We wtorek policja weszła do Lubelskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej SA przy ul. Puławskiej w Lublinie. Mundurowi zapukali do pokoju zajmowanego przez członka rady nadzorczej miejskiej spółki. To Konrad B., związkowiec, wskazany do rady właśnie przez pracowników.
Istnieje podejrzenie, że B. nagrywał osoby zatrudnione w LPEC bez ich zgody. W grę wchodzą nie tylko zapisy audio, ale też wideo. Sprawa dotyczy ostatnich kilku miesięcy.
- Zabezpieczyliśmy laptop i inne urządzenia, na których mają być rzekome nagrania - mówił nam we wtorek po południu Andrzej Fijołek z biura prasowego lubelskiej policji.
Udało nam się ustalić, że już jakiś czas temu pracownicy LPEC dowiedzieli się, że byli nagrywani przez Konrada B., i zgłosili sprawę do prokuratury. Ta przekazała ją policji do wyjaśnienia.
Dlaczego Konrad B. nagrywał współpracowników? Ustaliliśmy, że wszystko zaczęło się od prywatnych problemów B., rozwodu z żoną. Kobieta również jest pracownicą LPEC. B. nagrywał spotkania z żoną, bo miał to być dowód przeciwko niej w sądzie. Z tego też powodu B. miał nagrywać współpracowników, aby potwierdzić swoje przypuszczenia, że żona, z którą się rozwodzi, dyskredytuje go w oczach załogi.
Wśród pracowników LPEC panuje duże poruszenie, ale jak nam powiedzieli, nie chodzi tylko o wczorajszą wizytę policji w firmie, a o sam fakt nagrywania.
- Zrobił to przecież członek związku zawodowego. Tym posunięciem stracił nasze zaufanie - mówi nam jeden z pracowników.
Wiemy też, że zanim załoga zgłosiła sprawę do prokuratury, pracownicy próbowali zainteresować nią zarząd LPEC - prezesa Lecha Klizę i wiceprezesa Włodzimierza Wysockiego.
Piotr Kuty z biura zarządu miejskiej spółki tłumaczył nam wczoraj, że władze ciepłowniczej firmy zareagowały na te sygnały.
- Zarząd LPEC został poinformowany o wykorzystywaniu w prywatnych sporach sądowych nagrań, które mogły być dokonywane w LPEC. W tej sprawie zarząd zlecił czynności sprawdzające wyspecjalizowanej firmie. Po otrzymaniu ekspertyzy zarząd złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, dołączając do niego przywołaną ekspertyzę - napisał nam w mailu Piotr Kuty, ale nie wyjaśnia, kiedy dokładnie zarząd podjął działania.
Policja mówi o ewentualnej odpowiedzialności B. za złamanie prawa z paragrafu 267 Kodeksu karnego. Chodzi m.in. o posługiwanie się urządzeniem podsłuchowym lub wizualnym w celu uzyskania informacji dla takiej osoby nieprzeznaczonych. Grozi za to od kary grzywny do dwóch lat więzienia.
- Odsłuchamy nagrania i wszystkie ustalenia przekażemy prokuraturze - dodał Fijołek.
Policja ma ustalić, czym i w jaki dokładnie sposób B. nagrywał żonę i kolegów z pracy.
Piotr Kowalczyk, przewodniczący Rady Miasta, tak komentuje „aferę podsłuchową” u lubelskich ciepłowników: - W pierwszej kolejności oczekuję od zarządu LPEC przedstawienia wyjaśnień na temat tego, kiedy dowiedział się o sprawie i kiedy podjął działania. Pracownicy muszą mieć poczucie, że są chronieni w swoim miejscu pracy - mówił i dodał, że pojawia się też pytanie o przyszłość B. w radzie nadzorczej.
Nie udało nam się wczoraj skontaktować z Konradem B.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?