przysypiała, dlatego nie wiedziała, co się dzieje. Przyznała też, że wie iż "działalność" o której mówili obaj mężczyźni, oznaczała napady.

- Przestraszyłam się, jak powiedział, że ogłuszył tego pracownika. W czasie jazdy S. oddał mi 100 złotych ze zrabowanych pieniędzy - to fragment wcześniejszych wyjaśnień Magdaleny J., jakie zostały w środę odczytane przed sądem.

Obrażenia poszkodowanego pracownika stacji paliw w Kolonii Palecznica, Mirosława W., były tak poważne, że mimo przeprowadzonej operacji zmarł w szpitalu. Na stacji pracował od 18 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski